po tygodniu

Od poważniejszych rzeczy wypada zacząć – Jula znowu chora… ledwo wykaraskaliśmy się z kataru, znowu coś się przypałętało… tym razem pojawiła się temperatura i wygląda na to że znowu troszkę posiedzimy w domku… bieduleczka dziś była bez humoru i energii, dopiero pod wieczór obdarzyła nas swoim cudnym uśmiechem (a konkretnie nie nas tyko Kubusia Puchatka w swojej ulubionej bajce…) i mimo braku apetytu przez prawie cały dzień, zjadła całkiem pokaźną kolację także mam nadzieję że jutro będzie lepiej.
Trochę męczące są te nagłe i dosyć duże zmiany pogodowe… a ciepłe czapki i szaliki były już w połowie drogi do głębokiej ciemnej szuflady… a tu trzeba było się z nimi pogodzić i wygląda na to że na całkiem długo…

W zeszłym tygodniu dostaliśmy od Fundacji Promyk Słońca zaproszenie na spotkanie związane z kampanią „na jednym wózku” w której jakiś czas temu brał udział nasz blog. Spotkanie, które odbędzie się 16 kwietnia ma bardzo oficjalny charakter po pierwsze dlatego, że będzie na nim pani Prezydentowa Maria Komorowska, która od początku była honorowym patronem kampanii, po drugie odbędzie się ono w sali kolumnowej Sejmu.
Kwestia uczestnictwa w spotkaniu dla nas nie podlega dyskusji bo bardzo cieszę się na spotkanie z autorami blogów które brały udział w kampanii (mam nadzieję że jedziecie dziewczyny 🙂 ) po drugie w końcu nie codziennie spotyka się Panią Prezydentową i bywa w Sejmie…
Okazuje się że jest to dobra okazja do przestawienia swoich problemów w miejscu gdzie będą osoby mogące się nimi realnie zająć i powstał pomysł zebrania takich problemów i zredagowania ich najlepiej w jednym wspólnym piśmie jako głosie nas – rodziców i opiekunów dzieci niepełnosprawnych.
Dużo ciśnie się problemów na usta, gdyby je wszystkie zacząć opisywać byłby to spory kawałek dokumentu 🙂 w naszym interesie jest jednak aby były to konkretne spostrzeżenia, jak słusznie zauważyła Pani Agata z Fundacji – bez zbędnych emocji, więc jeżeli macie pomysły takie hasłowe, to fajnie byłoby je wszystkie zebrać w jednym miejscu i takie pismo popełnić, mogę się tym zająć jeżeli będzie taka potrzeba, mamy jeszcze trochę czasu 🙂

to tyle w kwestii spraw poważnych

mawiają że człowiek uczy się całe życie i ja się pod tym podpisuję bo wczoraj dokładnie, Mamusia moja ukochana nauczyła mnie jak (uwaga) zrobić dobieranego warkocza! 🙂 tak jest! pół życia miałam długie włosy, mam 8-letnią córkę z włosami też okresowo dłuższymi i nigdy nie umiałam owego wrednego warkocza zrobić… Był dla mnie konstrukcją nie do ogarnięcia po prostu – mój humanistyczny umysł nie radził sobie z tym całym przeplataniem i zaplataniem, obnażając przy tym bezlitośnie mój całkowity brak zdolności manualnych…
Mam dwie kochane szwagierki, które mając synków zawsze czesały Julcię przy okazji swoich wizyt a ja ni w ząb… wstyd po prostu na całej linii… Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć że Jula od jakiegoś dopiero czasu potrafi trzymać główkę i plecki na tyle stabilnie, że jak ją przed sobą posadzę, mogę spokojnie się troszkę pobawić w salonik fryzjerski 🙂

tak więc pod fachowym okiem, uzbrojona w piankę do włosów, gumki w ilości „na wszelki wypadek sporo” i w grzebień, zrobiłam pierwszego w życiu swoim i mojej córci warkocza dobieranego i jestem z siebie dumna po prostu 🙂 Mama też bardzo ucieszyła się że jeszcze może mnie czegoś nauczyć 🙂
a żeby nie było że tak sobie tylko gadam to oczywiście udokumentowane jest wszystko 🙂

teraz zamierzam częściej korzystać z nowo nabytej umiejętności 🙂
w grze RPG w które się kiedyś zagrywałam z moim mężem (wtedy jeszcze nie mężem) mogłabym może wskoczyć dzięki temu na wyższy poziom doświadczenia zdobywając dodatkowe punkty zręczności 🙂 tylko nie wiem czy w wirze walki wróg nie zdziwiłby się lekko gdybym zamiast rzucać kulą ognistą zaczęła mu zaplatać warkocze…

ach… to były czasy… pozdrawiam serdecznie wszystkich współtowarzyszy gier fabularnych 🙂

i w tej atmosferze rodem z AD&D pozdrawiam i do zobaczenia 🙂

a jednak…

a jednak tak nie do końca najlepiej Julcia wyszła na ten przerwie… Wczorajsze ćwiczenia pokazały że ze spastyką nie ma żartów i na bieżąco trzeba mieć na nią oko. Generalnie nie jest źle i terapeuta powiedział że po kilku spotkaniach wszystko powinno wrócić do normy, jednak widać było po Julci, że te pierwsze zajęcia po przerwie wymagały od niej więcej wysiłku niż zwykle, mimo, że ćwiczenia na początek były spokojniejsze. To dlatego że podczas terapii pracują mięśnie na co dzień przez Julcię nie używane – to właśnie siła vojty – zmusić je do pracy.

Ponieważ to nie jest pierwsza przerwa w zajęciach, i w sumie nie najdłuższa nawet, wiem już że przy Vojcie Jula poprawia się z dnia na dzień. Pamiętam jak w wakacje po powrocie do zajęć po blisko 3 tygodniach byłam w lekkiej panice bo już nie o większy wysiłek Juli chodziło ale o regres jaki trzeba było nadrobić. Dotyczył on głównie ustawienia miednicy, która zaczęła nam lekko uciekać w jedną stronę i wydawało się że to problem na dłuższy czas. Jak się jednak okazało – nie dla Sebastiana 🙂 Po kilku zajęciach Julcia ślicznie równiutko leżała na plecach z symetrycznie ułożonymi bioderkami i po regresie nie było śladu.
Także wiem, że jeżeli rehabilitant mówi że będzie dobrze to tak właśnie będzie 🙂
Trzymamy kciuki Juleczko 🙂

Na szczęście w szkole Julcia w pełni zadowolona. Podobno uśmiech od ucha do ucha nie opuszcza jej ani na chwilkę 🙂 Na pewno stęskniła się za kolegami i koleżankami (całymi trzema 🙂 ) i Paniami oczywiście. Nawet rano wstaje całkiem rześka i nie muszę jej budzić w trybie uruchomienia broni tajnej w postaci Taty… Odespała troszkę przez tydzień (chociaż jak na mój gust mogłaby nieco więcej odespać, szczególnie w weekend) i teraz ma zapasy snu 🙂 Nie bez znaczenia jest też pewnie też fakt, że teraz jest już jasno jak wstajemy i słoneczko nieśmiało zagląda w okienka.

I takiego uśmiechu i słoneczka życzę co najmniej na dzisiaj 🙂

zasada konsekwencji

Witam serdecznie 🙂
kolejny tydzień za nami, ale skłamałabym gdybym powiedziała że nie wiem kiedy minął, bo wiem 🙂 Tym razem czas nie gnał jakoś jak zwykle, było spokojnie i powoli. Jula była ze mną cały tydzień w domu, nie miałyśmy żadnych popołudniowych zajęć, Julcia miała urlopik na całego i myślę że wyszedł jej na dobre, choć to pewnie oceni Sebastian po dzisiejszych zajęciach.
Na pewno będzie dobrze, widzę przecież że Jula jest w dobrej formie. Zresztą, jak już nie raz słyszałam, odpoczynek jest tak samo ważny jak rehabilitacja – słyszałam więc wiem, ale dziwna sprawa – o ile Julcia z pewnością nie miała nic przeciwko tygodniowi laby, mnie strasznie kusiło żeby jednak choć pod koniec tygodnia poprosić rehabilitanta na ten dzień, albo dwa… To już jest choroba z cyklu „dzień bez rehabilitacji to stracony dzień” – a ponieważ zdaję sobie na szczęście sprawę z ułomności ludzkiej natury (żeby nie tak od razu w samokrytykę wpadać…) na wszelki wypadek odwołałam wcześniej wszystkie zajęcia bo potem głupio byłoby się tłumaczyć że może jednak, chociaż na jeden dzień, tak dla rozruszania mięśni…
To zasada konsekwencji, pamiętam coś jeszcze ze studiów – jak podejmiemy już jakąś decyzję to potem choćby nie wiem co, wbrew swoim wątpliwościom i czasem zmieniającym się okolicznościom, żeby nie wypaść źle w oczach innych – trzymamy się jej 🙂
I podziałało 🙂
Chciaż łatwo nie było bo nawet w obliczu tego że okoliczność katarku nie bardzo się zmieniała i jednak trochę Julci dokuczał, szukałam luki w prawie – bo może nie będzie tak źle, w końcu to tylko katar, a vojta poprawi krążenie i organizm sobie szybciej poradzi z infekcją, no i oddech będzie lepszy…
Nie ma dla mnie ratunku… na szczęście i mój mąż i moja Sylwunia dzielnie pilnowali czy egzekwuję hasło ” wolny tydzień dla Julci!” (prawie można na wybory z tym iść…:) )
Efekt – Jula wypoczęta, zdrowa, z pewnością ma więcej siły i energii.

Trochę się pocieszam, że pewnie nie ja jedna Mama taka nadgorliwa bywam… przy dziecku wymagającym rehabilitacji cały czas, staje się ona koniecznością codzienną i priorytetem najwyższym, a jeszcze jak tak jak u nas każdy praktycznie dzień ćwiczeń przynosi jakąś poprawę i widać że jest lepiej, czasu po prostu na przerwę szkoda… A tu się nie obejrzałam jak niedawno rehabilitant uświadomił mi że od wakacji Jula jedzie na najwyższych obrotach i to w pełnym tego słowa znaczeniu bo z vojtą nie ma żartów, to ciężka praca dziecka i terapeuty.

Tymczasem Jula od rana uśmiechnięta pojechała do szkoły, mam nadzieję że równie uśmiechnięta wróci. Słoneczko świeci, wiosna idzie (wolno coś…ale jednak idzie 🙂 ) Kamil zdobył złoty medal mistrzostw świata, drużyna brąz po małym zamieszaniu – same dobre wiadomości 🙂

Wolne wolnym, ale czy może być lepsze zakończenie tygodnia jak niespodziewany przylot Babci z Anglii?! 🙂 to nie teleturniej więc od razu odpowiem – nie może! 🙂
W sumie dla kogo niespodziewany dla tego niespodziewany… moi braciszkowie kochani uknuli intrygę godną telenoweli zapraszając nas na niezobowiązujący obiadek w sobotę a tu proszę – taka niespodzianka 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂