plac zabaw cd.

Na początku sierpnia pisałam o pomyśle wybudowania w naszym mieście placu zabaw dla niepełnosprawnych dzieci. Inicjatywa spotkała się z pozytywnym przyjęciem wielu osób i teraz przyszedł czas kiedy ten początkowy entuzjazm trzeba przełożyć na konkretne działanie.

Pomysł został wpisany na listę projektów naszego lokalnego budżetu obywatelskiego i od tygodnia można na niego głosować poprzez stronę internetową.

Głosowanie potrwa do 13 października i bardzo potrzebujemy Waszych głosów!

Jestem całym sercem za tym projektem, ponieważ chciałabym żeby Julcia mogła w końcu bez cyrkowych kombinacji pohuśtać się na huśtawce i zjechać ze zjeżdżalni. Teraz w naszym mieście niestety nie jest to możliwe.

Znalazłam nawet zdjęcia które całkiem dobrze oddają stopień tych akrobacji (z września 2012r.)
Oczywiście radziłyśmy sobie ale zawsze będzie miło jak będzie nam nieco łatwiej 🙂

Mój głos jest więc oczywisty.
Ale bardzo dziękuję przyjaciołom którzy głosują i promują projekt z chęci pomocy po prostu, gdyż rozumieją nasze potrzeby.
Dziękuję że mogę na Was liczyć 🙂

pozostałych mieszkańców naszego pięknego miasta zapraszam do głosowania, to tylko kilka kliknięć, którymi można wiele zdziałać.

blog

5 lat (i miesiąc 🙂 ) – okazuje się że tyle już czasu klikam w klawisze dzieląc się z czytelnikami niniejszego bloga swoimi przeżyciami.
Napisałam „okazuje się” bo sama jakoś pominęłam tę rocznicę, o mijającym nieuchronnie czasie przypomniał mi Marcin, dzięki któremu w ogóle blog powstał – 5 lat temu, razem z Damianem, namówił mnie do jego prowadzenia, za co bardzo dziękuję 🙂

Początki były dosyć trudne – mimo, że podobno, umiejętność wylewania myśli na papier wyniosłam już z czasów nastoletnich, po pierwsze prowadząc przez lata obszerne pamiętniki (możliwość powrotu dziś myślami do tamtych lat zagłębiając się w ich czytanie – bezcenna 🙂 ) i wiecznie dostając pod wypracowaniami z j.polskiego notkę „zbyt obszernie i częściowo nie na temat” … (i obniżoną ocenę…),
ale jednak było mi ciężko jakoś wrócić po latach do tego rodzaju ekspresji.
No i staram się żeby jednak było trochę bardziej „na temat” 🙂

I jakoś się udaje (mam nadzieję) i dziś już wiem, że możliwość dzielenia się swoimi doświadczeniami i przeżyciami jest doskonałym sposobem nie tylko na poradzenie sobie z gorszymi momentami w życiu ale także potęguje radość dzielenia się tymi najlepszymi.

Zawsze gdzieś są osoby które przechodzą przez to samo, a których nie miałabym szans poznać gdyby nie blog.
Dzięki temu przez te 5 lat poznałam mnóstwo ludzi z którymi koresponduję cały czas mimo że nie mieliśmy okazji się spotkać.
Dziękuję Wam za to 🙂 i za ciepłe słowa pod adresem bloga. To bezcenne otrzymać e-maila od kogoś kto znajduje w moich wpisach pocieszenie i traktuje blog jak lekarstwo na zły dzień – to cudownie wiedzieć że, pisząc po prostu, można komuś pomóc 🙂

Czasem pisząc ciężko mi uwierzyć że ktoś to jednak będzie czytał…
Dlatego dziękuję wszystkim którzy są z nami cały czas i jak za długo się nie odzywam piszą pytając zaniepokojeni czy coś się stało…
Znajomi i przyjaciele z którymi widuję się na co dzień też często tu zaglądają i mimo że są na bieżąco z tym co się u nas dzieje, to lubią sobie poczytać – jesteście kochani, dziękuję.
To bardzo budujące.

pozdrawiam 🙂

między meczem a meczem :)

Tak mniej więcej upływa nam czas przez ostatnie trzy tygodnie 🙂
A to wszystko dzięki chłopakom którzy są po prostu REWELACYJNI! Oglądanie każdego z meczów to ogromna przyjemność i emocje nie do opisania (więc nie będę nawet próbować… 🙂 )
I nikt nie powie że doszliśmy tak daleko dlatego że trafialiśmy na tzw. „łatwych” przeciwników (chociaż i tacy potrafili zaskoczyć) – w drodze na szczyt nasza drużyna pokonała gigantów światowej siatkówki i w tzw. „grupie śmierci”, która doprowadziła nas do półfinału, chłopaki zajęli I miejsce 🙂

Dzisiaj ostatni mecz i, niezależnie od wyniku, (choć oczywiście wierzę że znowu uda się chłopakom pokonać Brazylię) na pewno będzie to cudowne widowisko 🙂 szkoda tylko że ostatnie…

Ale nie samymi meczami człowiek żyje 🙂

Jula chodzi do szkoły, jedzie i wraca uśmiechnięta. Do tego w tym roku może się spokojnie wyspać bo samochód ze szkoły przyjeżdża po nią godzinę później niż w zeszłym – przed 8.
To dzięki Arkowi który uwzględnił Julci spokojny sen przy układaniu nowych grafików 🙂 – jeszcze raz dziękujemy 🙂

Julcia codziennie dzielnie ćwiczy, Sebastian jest z niej zadowolony, bioderka wydają się być luźniejsze co napawa nas optymizmem przed jutrzejszą wizytą u prof. Napiontka w Poznaniu. Wątpliwości jest cały czas mnóstwo i jeszcze więcej pytań, ale po to jedziemy żeby choć część z nich rozwiać…

Pogoda jest cały czas cudowna więc trzeba z niej korzystać ile się da, zaraz uciekamy na spacerek i pewnie jakieś pyszne lody 🙂

Ale w domku się nie lenimy. 9 lat to poważny wiek – czas zacząć oszczędzać 🙂 więc Julcia własnoręcznie pomalowała swoją pierwszą świnkę- skarbonkę:

to uciekamy na ten spacer

pozdrawiam 🙂

nasza decyzja?…

I doszliśmy do takiego momentu w którym decyzja o operacji zwichniętego bioderka Julci jest jedna – trzeba je w końcu zrobić. Zaczyna dokuczać a i Jula rośnie, co nie pomaga.
Konsultacje u prof. Napiontka w Poznaniu za dwa tygodnie i pozostaje tylko czekać na wyznaczenie terminu operacji.
I wszystko wydaje się być zaplanowane i, choć oczywiście taka operacja to stres ogromny, jesteśmy przekonani o konieczności jej przeprowadzenia a to ułatwia przetrwanie w oczekiwaniu na to jak wszystko będzie wyglądało.

Od czasu kiedy u Julci pierwszy ortopeda zauważył zwichnięcie lewego bioderka słyszeliśmy tyle opinii ile lekarzy i terapeutów. Jedni mówili że trzeba operować natychmiast, inni że nie ma w ogóle takiej potrzeby, jeszcze inni żeby poczekać bo przecież w niczym to nie przeszkadza a zwichnięcie u dzieci z mpd (jakkolwiek nienawidzę takiego podchodzenia do sprawy) jest sprawą normalną i dosyć powszechną.
W tym wypadku jednak powszechność zdecydowanie nie oznacza że jest łatwiej. Oznacza że dociera do nas mnóstwo opinii rodziców których dzieci operację przeszły i rozciągają się one od „o matko! a dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście, to trzeba jak najszybciej” do ” gdybym mogła cofnąć czas nigdy w życiu nie zdecydowałabym się na tę operację…”

A my od dwu lat lawirujemy pomiędzy nimi i staramy się w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek i nie zwariować, bo na szczęście są też i takie dzieci które miały operowane bioderka i mają się całkiem dobrze, a co najważniejsze, lepiej niż przed operacją (co niestety powszechnym zjawiskiem nie jest…)

I jak już mi się zdawało się osiągnęłam sama ze sobą porozumienie, bo wiem że trzeba i już… kilka dni temu spotkałam koleżankę której córka przeszła operację na początku roku i do tej pory strasznie cierpi, mimo że 7 miesięcy temu miała zdjęte gipsy, (zresztą założone po miesiącu ponownie na jakiś czas) mimo że miało być lepiej i mimo że operacja była przeprowadzana w polskiej kolebce ortopedii dziecięcej czyli w Poznaniu.

I jak się dzieją takie rzeczy zastanawiam się nad istotą przypadku – koleżanki nie widziałam kilka lat a do tego, mimo że jest z mojego miasta, spotkałam ją w Gdańsku, gdzie po prostu przypadkiem tego samego dnia o tej samej porze się wybrałyśmy…
Akurat przed zapisaniem Julci na operację…I akurat o tym, na środku galerii, zaczęłyśmy rozmawiać…
A może jeżeli los podsuwa nam takie spotkania to jest jakiś powód?… Może przypadkowe spotkanie kogoś po latach musi mieć jakieś znaczenie i odegrać w naszym życiu ważną rolę…

I nasłuchałam się o cierpieniu i bólu jej córeczki (12-letniej), które mogą uśmierzyć już tylko bardzo silne leki, wręcz narkotyki, o tym jak przed operacją było lepiej, o tym jak teraz nie może usiąść w wózku, wrócić do szkoły bo jak każde złe złapanie grozi pęknięciem kości w kolanach… że o rehabilitacji nie ma mowy, o tym jak po operacji nogi powykręcały się w rotację wewnętrzną… i w końcu jak wcale nie ma pewności że po wyjęciu śrub biodro znowu nie wyskoczy z panewki… czyli ogólnie wszystko czego się boję najbardziej…

Oczywiście, każde dziecko jest inne, każde bioderko to inny przypadek, dużo zależy od lekarza, itd… ale i tak spanikowałam… mocno dosyć…

Efekt jest taki że jakkolwiek mocno bym panikowała, niewiele w naszym obecnym postępowaniu to może zmienić, po prostu mamy teraz dużo więcej pytań i wątpliwości które mam nadzieję choć w części (tej ważniejszej) rozwieje konsultacja.

A i tak na końcu to my będziemy musieli zdecydować. Tylko jak?…

Ale może ktoś z Was ma za sobą operację zwichniętego bioderka albo w planach takową. Chętnie poznam kolejne opinie, (skoro mam niedługo dołączyć ze swoją… )

pozdrawiam