para totalna

Jakiś czas temu trafiliśmy na program przyrodniczy i tam to określenie usłyszałam.
To związek jaki tworzą ryby o nazwie której nie byłam w stanie zapamiętać… Na swoją obronę powiem że program był o potworach głębinowych więc z lekcji biologii ani z talerza znać się ich nie da…

Wracając do tematu – Okazuje się, że rzeczona ryba żyjąc na głębokości ok 1,5 km ma ogromnie małe szanse na znalezienie partnera – jest ciemno, zimno i ogólnie mało romantycznie…
Główne zadanie to zdobywać jedzenie i nie dać się zjeść.

Żeby cokolwiek widzieć i jednocześnie zwabiać pożywienie, ryba ta ma specjalną „lampkę” zasilaną świecącymi drobnoustrojami (naprawdę wygląda jak lampka, że też nie uczą takich rzeczy w szkołach…) Dzięki niej może też wypatrzeć samca.
I tak się zdarza że, w tym bezsprzecznie bardzo nieprzyjaznym środowisku, udaje jej się (w przybliżeniu raz w życiu pewnie) spotkać tego jedynego partnera – można więc sobie wyobrazić jak jest on cenny…
Samiec ma gorzej, bo nie widziałam u niego lampki…
Ale znalezienie partnera to jedno, umówmy się że mimo miliardów ludzi i zdecydowanie bardziej sprzyjających warunków i nam nie jest łatwo… jeszcze trzeba go przy sobie utrzymać (w tym wypadku trzeba też brać pod uwagę przypadkowe zagubienie się w ciemnościach…)

I jak sobie z tym nasze bohaterki rybki radzą?… (choć określenie „rybki” zdecydowanie nie oddaje ich przerażającego wyglądu – kolców i wielkich zębów…)
Otóż samiec (o dużo mniejszych gabarytach od swojej partnerki) wgryza się w jej brzuch, w czym jest wspomagany przez nią enzymem rozpuszczającym w tym miejscu skórę, i tam już do końca swoich, opcjonalnie jej, dni pozostaje… żywiąc się za jej pomocą a ze swojej strony umożliwiając zapłodnienie.
Transakcja jest więc wiązana i raz zawarta staje się nieodwracalna przy aprobacie obydwu stron.

Niesamowite jest jak natura radzi sobie w takich sytuacjach, a to przecież jeden z milionów gatunków i pewnie nie takie historie są jeszcze do poznania.

I tu przydałaby się jakaś puenta…
Nie wiem czemu tak zapamiętałam tę historię… myślę że trochę zazdrościłam tym „rybkom” że mają tak łatwo… bo przecież małżeństwo, w ogóle związek, to długa i ciężka praca obydwu stron i nikt nie daje nam na niego tak namacalnej gwarancji, nie wystarczy raz się „wgryźć” żeby było wiadomo że to już na zawsze…
Na szczęście doskonale wiem, że efekty tej pracy są warte każdego trudu a wzajemna relacja jest mocniejsza i trwalsza nawet niż u „wgryzionych w siebie rybek” 🙂

I tego wszystkim (jeszcze noworocznie) życzę 🙂

2014

Witam wszystkich w Nowym Roku! 🙂 Życzymy w nim wszyskiego co najlepsze! 🙂
Tym którzy powzięli postanowienia noworoczne wytrwaniu w ich realizacji. Sczególnie trzymam kciuki za mojego Braciszka i Jego Ukochaną Dominisię – wierzę w Was kochani! 🙂

Tak więc aby ten rok był lepszy od poprzedniego, albo przynajmniej nie gorszy 🙂

pozdrawiamy noworocznie!

Święta

Nie zdążyłam złożyć na łamach bloga życzeń świątecznych, za co bardzo przepraszam… Oczywistym jest że życzyliśmy wszystkim wszystkiego co najlepsze i najcenniejsze dla każdego z osobna, ale przydałaby się jednak, mimo dobrych chęci forma mniej mentalna a bardziej zmaterializowana…

Zdążę za to z noworocznymi 🙂

Póki co, sprawozdanie świąteczne:

Nasze Święta są zawsze bardzo rodzinne i ciepłe, tak sobie zawsze głośno narzekam na to jeżdżenie od jednych do drugich i cały ten pośpiech, ale ostatecznie nie wyobrażam sobie innych Świąt – cały ich w tym urok żeby być wszędzie i z wszystkimi zdążyć się spotkać (choć z tym zdążeniem na czas nie było może do końca tak gładko…).
I to się udało 🙂

Julcia była całe Święta uśmiechnięta (tak się zrymowało, że chyba inaczej być nie mogło 🙂 ) bardzo grzeczna i cierpliwa mimo kilku godzin dziennie spędzonych w wózku. Nadrobiła zaległości towarzyskie, najadła się smakołyków, dostała mnóstwo prezentów – same plusy 🙂

Laki, który w tym roku dołączył do naszej rodzinki i był z nami wszędzie, całkiem nieźle znalazł się w klimacie świątecznym i jest ulubieńcem rodziny (mimo, że moim zdaniem ryzykownym posunięciem było osikanie świeżo wyczyszczonych dywanów Damiana rodzicom… na szczęście i tak go kochają 🙂 )

co tu dużo mówić, Święta były bardzo świąteczne – a teraz obowiązkowy fotoreportaż

Mama co Ty opowiadasz?!… Mikołaj przyjdzie?… Teraz? 🙂

i przyszedł 🙂 jak co roku nas nie zawiódł, Julcia lekko przestraszona na początku, z wdzięcznością przyjęła prezenty 🙂

a Laki pomagał odpakowywać

i wspólne czytanie

w Pierwszy Dzień Świąt czas na zabawy z Wujciem, Ciocią i Lakim 🙂

lektura znużyła Lakiego…

był czas na przymierzanie nowych sukienek – tu prezentacja międzynarodowa przez skypa Babci i Dziadkowi

i drugi Dzień Świąt

Ciocia Dominika z uwagą daje Julci jabłecznik – świetnie szło dziewczynom 🙂 dogadywały się 🙂

pozdrawiamy poświątecznie 🙂

zima

A konkretnie jej brak… A dziś podobno pierwszy dzień zimy 🙂 Tak przeczytałam właśnie… dobrze że ktoś kiedyś to odgórnie ustalił bo gdybyśmy mieli liczyć na pogodę to bylibyśmy teraz mniej więcej w połowie drogi między wiosną a jesienią (i nie bez znaczenia jest fakt że formalnie taka droga nie istnieje…).

Za oknem szaro, ciepło a ma być jeszcze cieplej… nijak się nam świąteczny nastrój nie udziela…

Trzeba więc sobie samemu radzić – zrobić wszystko to co dla atmosfery świąteczno-zimowej zrobić można.

Bezsprzecznie pomocny jest zapach gotującego się bigosu, tym bardziej, że będzie nam towarzyszył przez kilka dni.

Bezkonkurencyjny jest też aromat pieczonych ciasteczek świątecznych – ja nie przemyślałam sprawy i upiekłyśmy je dwa tygodnie temu i po zapachu i ciasteczkach dzisiaj już nie ma śladu… a na kolejną partię „Prawdziwych Świątecznych Ciasteczek” (pozdrawiam Abuś 🙂 ) już nam nie wystarczy czasu.

Wcześniejsze przystrojenie domu ozdobami świątecznymi też absolutnie nie zaszkodzi, Święta mijają tak szybko że z reguły i tak nie zdążymy się nacieszyć tą wyjątkową atmosferą.
No i nie można zapomnieć o muzyce! Na szczęście jeżeli akurat nie mamy zasobu płyt z kolędami i wszelkiej maści utworami świątecznymi, zawsze możemy liczyć na stacje radiowe, w których jest ich pod dostatkiem, w tym moja od lat ulubiona – „Mistletoe and Wine” Cliffa Richard’a 🙂

Zdesperowanym polecam bardziej ekstremalne sposoby na wczucie się w świąteczny klimat, takie jak odkładanie zakupów na ostatnią chwilę (czyli na teraz mniej więcej 🙂 ) Atmosfera w sklepach i centrach handlowych jest wtedy naprawdę wyjątkowa i niepowtarzalna… 🙂

Pozostaje kwestia całych tych „White Christmas” i tu jest już gorzej jak nie mieszkamy w górach…
Ale od czego mamy media a w nich skoki narciarskie – dzisiaj chłopaki dostarczyli nam wielu emocji (a niektórzy ciekawych napisów na nartach…) w scenerii iście bajkowej więc można było się napawać bielą okolicy 🙂 Na ten sport w zimie zawsze możemy liczyć 🙂

A że ze Świętami wiążą się nierozerwalnie przedświąteczne porządki to niniejszym biegnę je nadrabiać 🙂

pozdrawiam 🙂