różne

coś ostatnio nie zaglądałam, bo też i niewiele się ciekawego dzieje, jak to w życiu czasem bywa 🙂 myślałam, że skoro przez dobrych parę lat pisałam pamiętnik w szkole podstawowej a i nawet zahaczyłam o liceum, to będzie mi się tu łatwo pisało nawet i o niczym, a jednak nie jest tak różowo… starzeję się czy coś… 🙂 no ale jak już zaczęłam to może jednak coś napiszę, bo też tak całkiem nic to się nie dzieje…

tak więc – Julcia wróciła do przedszkola i jest przeszczęśliwa, co, jednak mimo wszystko nieco dziwi, bo po dłuższych przerwach z reguły bywało ciężko, a tu proszę, niespodzianka! 🙂 byłyśmy dzień wcześniej razem odwiedzić przedszkole, żeby się oswoiła i było przemiło, wszyscy się za Julcią stęsknili a i Julcia naprawdę szczerze cieszyła się na widok wszystkich i każdego z osobna. Chciałam żeby przez kilka dni jeszcze została z nami w domciu żeby odpoczęła po turnusie, miała też lekki katarek, ale w sumie mijał już  i skoro tak się ucieszyła to od razu na drugi dzień poszła do dzieci 🙂

Odkąd zaczęłam prowadzić ten blog, piszą do mnie zdziwieni znajomi, znający mój profil na naszej klasie, że na zdjęciach tam zamieszczanych nie widać, żeby Julcia była chora i są bardzo poruszeni naszą sytuacją i też przy tym zdziwieni.   Z tymi zdjęciami to jest tak, że ciężko, żeby było na nich widać, że Julcia nie siedzi samodzielnie, nie chodzi czy nie umie mówić… zdjęcia z ćwiczeń w sumie mogą dać do myślenia ale też niekoniecznie. Można byłoby zauważyć, że na żadnym zdjęciu nie jest sama, że zawsze ją ktoś trzyma albo siedzi na wózku, ale w sumie wygląda to całkiem naturalnie. W sumie nawet idąc po ulicy z Julcią w wózku spotykałam się z komentarzami typu: „taka duża a w wózku” albo ” a nóżek to dziewczynka nie ma?…” czy „pewnie wolałaby sobie pobiegać” (w kontekscie – a wredna matka jej nie pozwala…) Także myślę, że dobrze się stało, że mam możliwość dokładnego opisania naszej sytuacji, bo przecież to, że Jucia jest chora nie musi oznaczać, że nie może na zdjęciu wyglądać jak każde dziecko w jej wieku. Nie musimy przecież i nie chcemy nic nikomu udowadniać.

Byłam z Julcią na pobraniu krwi i była bardzo dzielna 🙂 wzdrygnęła się może nieco przy ukłuciu ale potem z niemałym zainteresowaniem wpatrywała się w strzykawkę zapełniającą się krwią a nadmienię tu że było sporo krwi do pobrania bo do trzech badań… robiłyśmy próbę wątrobową, badanie nasycenia krwi lekiem przeciwpadaczkowym i OB. Panie pielęgniarki stały w pogotowiu żeby trzymać rękę w razie jakby się wyrywała, ale nie było takiej potrzeby 🙂 ja zwykle nie patrzę na strzykawkę przy pobieraniu krwi, ale jak Julcia tak się wpatrywała to głupio mi było odwrócić wzrok … cóż trzeba brać przykład z dziecka 🙂

już w domciu

Turnus minął bardzo szybko, Julcia wróciła zmęczona ale szczęśliwa (przy tym nieco przeziębiona dlatego nie poszła narazie do przedszkola), mi humor też dopisuje bo jak tu nie być w dobrym nastroju jak nasi siatkarze, nasze kochane chłopaki, dostarczyli nam ostatnio tak niesamowitych emocji! 🙂 Przez cały turnus dzielnie oglądałyśmy z Julcią wszystkie mecze (nieco się przez to spóźniałyśmy na kolacje, no bo któż mógł przewidzieć, że zamiast 3 setów będzie czasami 5…) Ja kibicem siatkówki jestem od dawna, zdarzyło mi się nawet być na kilku meczach na żywo, Julcia z konieczności też zaczeła oglądać i coraz bardziej jej się to podoba 🙂 Finał Mistrzostw Europy sobie „wypłakała” bo położyłam ją spać i za nic nie chciała zasnąć, płakała tak długo, że w końcu musiałam ją wziąć do siebie do pokoju i oglądała z nami mecz do końca, co od ręki ją uspokoiło 🙂 moja krew! 🙂

Po powrocie z turnusu udało się jeszcze Julci spotkać z Dziadkiem Wiesiem, moim Tatą, który pracuje na stałe w Anglii i przyleciał na dwa tygodnie. Jak zwykle Julcia była  zachwycona i zadowolona zabawami i wariacjami z Dziadkiem który wychodził z siebie żeby było wesoło 🙂  a jak widać na zdjęciach –  z Dziadkiem i Babcią zawsze wesoło 🙂z Babcią, Dziadkiem i Prababciąz Babcią i Dziadkiemz Babcią i Dziadkiemjakie ładne laleczki :)

DSC_9063malez Dziadkiem

koniec turnusu

I tak oto powoli dobijamy do końca turnusiku. Ja nieco większa niż przed wyjazdem (szwedzki stół w połączeniu z brakiem silnej woli zawsze robi tu swoje), Julcia mocno zmęczona ale też mam nadzieję, że nieco większa bo jadła zaskakująco ładnie i wszystko 🙂 Ćwiczyła też dzielnie, bez większych oporów, wręcz z uśmiechem na ustach na niektórch zajęciach, aż się serce raduje 🙂 Troszkę niestety nasiliła się nam padaczka, jest więcej mniejszych napadów w ciągu dnia, po powrocie zrobimy badanie natężenia leku we krwi i zobaczymy co dalej.

Widzę, że pomysł ze skupieniem się na rączkach był bardzo dobry, bo są luźniejsze i mam nadzieję, że się takie zostaną przez jakiś czas. Poprosiłam o pisemną opinię na temat postępów Julci na rehabilitacji, zobaczymy cóż tam ciekawego napiszą…

Pogoda była w kratkę, teraz jest ciepluteńko, ale były też bardzo zimne dni, słońca brakowało wtedy, kiedy było najbardziej potrzebne, np. kiedy w niedzielę (6 września) wybrałyśmy się z koleżanką i naszymi dziewczynkami (dwoma Julciami zresztą) na rekonstrukcję „Szarży pod Krojantami” czyli bitwy która miała miejsce na początku II Wojny Światowej. Widowisko zapowiadało się przepięknie, były pokazy żołnierzy na koniach od czasów Mieszka I aż po II Wojnę Światową, pomiędzy ludźmi jeździli na motorach aktorzy ubrani w niemiecki mundury oraz ranni żołnierze z sanitariuszkami, klimat nie do opisania, Niestety deszcz padał i padał, nasze dziewczynki nieco marzły i bałyśmy się, że się poprzeziębiają w tych wózeczkach nawet pod folią przeciwdeszczową. Także do samej szarży nie wytrzymałyśmy, ale i tak był to bardzo ciekawy sposób spędzenia, dłużącej się zwykle w ośrodku, niedzieli. Julcie niewiele skorzystały z widowiska, ale i tak były dzielne 🙂 No i żołnierski żurek zaliczony 🙂