zdjęcia z zajęć we Wrocławiu – vojta

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty, vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

i dzień drugi,
szliśmy już z większą wiedzą i wiedzieliśmy co nas czeka

zajęcia były po południu więc wykorzystaliśmy wolny czas na odwiedziny mojej koleżanki z czasów liceum jeszcze, która mieszka we Wrocławiu i z tego też powodu nie widziałyśmy się już bardzo bardzo długo… pozdrawiam Madziu fajnie było się spotkać 🙂

i dzieciaczki oglądają grzecznie bajeczkę

pośmialiśmy się i poplotkowaliśmy i czas było się zbierać do Fundacji na kolejne zajęcia, na których był też nasz Sebastian, a zajęcia były prowadzone przez wspominanego już wcześniej przeze mnie Pana Rolanda Wittla.

na początek trzeba się przywitać

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

i nastał czas ćwiczeń – tym razem pozycji drugiej,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

jeden z punktów stymulacji w tej pozycji jest na pięcie

i chwila relaksu

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

a potem do pracy – jeszcze pozycja pierwsza

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

i kolejny dzień zajęć,

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

ile ludzi! 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

widać po Julci że praca jest ciężka, ale Jula świetnie sobie radziła

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

a   widać po Julci że praca jest ciężka, ale Jula świetnie sobie radził

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i jeszcze pierwsza pozycja

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i na koniec ocena efektów terapii

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

głowa do góry 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i wspólne zdjęcie na koniec obowiązkowo 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

uff – to tyle w kwestii zdjęć 🙂

myślę, że treść opisów jest zbędna – większość widać, choć warto zaznaczyć że Jula mimo, iż te trzy dni to dla niej była ciężka praca, na koniec, po zajęciach była rozluźniona i zadowolona.

pozdrawiamy wszyskich terapeutów i trenerów i mam nadzieję, do zobaczenia w przyszłym roku na kolejnym etapie kursu.

jak mogłam…

nie wspomnieć nic o chłopakach naszych kochanych którzy od tygodnia już, dzień w dzień, dzielnie walczą w Pucharze Świata o kwalifikację olimpijską! Mam oczywiście na myśli siatkarzy którzy wygrywają mecz po meczu i narazie potknęli się tylko na Iranie.
Fakt że nie wspomniałam o tym wcześniej wynika z tego że meczów tych po prostu nie oglądałam, a konkretnie to widziałam jakieś dwa i pół. Najpierw był wyjazd do Wrocławia, teraz jesteśmy w Bielsku, trochę dużo się ostatnio dzieje ale to mnie oczywiście nie tłumaczy, kibic ma obowiązki 🙂 Zresztą vojta okazała się na tyle absorbująca fizycznie i psychicznie, że chyba po prostu nie miałam do tego głowy a niewiele jest naprawdę rzeczy które są w stanie moją uwagę od meczów odciągnąć 🙂
W każdym razie chłopaki dzielnie walczą, mimo, że nie jest łatwo, są póki co na pierwszym miejscu ale najtrudniejsze przed nami więc trzymajmy kciuki 🙂
A ja wracam do kibicowania 🙂

vojta vojta i… vojta :)

czyli ni mniej ni więcej tylko wrażenia po kursie vojty, w którym uczestniczyliśmy gościnnie w Fundacji Promyk Słońca we Wrocławiu.

W sumie to nie wiem od czego zacząć… tyle na raz chciałabym napisać… 🙂 takiego natłoku myśli na jeden temat już dawno nie miałam i nagle się okazało, że wcale, z całą moją lekkością pisania (że tak nieskromnie zauważę… 🙂 ) nie jest łatwo to w słowo pisane przekuć…

tak więc koniec tematu – pojechaliśmy, byliśmy, wróciliśmy 🙂 …

no oczywiście że żartuję! 🙂 nie ma takiej możliwości żebym w ten sposób to zostawiła 🙂
no więc zacznijmy od:

pojechaliśmy…
ten etap jest jednak wbrew pozorom istotny bo to jednak wyprawa całkiem konkretna i czasochłonna ale jakoś od początku, (trochę dlatego że Sebastian był przekonany że to dla nas świetna sprawa i namawiał nas na wyjazd a trochę dlatego, że sama czułam że absolutnie nie może nas tam zabraknąć) byłam przekonana że Julka na tym sporo skorzysta.

Byliśmy…
Trzy dni – zajęcia trwały codzinnie ok godzinki, w naszym przypadku nawet do półtorej, a mi się wydaje że spędziliśmy tam mnóstwo czasu bo wiedza jaką udało nam się w tym czasie zdobyć jest równie nowa co obszerna.
Mając 6, 7 już prawie letnie dziecko z mpdz, chorobą nie postępującą samą w sobie, dającą różne objawy owszem, ale i też na te objawy przygotowującą, nam rodzicom wydaje się że wszystko już o dziecku wiemy, że nawet jak nie, to raczej zaskoczyć nas nie można za wiele.
Wystarczyło jednak że na początku pierwszych zajęć padło pytanie – „co można powiedzieć o Julii?”… – pytanie skierowane do grupy rehabilitantów uczestniczących w kursie, które otworzyło lawinę wręcz spostrzeżeń związanych z tym jak Jula leży, jak się układa, jaki ma zakres ruchów, gdzie patrzy i czy patrzy, w końcu jak patrzy (pozdrawiamy terapeutę którego zdecydowanie sobie upodobała w owym patrzeniu 🙂 ), jak układa ręce, czy na brzuchu jest podpór, czy przekręca głowę, jak wygląda kręgosłup, brzuch, plecy, miednica, dłonie, stopy, kolana….. i nagle okazuje się, że o ile nawet większość z tych rzeczy wiem, to nazwane przez osoby postronne nabierają nowego znaczenia i sprowadzają na ziemię z planety na której nasze dziecko jest wyjątkowe. Oczywiście jest – dla rodziców zawsze będzie – ale diagnozowane w ten sposób staje się jednym z szeregu dzieci z czterokończynowym mpdz z typowymi dla tej choroby obrazami i zachowaniami.
Tak więc staliśmy i słuchaliśmy, nie było łatwo ale z perspektywy widzę, że to najlepszy sposób na poznanie stanu faktycznego bo rodzic zawsze jest niepoprawnym optymistą i nawet podświadomie ale zawsze nieco tam sobie doda. Terapeuci patrzą i opisują to co widzą.
A widzieli sporo… nie jestem chyba w stanie powtórzyć nawet połowy dlatego notowałam a Damian dokumentował, teraz trzeba na spokojnie to jeszcze przeanalizować.
Dwa z trzech zajęć były prowadzone przez trenera Vojty, Rolanda Wittla, przesympatycznego fizjoterapeutę, wieloletniego członka Międzynarodowego Stowarzyszenia Vojty, który jest odpowiedzialny za prowadzenie kursów tej metody w Polsce, i też prowadzący takie szkolenia na całym świecie.
Pan Roland zrobił na nas ogromne wrażenie swoją wiedzą, zaangażowaniem, racjonalnym podejściem i niesamowitym przy tym zrozumieniem dla nas rodziców, którym jednak ciężko słuchać jak Julcia płacze podczas ćwiczeń. Nie mówił nam że Julia nie powinna płakać, że wszystko jest dobrze i nie ma się czym przejmować, bo jest. To ciężka praca i protest Julci jest dowodem na to, że idzie w dobrym kierunku bo Jula pokazuje w tej sposób jak wiele wysiłku ją to kosztuje. A nagrodą dla nas i dla Julci jest efekt, na który nie trzeba długo czekać – już po kilku minutach pracy w tylko jednej pozycji, poprawiło się ukrwienie i oddech, zaczął pracować brzuch i rozluźniły się barki. Po pół godzinie ćwiczeń Jula lepiej leżała na brzuszku i łatwiej obracała głową. Mimo tak dużego wysiłku szybko się uspokajała.
Bardzo dużo Panem Rolandem rozmawialiśmy i wydawało się, że mimo iż zna Julcię tylko kilka godzin, wie o niej wszystko. Pytał nas o oczekiwania związane z terapią, o to czego się spodziewamy i nagle okazało się że nie do końca mamy te oczekiwania sprecyzowane. Dla Julci rehabilitacja jest codziennością, i jako taka stała się zbyt powszednia. Owszem na bieżąco widzimy postępy i cieszymy się z nich, jednak oczekiwania to co innego. To kolejna sprawa nad którą musimy się zastanowić i przedyskutować z rehabilitantem bo, jak wyraźnie podkreślił Pan Roland, nasze oczekiwania wobec efektów terapii muszą się pokrywać z tymi jakie ma Sebastian bo wtedy sytuacja będzie jasna dla obydwu stron. Powiedział że dla Julci w tej chwili najważniejsze jest aby spastyka się nie potęgowała i Jula pozostawała rozluźniona bo to jest bazą do wszystkiego. I takie jest właśnie zadanie Vojty.
Sebastian ćwiczy vojtą z Julą już od kilku miesięcy i sporo już się napatrzyłam, sama jednak nie bardzo garnęłam się do spróbowania, po pobycie we Wrocławiu jestem zdecydowanie bardziej zmotywowana.
Vojta w swoim założeniu opiera się na pracy rodzica i nie należy tego traktować jak wymóg, ale konieczność wpływającą znacznie na skuteczność efektów.

Mamy mnóstwo zdjęć każdej pozycji i każdego terapeuty w trakcie ćwiczeń z Julcią, dzięki temu możemy sobie na spokojnie przeanalizować to co się na zajęciach działo (bez czynnika znacznie obniżającego naszą koncentrację w trakcie zajęć, jakim niewątpliwie był płącz Julci…) i po powrocie do domu, pod kontrolą Sebastiana ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.

zdjęcia później – jest ich tak dużo że przebrnięcie przez nie trochę mi zajmie 🙂

a wrócić jeszcze nie wróciliśmy bo teraz Julę czekają dwa tygodnie turnusu w Michałkowie, podczas którego czas na Vojtę też na pewno znajdziemy.

koszatniczka Junior Kaszpirowski… :)

piękna nazwa prawda?! 🙂 Braciszku jesteś wielki! napisałam to w tytule z kilku powodów:
– koszatniczka owa (zapraszam do zapoznania się z fizjonomią zwierzątka w google ) to nowy nabytek mojego Braciszka właśnie
– to łatwy sposób na sprawdzenie tej skomplikowanej nazwy z której zapamiętaniem mamy z rodzicami nie wiedzieć czemu, troszkę problemów
– to cudna nazwa i poprawia mi nastrój ilekroć tylko ją sobie przywołam 🙂

także Juniorku kochany – witaj w rodzinie 🙂

tymczasem przed nami wielka wyprawa, choć może nie tak wielka jak długa i daleka.
W niedzielę jedziemy do Wrocławia gdzie od poniedziałku do środy Jula będzie uczestniczyła w szkoleniu vojty jako tzw. model, to dla nas fajna okazja do nauczenia się metody tak naprawdę u źródła bo szkolenie prowadzi kadra niemiecka. Szkolenie oczywiście nie jest dla nas tylko dla fizjoterapeutów, będziemy tam gośćmi, co umożliwił nam Julci rehabilitant. Ponieważ wiążę z metodą vojty duże nadzieje i naprawdę mnie fascynuje, chciałabym z tego szkolenia wynieść jak najwięcej.
Tyle do środy.
W środę ruszamy do Bielska gdzie Jula będzie do 9 grudnia na turnusie w Michałkowie. Troszkę wydłużyliśmy turnus po to, żeby nie wracać z Wrocławia do domu i potem znowu wyjeżdżać. Myślę, że po Wrocławiu Jula może być nieco wyczerpana więc do właściwego początku turnusu (28.11) będzie miała tylko zajęcia z Gosią i pieskami za którymi na pewno bardzo się stęskniła 🙂 i może jak się uda to z logopedą.
i powrót do domu 10 grudnia 🙂 to się stęsknimy!… 🙂
Jula ostatnio zrobiła się bardzo domowa – od trzech tygodni nie była w przedszkolu i siłą rzeczy przez kolejne trzy znowu nie pójdzie. Troszkę chorowała – dopadła ją angina i przez to siedziała w domku, nie trzy tygodnie oczywiście chorowała, ale jakoś tak z rozpędu postanowiłam że zostanie na wszelki wypadek do wyjazdu w domku.
Powinnam być już w trybie wyjazdowym ale jakoś zupełnie nie mam weny… zresztą pakowanie nigdy nie było moją mocną stroną i zdecydowanie nie ulubioną czynnością… no ale mus to mus… na tak długo nigdy nie wyjeżdżaliśmy chociaż Damian twierdzi że u mnie nie ma różnicy w pakowaniu się na dwa dni i dwa tygodnie… i niestety ma rację 🙂 no bo przecież nigdy nie wiadomo co się może przydać 🙂 i w sumie powinnam teraz sporządzać przynajmniej plan pakowania ale siedzę i skrobię sobie tutaj bo każdy powód żeby to odwlec jest dobry.

Na Julci subkoncie w fundacji pojawił się już 1%. Bardzo dziękujemy wszystkim którzy przekazali nam swój, dzięki temu możemy spokojnie planować dalszą rehabilitację 🙂

chyba już wszystko napisałam – czas planowania pakowania nieubłagalnie się zbliża… może jutro?… 🙂