tarty

Tarty – takie tam proste ciasta, czasem nawet nie ciasta ale dania bynajmniej nie na słodko. DO tej pory w swoim życiu tart upiekłam… dwie 🙂 i te dwie właśnie w ostatnim tygodniu, stąd pomyślałam że warto ten fakt gdzieś zapisać, a że pamiętników już od ostatniej klasy liceum nie prowadzę, niniejszy blog się jak najbardziej nadaje 🙂

Ogólnie taka tarta wielką filozofią nie jest i naprawdę zachęcam każdego kto jeszcze nie próbował bo to ciasto można zrobić między sprzątaniem po obiedzie a parzeniem kawy. To niebywała zasługa najłatwiejszego na świecie chyba ciasta kruchego, które jest tu kluczowym elementem. Reszta to inwencja twórcza oparta na doświadczeniu, znajomości przepisów albo po prostu na tym co akurat ma się w domu.

Naczynie do pieczenia też powinno być odpowiednie, Damian kupił mi właśnie szklane (stąd też motywacja do zabrania się za tego rodzaju wypieki akurat teraz nie jest przypadkowa) i mogę powiedzieć że się sprawdza.

No tak, ciasto takie najłatwiejsze, a moja pierwsza w życiu tarta do najbardziej udanych jednak nie należała…
Ciasto całkowicie i bardzo konsekwentnie zintegrowało się z owym naczyniem… I było w tym tak uparte że o każdy kęs trzeba było walczyć i to w pełnym uzbrojeniu w ostre narzędzia…

Nic to – poza tym była pyszna, z ubitą śmietaną, bananami i gorzką czekoladą które w pełni rekompensowały konieczność wkładania sporej siły w „oddłutowywanie” ciasta od formy. Można powiedzieć że to taka tarta „fit” bo zjedzone kalorie od razu się spala wkładając w to jedzenie sporo siły… 🙂

I tu muszę zaznaczyć, w obronie owej nowej szklanej formy, (która tak bardzo polubiła moją pierwszą tartę że nie chciała jej oddać), że to nie była jej wina lecz kilku błędów technicznych które popełniłam zupełnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji 🙂

Weryfikacja błędów okazała się pełnym sukcesem, kolejna tarta nie tylko nie zintegrowała się z naczyniem ale była luźna już po wyjęciu z piekarnika. Tym razem z kajmakiem i gorzką czekoladą na wierzchu, równie pyszna co łatwa do pokrojenia i tym razem obyło się bez dłuta…

Przy okazji okazało się że całkiem niezłym sposobem na zrobienie z czekolady wiórek jest obieraczka do warzyw (ta szeroka) bo na tarce ni w ząb nie wychodzą. Trzeba odłamać cały rządek i „obierać” wzdłuż dłuższego boku.

Chęć do robienia tych pysznych ciast więc mi wróciła, odzyskałam wiarę w formę do pieczenia i przepis na kruche ciasto, tarty górą! 🙂
Jula o dziwo, choć na co dzień niezbyt skora do jedzenia bardzo słodkich rzeczy, tym razem pochłonęła trzy babeczki ze słodkim przecież masakrycznie, kajmakiem, dołożyłam jej brzoskwinię z puszki żeby ciasto nie było takie suche i wciągała aż miło 🙂 A to dla każdego ciasta najlepszy komplement (żeby nie być próżnym i powiedzieć że dla piekącego… 🙂 )

Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała – taki mały patencik na to żeby Julci nie wisiały nóżki w foteliku samochodowym – takim zwykłym, bo taki mamy, rehabilitacyjnego nie posiadamy bo i nie potrzebny póki co. Rozkładam po prostu maksymalnie do leżenia przedni fotel i wtedy jest na wysokości w sam raz na super wygodne siedzenie bez obciążania miednicy – to na dłuższe przejażdżki i z założeniem że nikt z przodu nie siedzi 🙂 Poza tym znacznie zwiększa się zakres widzenia tego co się przed Julą dzieje bo wysoki zagłówek przedniego siedzenia znacznie ogranicza zwykle tę widoczność.

pozdrawiam 🙂

eeg

Wczoraj byliśmy w Gdańsku z Julcią na kontrolnym badaniu eeg. W Gdańsku, bo nasza Pani neurolog jest z Gdańska i tam nas skierowała, kontrolne, bo po odstawieniu leku przeciwpadaczkowego wypada zobaczyć czy coś złego się nie dzieje. Niby nic nie widać, ataków nie ma od grudnia,Jula wydaje się być dużo bardziej aktywna od odstawienia orfirilu, ale dobrze zobaczyć czy fale mózgowe podzielają nasz optymizm… Zresztą ostatnie eeg jakie Jula miała było tym, które diagnozowało padaczkę pięć lat temu. Nie robiliśmy go przez tyle lat gdyż szczerze mówiąc miałam dreszcze na samą myśl o procedurze jego przeprowadzania. Trzeba było położyć się na oddziale na jedną noc po to żebym obudziła ją o 4 rano i nie dała spać aż do badania (ok 9 rano) w trakcie którego musiała zasnąć. Budzenie jej w nocy, usypianie na siłę a potem budzenie przez zatykanie przez panią pielęgniarkę nosa do dziś skutecznie mnie odstraszało od badania, które na szczęście nie jest niezbędne kiedy wydaje się że leki są dobrze dobrane.
Ale na takie badanie jakie Jula miała wczoraj można jechać bez stresu. Przyjechaliśmy, Pani zamocowała Julci w specjalnym w czepku czujniki, przyczepiła do nich elektrody i kazała leżeć spokojnie przez kilkanaście minut (z tym było ciężko bo Julę wtedy kiedy nie trzeba wszystko interesuje ze zdwojoną siłą, bo przecież niezwykle ciekawe jest „cóż tam przy komputerze robi ta miła Pani?… jeszcze trochę odkręcę głowę i już będę wszystko widziała…” ).
Mam nadzieję że uda się nieco z zapisu odczytać mimo tego, że Jula wysyłała przy każdym poruszeniu fale mózgowe w kosmos…
Wyniki nasza neurolog ma mieć za dwa tygodnie (nie mam pojęcia dlaczego tak długo skoro zapis jest praktycznie do odczytania już w trakcie robienia badania…).
Najważniejsze że obyło się bez zasypiania na siłę, traumatycznego budzenia, poszło sprawnie i szybciutko. Jula zniosła wszystko dzielnie, pełna zaufania do nas ciekawie rozglądała się z uśmiechem i nie zorientowała się nawet że przechodzi właśnie jakieś badanie.
Teraz czekamy na wyniki.

A tak wyglądała Julcia w trakcie badania, Tata stwierdził że jak Domiś, Babci bliższe było porównanie do kosmitki… 🙂

eeg

eeg

eeg

eeg

a potem był już tylko czas na relaksik 🙂

pozdrawiamy

pieski w zastępstwie

polskie towarzystwo kynoterapeutyczneNa początek życzenia szybkiego powrotu do zdrowia dla Negrusi, z którą Julcia ma zajęcia z dogoterapii a która rozchorowała się poważnie po ugryzieniu przez kleszcza, na szczęście już jest lepiej i na pewno niebawem wróci do zajęć.
W tzw międzyczasie Julcia miała zajęcia z dwoma innymi pieskami – Negra jest duża więc małe pieski muszą być dwa żeby ją godnie zastąpić 🙂 I tak na zajęcia przybyły Gonia i Miodek, przesłodkie dwa charlesy spanielki, które Julcia już zdążyła wcześniej poznać i które też bardzo lubi.
Kiedy przyprowadziliśmy Julcię na zajęcia była początkowo lekko zdziwiona zmianą kompana do zabawy, ale tylko chwilkę, jak dwa pieszczochy wdrapały jej się na kolanka było wiadomo że zanosi się na cudne zajęcia.

polskie towarzystwo kynoterapeutyczne, dogoterapia, elbląg

i czułe przywitanie

polskie towarzystwo kynoterapeutyczne, dogoterapia, elbląg

polskie towarzystwo kynoterapeutyczne, dogoterapia, elbląg

polskie towarzystwo kynoterapeutyczne, dogoterapia, elbląg

polskie towarzystwo kynoterapeutyczne, dogoterapia, elbląg

Potem co się działo nie wiem, bo Jula i pieski zdecydowanie lepiej się skupiają jak rodziców nie ma w zasięgu wzroku, ale jak przyszliśmy po godzince ją odebrać było widać że spotkanie było bardzo udane 🙂 Jula pobawiła się we fryzjera i zrobiła pieskom z uszek dwa cudne kiteczki z kolorowymi froteczkami (nie miałam już wtedy ze sobą aparatu więc nie uwieczniłam tego wesołego obrazka) terapeutka powiedziała że Jula przy głaskaniu piesków ślicznie otwierała rączki i rozluźniała się. Do tego było dużo śmiechu bo przecież trzeba od czasu do czasu odsapnąć od poważnych terapii, choć te przy których jest tak wesoło nie są mniej ważne 🙂

pozdrawiamy 🙂

okularki okularki

Jula ma nowe okularki. To już trzecie w jej karierze, tym razem jednak mam poczucie że dobrane naprawdę dobrze i nie mówię tu o ich wyglądzie, choć ten oczywiście dla kobiety jest najistotniejszy, mam na myśli dobre dopasowanie do Julci potrzeb.
Tak więc zakładamy okularki tak jak pani dr zaleciła, tylko jak Jula ma się skupić na szczegółach takich jak obrazki w książce, malowanie, i prace manualne. No i oczywiście jak gramy w jej ulubione gry edukacyjne z Kubusiem Puchatkiem 🙂
Czy Jula lepiej przez nie widzi też oczywiście nie wiem na pewno, ale nie wygląda jakby okularki jej przeszkadzały, dalej uważnie przygląda się po ich założeniu, to co natomiast zauważyłam na pewno to że jak skupia się na szczegółach, mniej zezuje i choć zez jest wynikiem problemów z napięciem mięśniowym a nie wady wzroku, to jednak jakby jest nieco lepiej.
Okularki mają na oprawkach, przed zagięciem za uszkami takie silikonowe języczki, zakładane oddzielnie i możliwe do ustawienia w zależności od potrzeb, bardzo fajny patent – dzięki niemu po pierwsze nic Julci nie uwiera w uszko, po drugie nawet jak leży na ziemi, nie zsuwają się z oczek. Wcześniejsze miały oprawki zakończone taką miękką rurką, zawiniętą za uszami i nie było to zbyt wygodne a do tego podobno przez to uszka mogą zacząć odstawać a tego byśmy bardzo nie chcieli 🙂 Patent z silikonowymi nakładeczkami bardzo nam się spodobał 🙂

a tu pełnia szczęścia w okularkach 🙂

julkaimy

i przytulanki z Tatusiem, już bez okularków ale pełnia szczęścia ogromna 🙂

julkaimy

pozdrawiam 🙂