Julcia i kuzyni

takie zestawienie jest za każdym razem głośne i wesołe 🙂 Jedna Julcia kontra trzech kuzynków których łączna ilość lat jest mniej więcej równa wiekowi Julci 🙂
ale nie ma co opowiadać, tym razem wystarczy popatrzeć 🙂

centrum zabawy skupiło się wokół budowania wieży 🙂

i na koniec zasłużony w pełni odpoczynek 🙂

i nieco mniej złota jesień :)

Witam
ostatnich kilka dni jest dowodem na słuszność stwierdzenia, że dobrze było opisać piękną jesień póki była piękna… bo z jej urody wiele już nie zostało 🙂 przynajmniej u nas. Nie wykluczone że moją opinię zdeterminował też fakt, że Jula przez ostatni tydzień i jeszcze kawałek obecnego chorowała troszkę a wredny katar nie pozwalał jej spokojnie spać… W każdym razie już jest zdrowa i chodzi do przedszkola (tyle że jesień nadal deszczowa i ponura…). No ale czegóż się spodziewać, w końcu powoli zbliża się grudzień i tu pojawia się zdecydowanie bardziej optymistyczna perspektywa, bo cóż może nam się kojarzyć z grudniem jak nie Święta 🙂 Same Święta oczywiście reklamy nie potrzebują, ale moim zdaniem nieco niedoceniany jest (mój osobiście ulubiony) okres tzw. okołoświąteczny:). Mam jednak swoje warunki – na ulicach musi być jak z okładki – biało od śniegu, jasno od lampek i czerwono od ozdób świątecznych 🙂 a w TV obowiązkowo muszą się zacząć filmy i bajki rodzinno-mikołajowe. Na taki klimat czekam co roku z niecierpliwością. Ponieważ ostatnio zima nas nie oszczędza to białą cześć mamy załatwioną, lampek i ozdób tez na pewno nie zabraknie a niedługo zacznie się też gorączka przedświątecznych zakupów. Już można oczopląsu dostać od stert zabawek przeróżnej maści, a że mam je komu kupować (czterech chłopaków i Julcia) to już zaczynam poważnie rozważać niektóre opcje 🙂
Jest coś magicznego w tej krzątaninie, w robieniu listy prezentów i wymyślaniu potraw świątecznych (w moim przypadku zwykle na wymyślaniu się kończy bo sama niewiele robię do jedzenia, gdyż przez całe Święta zwykle jesteśmy w gościnie).
Magia pozostanie magią jak nie wkradnie się w nią nieodłączny niestety w dzisiejszych czasach pośpiech… dlatego, jak już wspomniałam już zaczęłam poważnie rozważać opcje zakupowe i jest nadzieja, że w tym roku będzie na spokojnie i bez stresu… To też całkiem wygodne pod kątem ekonomicznym, rozłożenie sobie na dwa miesiące zakupu prezentów jest zdecydowanie mniej odczuwalne dla domowego budżetu.
Gazetki reklamowe sklepów sieciowych już są pełne ozdób, choinek i pomysłów na prezenty 🙂

Rozmyślanie nad Świętami sprawiło, że zanim się zorientowałam sięgnęłam po wspomnienia z tym związane, co w moim przypadku oznacza, że zaczęłam, po wielu latach po raz pierwszy chyba, przeglądać skrzętnie i szczegółowo niegdyś pisane przeze mnie pamiętniki. Miałam taki okres w życiu w którym popełniłam kilka pamiętników i przez „kilka” mam na myśli ok. 7 zeszytów skrzętnie zapisanych od deski do deski a obejmujących okres mniej więcej 7 lat (1992-1999). Pisząc o rodzinnych świętach sięgnęłam do nich żeby zobaczyć co mam tam na ten temat napisane. I muszę powiedzieć że dawno się tak nie uśmiałam… 🙂 czytałam kartka po kartce i nie mogłam się nadziwić jakie to ja miałam niesamowicie poważne problemy… no bo G. nie spojrzał się na mnie tylko obok i dwie kartki cóż to teraz z tego wynika i jakie są opcje do rozważenia! (swoją drogą ów G., moja wielka szkolna miłość, zupełnie nie zwracał na mnie uwagi i jego spojrzenia w jakąkolwiek by nie padały stronę, z pewnością nie miały ze mną nic wspólnego… 🙂 ) Albo dylemat dnia – kupić „Dziewczynę” Brawo” czy „Popcorn”… a należy nadmienić, że w owych czasach tylko te trzy opcje wchodziły w grę (i całe szczęście 🙂 )
Częstotliwość pisania zmniejszała się z wiekiem i jak początkowo opisywałam dzień po dniu, tak przy końcu jechałam już okresami nawet kilkumiesięcznymi. Jak poznałam Damiana i zaczęliśmy się spotykać pamiętnik okazał się niepotrzebny 🙂 no a teraz proszę – wracamy do korzeni bo blog, choć siłą rzeczy zupełnie nie tak osobisty jak pamiętnik, jest swego rodzaju jego odpowiednikiem
No i teraz czarno na białym jest dowód na mój oczywiście niezmiennie młody aczkolwiek już bądź co bądź dojrzały wiek, bo zaczynam wspominać „czasy dzieciństwa” :):
Bardzo rzadko wiedzieliśmy co dostaniemy od Mikołaja, rodzice pilnie strzegli sekretu ( i prezentów…) bo (czego dzieci nie rozumieją) niespodzianka jest przecież w tym wszystkim najważniejsza :). Zawsze było też tak, że każdego dnia Świąt (czyli razem 3 dni) znajdowaliśmy z braćmi coś pod choinką. Rodzice kupowali tyle prezentów, żeby starczyło na te trzy dni i dopiero jak już byłam nieco starsza dowiedziałam się, że nie wszyscy tak robią. Myśleliśmy po prostu, że tak się w Święta robi 🙂 Teraz kiedy po pierwsze już wiem, że nie, po drugie mam blog i mogę sobie popisać, chciałam napisać, jak bardzo jestem wdzięczna, że rodzice tak dbali o przedłużenie tej świątecznej magii pewnie mając nie mniejszą niż my, przyjemność z oglądania co rano w Święta naszych szczęśliwych min 🙂
Zawsze (wiedząc podświadomie, że przecież ten Mikołaj to nie do końca może pewna sprawa…) wpadaliśmy do rodziców do pokoju z wielkim „zobaczcie co dostałem/am!” i to są wspomnienia od których kręci się łezka z oku.
Bardzo chcemy żeby Jula też to czuła. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że może nie do końca jest w stanie zrozumieć samą ideę Świąt, ale przecież umie cieszyć się ze spotkań z rodziną, z prezentów jakie pilnujemy żeby dostawała z zachowaniem wszelkich świątecznych tradycji. A najważniejsze jest to, w jaki sposób my jej to przekażemy i jak my będziemy to przeżywać, bo od kogo jak nie od nas ma się uczyć emocji i wzruszeń. Julcia nie będzie z niecierpliwością czekać na Mikołaja i nie będzie skradać się w nocy żeby sprawdzić co jest pod choinką czy w bucie, ale cieszyć z czasu świątecznego może się jak każde dziecko o ile my jej pokażemy że są powody.
I taki jest plan, tym bardziej że sprawdził się już nie raz 🙂

Póki co do Świąt jeszcze trochę, po drodze Andrzejki, które Julcia spędzi w przedszkolu na zabawie pod ciekawym i barwnym hasłem „Andrzejki w tropikach” 🙂 będziemy więc przebierać – będzie kolorowo i wesoło 🙂 może tylko temperatura nieco mniej tropikalna ale cóż tam! 🙂

Ostatnio Jula często widuje się ze swoimi kuzynami a to z powodu rozpoczętej niedawno bardzo sympatycznej tradycji niedzielnych spotkań rodzinnych zapoczątkowanych przez rodzeństwo Damiana. Spotykamy się co tydzień u kogoś innego (za tydzień nasza kolej 🙂 ) jest wesoło, sympatycznie, rodzinnie, głośno i smacznie :). Takie spotkania są dla mnie za każdym razem o tyle cenne, że im ich więcej tym mniej nerwowo Julcia reaguje hałas, ich krzyki i bieganie i nawet lubi jak ją zaczepiają 🙂 A przecież o zabawę chodzi 🙂

Dziś mieliśmy wesoły dzionek bo byli moi bracia z Dominiką na obiadku, przyszli wcześniej i zrobiliśmy go razem. Julcia ma zawsze mnóstwo frajdy z wizyt wujków także było wesoło i bardzo smacznie, jak to zwykle przy bywa jak pojawia się zupka meksykańska 🙂
Damian dziś cały dzień i pół nocy pracuje więc nie mam zdjęć… co prawda mam aparat ale nie mam za to zaufania do siebie jako fotografa… także pozostaje opis bez zdjęć 🙂

ale żeby nie było tak całkiem bez zdjęć to mam jedno Julci z Tatusiem, pogrążonych w lekturze… Świerszczyka 🙂

dzień po dniu

jesień, jesień… już nieco mniej złota i zdecydowanie bardziej mokra… pada i pada, do tego szaro i jakoś tak w ogóle przytłaczająco… ale i takie dni muszą być 🙂 dobrze, że można nie wychodzić z domu, przez okno wszystko jest łatwiejsze do zaakceptowania 🙂
kwestia wychodzenia z domu niejako się sama wyklarowała ponieważ Julcia choruje i nie chodzi do przedszkola od poniedziałku. Ma jakiś paskudny katar i problemy z gardełkiem. Jak na razie nie miała podwyższonej temperatury i nic poza konkretnie zapchanym noskiem się nie dzieje ale to wystarczy żeby skutecznie uprzykrzać jej życie, a w tym życiu głównie spanie…
przy okazji podawania jej syropku zastanowiło mnie dawkowanie cytuję” dzieci powyżej 3 roku życia: 2 łyżeczki syropu (po 5 ml) 3 razy dziennie; dorośli: 1 łyżkę stołową syropu (10 ml) 3 razy dziennie”
no i nie wiem za bardzo czym to się różni, ale grzecznie podaję Julci dwie łyżeczki po 5 ml 🙂 każą to daję… nie każą nie daję… 🙂
to taka mała dygresyjka…

tymczasem jestem z Julcią w domciu, nie wychylam nigdzie nosa (czasem tylko z konieczności) i robimy różne rzeczy, na które na co dzień nie ma czasu albo chęci albo siły albo wszystkiego naraz 🙂
A Julcia jest bardzo absorbująca i najchętniej jakbym w ogóle się od niej nie ruszała i coś zawsze robiła (najlepiej głupka z siebie bo to jest najśmieszniejsze oczywiście :)). Więc rysujemy z Kredzią i nie tylko, robimy razem obiadek (Julcia lubi jak robię obiad i opowiadam jednocześnie co robię, a najlepiej jakbym przy tym potańczyła i pośpiewała co też niejednokrotnie praktykuję, bo uwielbiam ją rozśmieszać a mi potrzeba nieco więcej niż tylko „cześć Julcia”, które wypowiedziane przez Damiana powoduje że Julcia już zwija się ze śmiechu… 🙂 ). Oglądamy zdjęcia, co Jula uwielbia a najlepiej jak na zdjęciach widzi siebie – prawdziwa kobietka 🙂 i czytamy książeczki co należy zdecydowanie do ulubionych zajęć Julci, zaraz obok oglądania bajeczek 🙂
I całe szczęście że TV istnieje! 🙂 radość Julci jak widzi śpiewających Jonas Brothers (szczególnie Kevina) jest bezcenna 🙂 już sama zapałalam sympatią do chłopaków bo jak tu nie zapałać jak Julcia ich tak lubi, a muzykę też mają całkiem miłą do słuchania (no i zrobiła mi się tu mała reklamka zespołu… 🙂 )
Także na złe samopoczucie i jesienne słoty Jonas jak najbardziej 🙂 Jula może wystawić referencje i nawet zapchany nosek nie przeszkadza jej w radości 🙂

Damian przeniósł się już do nowego studia i niebawem czeka nas pewnie parapetówka, może nawet jeszcze w tym miesiącu, najpierw Julcia musi wyzdrowieć, a potem będziemy myśleć.

przy okazji bardzo chciałam podziękować Eli z profilu „wszystkie dzieci nasze są…” na nk, która pięknie połączyła zdjęcia Julci po to żeby je umieścić w tym właśnie profilu. Pozdrawiam serdecznie 🙂
pozdrawiam też Mamy Ani, Wiktorii i Justynki, towarzyszek Julci na jednym ze zdjęć 🙂

i jeszcze buziaki i gratulacje dla moich dwóch braciszków którzy niebawem zaczną nową pracę 🙂 powodzenia! kocham Was mocno! i trzymam kciuki 🙂

i żeby nie było tak całkiem bez zdjęcia to niniejszym zamieszczę jedno, a nawet dwa, a co! 🙂

złota polska jesień :)

Piękną mamy jesień w tym roku, ciepłą, słoneczną i kolorową 🙂 piękną po prostu. Piszę o nie teraz bo pewnie za długo pogoda nie będzie nam łaskawa i zaraz sypnie śniegiem i mrozem (co akurat mi osobiście nie przeszkadza zupełnie, dopóki nie muszę w tym śniegu brnąć z wózkiem…) .

Póki co jesiennie jest cały czas więc spacerki są jak najbardziej wskazane, a cóż to byłby za spacerek bez zdjęć 🙂

Jula miała okazję pogrzebać w liściach, których nie brakowało dookoła.

Jesień ma jeszcze jedną rzecz którą bardzo lubię – zmianę czasu na zimowy. Dana nam godzinka dłużej spania sprawia, że w końcu nie muszę Julci budzić do przedszkola a wieczorkiem kładzie się spać o 19.00 (o której zasypia to już inna historia… 🙂 w każdym razie wieczór jest dłuższy a to cenny dar :).
Julcia jak narazie zdrowa, troszkę pociąga noskiem ale mam nadzieję, że na lekkim katarku się skończy. W każdym razie ćwiczy dzielnie, Sebastian jest z niej bardzo zadowolony. W tym roku już nigdzie nie jedziemy, Julcia odpocznie od turnusów, pierwszy mamy w połowie stycznia.
Tymczasem (zawsze mi się podobało to słowo… 🙂 ) Damian przeniósł się do nowego, dużo większego studia, które wcześniej musiał od podstaw wyremontować. Lokal był w naprawdę kiepskim stanie, ale teraz wygląda super, mnóstwo włożonej pracy Damiana i jego kolegi Jarka, opłaciło się. W końcu lokal ma wysoko sufit (ok 4.5m) co pozwala na swobodne ustawienie lamp, statywów i mnóstwa innych rzeczy o których nie koniecznie mam pojęcie… 🙂 W każdym razie jest dobrze.
Wstyd przyznać ale nie byliśmy jeszcze na cmentarzu na okoliczność Święta Zmarłych… Damian ma do skończenia animacje do kolejnej sztuki teatralnej „Hermes przyszedł czyli mity greckie” na niedzielę i pracuje od rana do wieczora z przerwami naprawdę koniecznymi, bo czasu niewiele a premiera nie poczeka… Na groby chcemy jechać z Julcią, a to zostawia popołudnia, które są z reguły najbardziej potrzebne Damianowi do pracy. Ale plan jest – co się odwlecze to nie uciecze, tak mówią… więc jak tylko odda materiał, co myślę będzie w jakiś weekend – ruszamy!
W niedzielę byliśmy na urodzinach mojego braciszka (starszego z młodszych 🙂 ) skończył 24 lata (kiedy to minęło…).
Julcia jak zwykle najwięcej czasu spędziła z wujkami i ciocią 🙂

Było pyszne jedzonko i dużo śmiechu. Ilość śmiechu była wprost proporcjonalna do ilości oglądanych kaset video (tak tak, jeszcze takie mamy…) ze starymi rodzinnymi filmikami nagrywanymi przy różnych okazjach, które to niespodziewanie Łukasz zaproponował obejrzeć 🙂

Okazało się, że o istnieniu niektórych w ogóle nie wiedziałam a i okazje przy których były nagrywane nie były tylko pod tytułem „imieniny”, „urodziny” czy „Święta wszelakie”, nie nie, były też filmiki z cyklu „remont pokoju”, „bliżej nie wyjaśnione rozkręcanie drzwi w łazience”, czy „naprawianie komputera na podłodze w pokoju”. Większość z nich była nagrywana w domu moich rodziców i już po mojej wyprowadzce, więc mnie na nich nie było. Ale cudnie było popatrzeć na moich braci majsterkujących z Tatą, czytających z Mamą czy po prostu wygłupiających się ze sobą. Jak mieszkałam z nimi to była po prostu codzienność, niedoceniona (jak zwykle zresztą to bywa). Teraz, z perspektywy czasu dopiero widzę jak bezcenne, beztroskie, wesołe i słodkie to były czasy:) Dziękuję Wam za te wspomnienia 🙂
Wzruszyliśmy się bardzo i popłynęła nam łezka gdyż na filmach był mój Dziadek, który niedawno od nas odszedł, to sprawia, że filmy są tym bardziej cenne.
Teraz jest może nieco mniej beztroski, ale wesoło i słodko jest, bo Julcia jest wesoła i słodka 🙂 Trzeba tylko więcej filmików nagrywać 🙂
Przy okazji urodzin Łukiego Julcia dostała piękne ponczo zrobione przez Babcię! 🙂 kochana ta Babcia 🙂

i z Prababcią

wieczorem byliśmy jeszcze na chwilkę u rodziców Damiana, gdzie byli wszyscy Julci kuzyni 🙂