2400

Brzmi jak tytuł nowego serialu sf… ale nie – tyleż to km podobno zrobiliśmy od wyjazdu na turnus do powrotu z niego 🙂 i podobno to sporo 🙂 najdzielniejsza była w tym Julcia, która zaskakująco dobrze zniosła podróż i w jedną i w drugą stronę. Na pewno było jej wygodnie w nowym foteliku samochodowym, który dostaliśmy dosłownie na dzień przed wyjazdem. Zakup fotelika sfinansowała nam Fundacja Przyjaciółka, za co serdecznie dziękujemy (na łamach blogu jeszcze nie dziękowałam). Dziękujemy również przemiłej Pani ze sklepu dziecięcego Krasnal z Warszawy, dzięki której fotelik dotarł do nas przed wyjazdem, na czym nam bardzo zależało.

2400 (liczba znana też jako pojemność pewnego czarnego ciągnika… 🙂 ) przejechane i jesteśmy w domciu. Szczerze żal było nam wracać… Góry nam się nie znudziły nawet jak przestały być białe… w ogóle ciężko mi sobie wyobrazić że kiedykolwiek mogą się znudzić… No ale turnus się skończył, Julcia wymęczona, wiosenne porządki czekają, także trzeba było wracać.
Julcia od poniedziałku wróciła do przedszkola, bardzo szczęśliwa wsiadała rano do samochodu i Tomka który pilnuje dzieci z tyłu samochodu i kierowcę – Arka, przywitała szerokim uśmiechem 🙂

Zauważyłam, że po turnusie Julcia częściej połyka ślinkę i zdecydowanie mniej napina rączki (nie przyciąga ich tak mocno do siebie podczas siedzenia jak często robiła to wcześniej), co nas bardzo cieszy, bo właśnie z rączkami mamy ostatnio największy problem. Julcia potrafi tak mocno je zaciskać aż robią się sine… ale teraz dawno już się jej to nie zdarzyło, także może będzie lepiej 🙂

Podczas turnusu Julia miała jeden napad, spodziewaliśmy się go, bo dużo czasu (ok półtora miesiąca) minęło już od ostatniego. Jak zwykle był w nocy i jak zwykle też obudziliśmy się jak już trochę trwał… Julcia ma napady bezgłośne i do tego głównie w nocy, odkąd ma padaczkę śpię w nią a i tak czasem nie usłyszę go od początku. Właściwie jedyne co można usłyszeć to moment jak zaczynają się problemy z oddychaniem i oddech robi się ciężki i głośny, często też Julia zaczyna się krztusić ślinką. Obserwowanie napadu od początku jest dla nas o tyle ważne, że pozwala nam ocenić czy potrzebna jest wlewka, żeby go przerwać. Jeżeli napad nie jest długi (trwa kilka minut) i zaczyna się wyciszać, nie ma takiej potrzeby, ale jak nagle się budzę i widzę, że Julia ma już spore drgawki i zaczyna się krztusić to nie wiem jak długo już to trwa i muszę podać lek żeby go przerwać. Ten na turnusie był mocny i nie usłyszeliśmy go od początku, więc wlewka była konieczna, szczególnie że Julcia zaczynała się krztusić, a tego zawsze boimy się najbardziej.

Mamy nadzieję, że na następny znowu co najmniej tak długo poczekamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.