co by Jula powiedziała?…

Jako rodzice przyzwyczailiśmy się do swoistej bezkarności w kwestiach decyzyjnych dotyczących Julci, na, nazwijmy to, małym szczeblu życia codziennego. Czyli że np – wstajemy rano – ubieram córcię – a w co? otóż w to co uznam że dziś będzie najlepiej nałożyć (staram się przy tym podążać za modą urodą i wygodą 🙂 ) a ponieważ Julcia od rana ma dobry humor to zakładam że nic przeciwko wyciąganym z szafy ubrankom nie ma…

Zajrzyjmy do źródła – jestem z Julcią w sklepie – kupuję ubranka – z boku słyszę gdzieś jak mała modelka uparcie nie zgadza się na wybraną przez mamę sukieneczkę i sugestywnie ładuje do torby tę, którą sama wybrała krzycząc przy tym w niebogłosy… stoję obok i myślę sobie „uff, przynajmniej takich problemów nie mamy…” i pokazuję Julci kupioną właśnie bluzeczkę.
Plus?… Pozornie i owszem, a jak wiadomo, dobrych stron należy szukać wszędzie bo inaczej można zgłupieć, tyle że przez myśl jednak przebiega szybciutko: „ciekawe co wybrałaby Julcia gdyby mogła sama?…” Oczywiście ufam, że przeciwko moim wyborom nic by nie miała ale jednak… co by Jula powiedziała?…

Zabawki?… oczywiście wiemy co się dzieje z dziećmi jak wpadną w półki z zabawkami w sklepie, szczególnie po serii reklam swojej ulubionej postaci z bajki…
My z Julcią możemy sobie spokojnie przejść i co więcej – zatrzymać się przy każdej zabaweczce i chwilkę ją obejrzeć bez ryzyka konieczności natychmiastowego zakupu pod groźbą krzyku i płaczu. Lepiej?… pozornie zdecydowanie lepiej… tylko znowu tak po prostu po ludzku fajnie byłoby znać opinię Julci…

Opinia to nie to co wybór, np z dwóch rzeczy, bo to z Julcią praktykujemy codziennie, wybiera z dwóch książeczek, zabawek, bajek, opinia to coś co kształtuje osobowość i mówi nam coś o człowieku, no, może w wieku 8 lat nie są to opinie z cyklu „moim zdaniem papież dobrze zrobił abdykując” ale np „lepiej mi w niebieskim” albo „wolałabym mieć kręcone włosy” 🙂

Tak coraz częściej zastanawiam się czy Jula się ze mną zgadza, co myśli tak na bieżąco, czy np wolałaby zostać w domu czy wyjść na spacer (przecież wiadomo, że spacer to dla zdrowia ale może Jula woli dziś nie wychodzić…), brakuje nam trochę tej komunikacji, takiej czysto werbalnej.

Przez lata oczywiście nauczyliśmy się co Jula woli do jedzenia, do oglądania, do zabawy i to jest nasza mała komunikacja, czytanie Julci, interpretowanie każdego dźwięku jaki wydaje, każdego uśmiechu, skrzywienia, płaczu… To też się zmienia i różnicuje, wiemy kiedy płacz jest niepokojący a kiedy zwyczajnie marudny (choć w rozróżnianiu rodzajów płaczu najlepszy jest rehabilitant) wiemy kiedy uśmiech mówi ” jest cudownie!” a kiedy „cóż… nie jest źle, ale zawsze może być lepiej” i wreszcie widzimy w oczach radość, ufność, miłość, czasem strach i niepokój, tego się nie da ukryć i dzięki temu wiemy jak reagować.
Niektórzy rodzice w takiej sytuacji piszą blog tak jakby pisało go ich dziecko, radząc sobie niejako w tej sposób z brakiem słów. Ja jakoś tak nigdy nie umiałam…
Ten sposób mimowolnie z czasem tworzy pewną alternatywną osobowość, taką blogową, i myślę, że pomaga rodzicom w zrozumieniu i odczytaniu dziecka… Dzieje się to co prawda przez pryzmat obserwacji i doświadczeń własnych rodzica, który już nieco świata zdążył poznać, ale jeżeli barierą są tylko słowa to może jest to dobry sposób na ich „udostępnienie dziecku” żeby mu pomóc w wyrażeniu siebie.

Ja w każdym razie formy bloga nie zmieniam, może tylko częściej będę się zatrzymywać nad próbą odgadnięcia tego: co by Jula powiedziała?… w różnych sytuacjach, bo do tej pory jakoś więcej skupiam się nad swoim podejściem.

Choćby taka vojta, jak wiadomo, wzbudza wiele emocji i u rodzica i u dziecka…
Jakiś czas temu, w chwili kryzysu wyrzuciłam z siebie emocje przez napisanie krótkiego tesktu który zatytułowałam „vojta – spojrzenie rodzica” (swoją drogą to nie zdecydowałam się jeszcze żeby go umieścić na blogu…) i tak usiadłam i napisałam – co przyszło mi stosunkowo łatwo. A jakby tak napisać „vojta – spojrzenie Julci”?… nie wiem czy dałabym radę i nie wiem czy byłoby to faktycznie to co Jula chciałaby przekazać…

Trzeba sie więc skupić na tym co wiemy na pewno – a na pewno wiemy że Julcia jest szcześliwa, i daje nam siłę swoją radością i wdzięcznym uśmiechem którego na co dzień mamy pod dostatkiem 🙂

„ambitni i zdolni” ;)

Dziś tłusty czwartek, bardzo przyjemny dzień, co prawda będzie wymagał kilku dodatkowych ćwiczeń na siłowni, ale co tam! Tradycji trzeba się trzymać 🙂
Jak co roku poprzedniego dnia robimy na tę okoliczność faworki ale dopiero w tym roku przeczytałam, że jesteśmy z tego powodu ambitni i zdolni… 🙂 Jak stoi napisane w jednym z artykułów w naszej lokalnej prasie internetowej – „Do powszechnych zwyczajów tego dnia należą sute poczęstunki faworkami i pączkami. Ambitni i zdolni za wypieki zabierają się już dzień wcześniej”.
No i jak się tu nie podbudować! 🙂 Każdy sposób na dowartościowanie jest przecież dobry, byle sobie poprawić samopoczucie 🙂

Trzy miski faworków zostały więc popełnione, nie dałabym rady bez silnej ręki Damiana, który dzielnie wałkował ciasto na prawie przezroczyste (co ma kluczowe znaczenie dla powodzenia końcowego efektu), zadaniem Julci natomiast było grzecznie w tym czasie oglądać bajeczkę – spisała się znakomicie i wydawało się że taki przydział bardzo jej odpowiada 🙂 Faworki są pyszne jak co roku bo jak cała rodzina jest zaangażowana w proces produkcyjny inaczej być nie może 🙂

pozdrawiam serdecznie wszystkich ambitnych i zdolnych i życzę smacznego! 🙂

bilans ferii :)

Jakoś szybciutko minęły te dwa tygodnie i Julcia ruszyła dziś rano do szkoły – póki co jeszcze chyba lekko zdezorientowana naglą zmianą pory wstawania ale mam nadzieję że zapas snu jaki sobie zrobiła w czasie ferii pomoże jej we wczesnym wstawaniu przynajmniej przez kilka dni…
Dziś nie było źle, plan awaryjny w postaci uruchomienia opcji „Tata budzi Julcię” nie był konieczny, dałyśmy sobie radę nawet z kilkuminutowym zapasem 🙂 a kilka minut rano to jest strasznie dużo czasu 🙂
No ale o feriach miała być mowa, krótki bilans nie zawadzi, choćby po to bym za rok na pytanie „a co my w zeszłym roku robiliśmy w ferie?…” mogła odpowiedzieć „nie pamiętam, ale zaraz sprawdzę na blogu” 🙂
Trochę już wcześniej pisałam o tym, że dopadło nas katarzysko i póki co na nim się skończyło, bo choć wyjątkowo uparte, w nic więcej się nie przerodziło. Niestety, mimo tego pierwszy tydzień ferii było znacznie ograniczony jeżeli chodzi o wyjścia na dwór i przez to też nie udało się zrealizować planu jazdy na sankach, czego bardzo żałuję… Pierwszy spacerek o którym pisałam okazał się jednak nie do końca dla mnie najlepszym pomysłem (okazuje się, że -15 stopni nie za dobrze działa na katar…) i kolejne były już znacznie ostrożniejsze i z miejsca wykluczyły wypad na sanki… A jak w drugim tygodniu wszyscy byli zwarci i gotowi to się nagle z -15 zrobiło +2 i cały śnieg stopniał w trybie natychmiastowym…
Sanki sankami – nie ma co narzekać, jeszcze sobie to mam nadzieję odbijemy tej zimy, tymczasem w trakcie ferii znalazłyśmy sobie odpowiednio dużo innym zajęć, równie dla Julci interesujących 🙂 Tzn mam nadzieję że interesujących, w każdym razie uśmiech Julci, jej zaangażowanie i skupienie jest dla nas dowodem na to że robimy to co jej odpowiada.
Bo z Julcią nie jest tak łatwo… sprawne dziecko chce rysować, idzie rysować, chce oglądać bajkę, ogląda (a przynajmniej mówi że chce, bo jednak rodzice też tak na wszystko ślepo nie pozwalają), my, w obliczu braku komunikacji przez cały czas zgadujemy, ufam że trafnie, jednak to od naszej kreatywności, od naszego wolnego czasu, wreszcie od zwykłej chęci, zależy to co Julcia będzie robić, kiedy i jak długo…
Na co dzień nie zastanawiam się nad tym, tak po prostu jest od zawsze, ale jakoś ostatnio jak Jula dostała tyle różnych zabawek, gier i książek przez chwilkę dopadła nas taka refleksja, że leżą sobie obok i Jula choćby chciała, bez naszej (lub ogólnie czyjejkolwiek ) pomocy może sobie ca najwyżej na nie popatrzeć, a i to tylko wtedy jak siedzi lub leży w odpowiednim kierunku żeby je widzieć…
Jak jednak wiadomo, refleksje są po to żeby coś z nich wynikało, stąd wszystkie prezenty są już przekopane nie raz, książeczki przeczytane, gry wygrywane i przegrywane kilkakrotnie, byłyśmy z Wiki w kinie, a jak nam zabrakło nowości to wróciłyśmy do starych sprawdzonych pozycji naszych zabaw, tak żebyśmy mieli poczucie że jak najlepiej wykorzystaliśmy czas.

Przy okazji okazuje się że niektóre rzeczy nabrały zupełnie innego wymiaru niż do tej pory. Choćby takie rysowanie – Jula zawsze to lubiła i często sięgamy po kredeczki i wszelkiego rodzaju malowanko-wyklejanki i nie tylko, ale do tej pory było tak, że łapałam za jej rączkę i malowałyśmy sobie razem, teraz, ponieważ ostatnio wykazuje większe zainteresowanie swoimi rękami, owszem pomagam jej ale tylko asekurując lekko samą kredkę i pozwalam jej samej jeździć rączką po kartce. Wychodzą z tego bohomazy kosmiczne ale najważniejsze w tych bohomazach jest to że są Julci osobiste 🙂 Przy każdym następnym takim malowaniu jest coraz lepiej i mam nadzieję że Julcia coraz świadomiej będzie korzystała ze swoich rączek 🙂
Staramy się teraz aby jak najwięcej sama próbowała, bo muszę przyznać że jakoś tak do tej pory przyzwyczailiśmy się robić wszystko za nią że nie miała się jak wykazać – teraz to co innego 🙂

był też czas na oglądanie bajeczek – bez tego cóż to by był za relaksik 🙂 ale i przy tej okazji nie zaszkodzi troszkę poćwiczyć trzymanie główki, co, muszę tu Julcię pochwalić, wychodzi jej coraz lepiej 🙂 a bioderka, których, jak wiadomo, bardzo pilnujemy, leżą sobie swobodnie 🙂

nie mogło też zabraknąć wujciów – tu prywatna sesja z Adasiem 🙂

zdarzyły się też warsztaty fryzjerskie – Wiki przygotowywała się do balu karnawałowego 🙂

Ferie to był jednak nie tylko błogi relaks ale też ciężka praca – nie odpuszczaliśmy vojty ani na krok, choć Sebastian coś już zaczyna wspominać że może przydałaby się Julci lekka przerwa, bo ostatnia konkretna, nie licząc świątecznej, była w wakacje…
Pewnie zatem niedługo coś pomyślimy, póki co nie widzę po Julci zmęczenia na co dzień, co zwykle jest dla nas sygnałem że trzeba zwolnić, a zajęcia przynoszą z dnia na dzień coraz lepszą pracę.
A przerwę może uda się nam połączyć z jakimś wyjazdem, tak żeby całkowicie zmienić Julci otoczenie na jakiś czas i dać odpocząć nie tylko od ćwiczeń ale od codzienności. Zobaczymy.

Nie poddając się niezbyt sprzyjającej aktywnościom zimowym aurze, ferie zakończyliśmy bardzo kulturalnie – wizytą w galerii w Gdańsku 🙂 w końcu trochę kultury nikomu jeszcze nie zaszkodziło 🙂 I właśnie podczas tego ukulturalniania się Julcia zgubiła ząbka górną dwójeczkę – a taką niepozorną zupkę rybną jadła… Ząbek musiał się już ruszać jakiś czas, czego nie zauważyłam w porę i przez to nie wyczułam momentu kiedy może trzeba było uważniej jeść… Na szczęście Jula nie wydawała się zupełnie przejmować utratą mleczaka 🙂 tyle że znaleziony nie został…

pozdrawiam 🙂

pierwszy spacer

Nie żeby całkiem pierwszy, w sumie to nawet nie pierwszy zimowy, ale za to pierwszy po tym jak dopadło mnie to bezlitosne katarzysko 🙂 Ferie się zaczęły a ja zamiast z Julcią śmigać po śniegu ile fabryka wózkowi dała siedzę w domu i podziwiam ów śnieg zza okna – ile można?! 🙂 I w końcu nadszedł dzień z cyklu ” czuję się już na tyle dobrze że możemy wyjść na spacerek” 🙂 inna sprawa że dłużej trwało nasze ubieranie się (czytaj wbijanie w nieograniczoną ilość czapek, szalików i rękawiczek) ale to nic! spacer był? był! mrozek w nosek złapany? złapany! 🙂 Jula na wszelki wypadek nie drgnęła przez całą drogę, chyba oszołomiona taką ilością świeżego i dosyć rześkiego jednak powietrza bo ostatnio tylko do samochodu i z samochodu…
A pogoda na spacer wręcz idealna – słońce, lekki mrozek, brak wiatru i ogólnie przyjemnie 🙂 Następnym razem idziemy na całość i pozjeżdżamy sobie z jakiejś okolicznej górki na sankach 🙂 ale to plany weekendowe raczej, póki co w domu też mamy sporo zajęć. Trzeba przecież nadrobić tyle rzeczy, tyle książeczek jest jeszcze nie pokolorowanych do końca, tyle obrazków nie namalowanych, Julci ulubiona gra planszowa z wesołym pieskiem leży i cierpliwie czeka na swoją kolej, że o niezliczonych puzzlach i książeczkach do przeczytania nie wspomnę 🙂
Tyle do zrobienia a tak mało wolnego… 🙂

A jak przyjdzie czas Jula powrót do szkoły przywita jak zawsze z wdzięcznością i szerokim uśmiechem 🙂

Z tego upojenia styczniowym słońcem zabrałam się nawet z dziewczynami (Wiki zawsze uczestniczy w takich projektach 🙂 ) za pieczenie babeczek w ilości całkiem pokaźnej bo prawie 40 sztuk 🙂 Jula nawet na początku cierpliwie znosiła naszą dzisiaj zupełną dezorganizację w kuchni, ale z czasem wyraźnie dała do zrozumienia że mimo iż z pewnością nam bardzo w pieczeniu kibicuje, to jednak zaczynająca się właśnie w TV program dla dzieci zapowiada się znacznie ciekawiej 🙂
I projekt zakończyłyśmy osobno 🙂

jutro kolejny dzień i tym razem postaramy się żeby spacerek był dłuższy niż jego logistyczna oprawa 🙂

pozdrawiam zimowo 🙂