wschód słońca…

Zachwyciłam się pięknym obrazem parku chwilę po 7 rano, kiedy słońce jest jeszcze nisko i zaczyna się pojawiać za drzewami.
Cienie drzew razem z wschodzącym zza nich słońcem malują trawniki w jasno – ciemne pasy i naprawdę widok jest nieprzeciętny.

A cóż robiłam w parku chwilę po 7 rano?… oczywiście spacerowałam sobie z Lakutkiem 🙂 I bardzo się cieszę z tych spacerów bo jak inaczej miałabym szansę zobaczyć takie widoki?…
Nie miałabym… bo żadna siła by mnie o tej porze na spacerki po parku nie wyciągnęła… 🙂 A Laki proszę – taki mały i niepozorny a jednak wyciąga regularnie co rano 🙂

Taki nasłoneczniony park ma swój magiczny klimat właśnie teraz, kiedy cieszymy się każdym promieniem słońca, kiedy wyglądamy z utęsknieniem wiosny z niepokojem zerkając na prognozę pogody…
Poza tym czas w którym park tak wygląda to jest naprawdę chwilka, gdybym przyszła troszkę później albo troszkę wcześniej, byłoby po prostu zwyczajnie, więc mam na to szansę tylko w czasie kiedy słońce jest na ten konkretnej wysokości w okolicach 7 rano, bo wtedy oddaję Julcię do szkoły i lecę z Lakutkiem na spacer.
Z dnia na dzień słońce będzie wstawać wcześniej, a latem o tej porze będzie już bardzo wysoko.
A do tego kiedy jak nie w lutym można zobaczyć takie słoneczne pasy na trawniku pokrytym jeszcze lekkim szronem z przymrozku.

Dlatego celebruję każdy spacerek 🙂

Pamiętam że jak byłam nastolatką i jeździłam do Babci i Dziadka na wieś na wakacje, wstawałam rano (musiało być bardzo wcześnie… ale nie siedziałam do 3 w nocy na fb i skypie jak dzisiejsze nastolatki więc pewnie byłam wyspana 🙂 ) i biegłam w miejsce gdzie pięknie było widać wschód słońca, a było to kawałek od domu, siadałam w trawie i czekałam…
I nie ważne że trawa była mokra od rosy, pewnie najcieplej nie było, nie ważne że mogłabym sobie spokojnie jeszcze pospać – siadałam i czekałam…
I zawsze było warto 🙂
Nie wiem nawet czy ktoś wiedział że wychodziłam – wszyscy spali.

I to był ostatni czas kiedy widziałam wschód słońca (nie licząc tego podczas lotu samolotem do Anglii), a (choć oczywiście ja się nie starzeję 😉 ) było to jednak trochę czasu temu…

Miło sobie przypomnieć… 🙂

zdjęcia (prześwietlone, telefonem i z ciągnącym mnie Lakim, który zupełnie nie doceniał piękna tej magicznej chwili…) nie oddają oczywiście w pełni rzeczywistości, ale chciałam chociaż tak przekazać te obrazki 🙂

pozdrawiam smacznie i pączkowo

dziękujemy :)

Jakiś czas temu pisałam o koncercie Starego Dobrego Małżeństwa, z którego dochód był przeznaczony m.in na dofinansowanie rehabilitacji naszej Julci.
Koncert był zorganizowany przez Lions Club Elbląg Truso.

Wiemy już że dla Julci, dzięki tej akcji, zostaną przekazane 3.000 zł., co wystarczy na sfinansowanie ponad dwu miesięcy codziennej rehabilitacji 🙂

To wspaniała wiadomość 🙂
Bardzo dziękujemy! 🙂

urodziny odsłona pierwsza

Odłona pierwsza, przedurodzinowa właściwie, bo urodziny Julci, formalnie kalendarzowo, przypadają jutro. Nasze maleństwo kończy jutro 9 lat i chyba czas najwyższy żebym przestała pisać o niej vel „maleństwo”…
Tak więc – nasza córka kończy jutro 9 lat i naprawdę nie mam pojęcia kiedy ten czas minął…
Tylko sięgając po zdjęcia z poprzednich lat uświadamiam sobie upływ czasu, na bieżąco jest to po prostu nie do ogarnięcia 🙂

Ale ponarzekać na przeciekający przez palce czas jeszcze zdążę, dzisiaj ma być wesoło, karnawałowo – jednym słowem urodzinowo 🙂

Odsłona pierwsza – urodzinki w szkole 🙂

Określenie „odsłona pierwsza” sugeruje że będą następne – otóż będą – konkretnie jedna – w przyszły piątek – kiedy to Julcia będzie miała urodzinki w domu.
I w ten sposób oryginalny dzień urodzin zostanie pominięty i choć wypada w sobotę co zdaje się być idealnym terminem, my poczekamy aż przyleci ukochana Babcia Danusia z Anglii 🙂 Nie może jej zabraknąć na urodzinkach.

Julcia świętowała dziś od rana, zrobiliśmy jej ulubiony tort chałwowy i ciacha, Panie też upiekły pyszne ciacho, było sto lat i życzenia, słowem wszystko to co na udanych urodzinach powinno mieć miejsce 🙂
Julcia przyjmowała życzenia z uśmiechem i bardzo dobrze się bawiła 🙂
A Tatuś z aparatem ukradkiem uwieczniał te piękne chwile:

Ponieważ urodzinki Julci były połączone z imprezką karnawałową, była też muzyka i tańce 🙂
Dziękujemy 🙂

podgląd

Tak właśnie – podglądamy – ale nie sąsiadów broń Boże, ale naszą własną osobistą córeczkę, jak śpi sobie maleństwo słodziutko 🙂

A skąd taka potrzeba i dlaczego o tym piszę?…

Jula idzie spać ok 20.00, my ok 24.00 (i właśnie dlatego cały czas nie udaje nam się wypracować większego zapasu snu… 🙂 ) i przez te cztery blisko godziny trzeba do niej zaglądać z częstotliwością co kilkanaście minut ponieważ:
– może się nakryć kołdrą
– może się przebudzić
– może się zakrztusić
– może mieć atak
– może chcieć pić
– może chcieć zmienić pozycję spania, np obrócić się na drugi bok
a w każdej z tych sytuacji jesteśmy jej potrzebni i to od razu, a usłyszenie na czas że coś się dzieje jest praktycznie niemożliwe.
„Na czas” czyli nie wtedy kiedy się przestraszy i głośno rozpłacze bo nikt nie przychodzi i nie wtedy kiedy zaczyna się krztusić przy ataku…

Tak więc moglibyśmy rozsiąść się wygodnie na kanapie np oglądając wieczorem jakiś film, ale nic z tego, bo co chwilę, na zmianę, biegamy zaglądać do Julci – przez lata weszło to nam już w nawyk.

Moi Braciszkowie kochani a Julci ulubieni Wujcie Wujcie (wcale nie pomyliłam się pisząc dwa razy) mają związaną z tym zaglądaniem niejedną zabawną historię z czasów jak mieliśmy jeszcze skrzypiącą podłogę w przedpokoju a Oni zostawali z Julcią jak spała…
Buziaczki kochani! 🙂

Nie piszę tego dlatego żeby sobie ponarzekać, bo na pewno nie my jedyni mamy dziecko które wymaga takiej uwagi, ale dlatego że po blisko 9 latach w końcu rzeczone bieganie się skończyło i chciałam się tą radosną wiadomością podzielić na blogu 🙂
Po 9 latach w końcu w pokoju Julci stanęła sobie kamerka, która za nas bacznie obserwuje naszą córcię w czasie snu a my sobie jej obraz wyświetlamy w komputerze w pokoju obok 🙂 Kamerka jest zdanie sterowana z komputera, porusza się po okręgu i, co najważniejsze, jest na podczerwień i widzi w ciemności. Zdjęcie które zamieściłam poniżej jest z obrazu śpiącej sobie właśnie teraz Julci w praktycznie całkowitych ciemnościach 🙂

I nasuwa się tylko jedno pytanie – dlaczego dopiero teraz?!… 🙂

I tak np. siedzę sobie teraz wygodnie i piszę bloga. Normalnie przez te pół godzinki zrobiłabym już kilka kursów do Julci, a tak wystarczy jedno kliknięcie myszki i widzę jak sobie nasza księżniczka śpi 🙂 I nie muszę się zastanawiać czy ten dziwny dźwięk który właśnie usłyszałam to chrapanie Lakiego, czy może Jula się budzi… 🙂

Taka kamerka to w naszym przypadku spora pomoc a przecież, jak na dzisiejsze czasy, urządzenie powszechnie stosowane, żadna nowość ani rewelacja techniczna.

A przecież technika jest po to żeby sobie ułatwiać życie, dlatego polecam takie rozwiązanie rodzicom którzy mają podobne do naszych problemy.

pozdrawiam 🙂