„…ja tam tym dzikom nigdy do końca nie ufałem!…”

tak właśnie! 🙂 tak tez oświadczył mój braciszek i jest to w prawdzie bardzo wyjęte z kontekstu, ale za to w pełni oddające charakter naszej ostatniej rozmowy przy okazji przesympatycznego spotkania rodzinnego 🙂
Dla rozjaśnienia nieco sytuacji dodam tylko że chodziło o konkretne dziki występujące niepokojąco blisko ludności w sezonie w Krynicy Morskiej, a z którymi to, braciszek mój, zresztą nie tylko on, miał nie raz spotkania różnego stopnia 🙂
Ponieważ wypowiedź ta zupełnie nie leży w kontekście niniejszego postu na tym zakończę wdawanie się w szczegóły bądź co bądź, merytorycznie bardzo konkretnej rozmowy 🙂
Po prostu jak to usłyszałam to od razu (tak czasem niestety mam…) zobaczyłam owo zdanie w tytule następnego postu 🙂

A teraz zupełnie o czymś innym 🙂
Jak już zaczęłam o owym spotkaniu to oczywiście o nim też dwa zdania, bo nie tylko o dzikach były prowadzone konwersacje 🙂
Spotkanie było równie przesympatyczne co rodzinne (dla jasności – nierodzinni jego uczestnicy są przez nas uważani za rodzinę więc pozostaję przy wcześniejszym określeniu 🙂 )
Jula jak zwykle kiedy wujki pojawiają się w zasięgu wzroku i ramion, była przeszczęśliwa i uradowana po wsze czasy 🙂 Nie chcę tu umniejszać miłości jaką darzy pozostałych gości, ale co tu dużo mówić, wujki to wujki! nawet my rodzice, przestajemy wtedy istnieć 🙂
Było wesoło, smacznie i ciepło 🙂 uwielbiam takie spotkania i kocham Was wszystkich mocno! 🙂

julkaimy

Jula ma dodatkowo powody do zadowolenia bo w tym tygodniu nie nachodziła się za wiele do przedszkola, od kilku dni jest w domku. W środę wychowawczyni zadzwoniła, że Jula jest jakaś nieswoja, wygląda na osłabioną i nawet zasnęła po obiadku co jej się nie zdarza, więc się przestraszyłam troszkę. Zanim wróciła do domu zdążyłam odwołać rehabilitanta i już prawie nie mieliśmy jechać do pani logopedki, ale Jula wróciła całkiem zadowolona i w dobrej formie więc widocznie musiała odespać ostatnie niezbyt spokojne noce.
Noce nie były spokojne bo miała atak, w sumie nie różniący się od tych co zwykle ale tym razem zdarzyło się, że się zakrztusiła gdyż z żołądka cofnęła jej się woda jaką dwie godzinki wcześniej dałam jej do picia bo strasznie chciało jej się pić… trochę napędziła nam stracha ale na szczęście udało się odkrztusić jak atak (na szczęście szybko) przeszedł.
Najważniejsze że Jula była w dobrej kondycji więc równie szybko co odwołałam – zawołałam ponownie rehabilitanta i do pani Agnieszki też zaraz później pojechaliśmy. Podczas obydwu zajęć Julcia jak zwykle była bardzo aktywna i zadowolona.
Tak czy tak, informacji o jej gorszym samopoczuciu nie można lekceważyć i bardzo się cieszymy że w przedszkolu są na to tak wrażliwi, więc postanowiłam, że Jula posiedzi w domku do końca tygodnia. Miałyśmy w końcu czas na pójście do fryzjera bo Julci włoski robiły się już niepokojąco długie (niepokojąco=tak że nie mogłam ich okiełznać dwoma spineczkami i zbyt często robiłam kucyki 🙂 ) i porobić rzeczy na które na co dzień nie za wiele jest czasu. Miałyśmy więcej czasu tylko dla siebie 🙂 bo w tygodniu zawsze się coś dzieje.
No ale mam nadzieję, że Jula wróci do przedszkola od poniedziałku bo zacznie się odzwyczajać 🙂 a wakacje już blisko więc już się tak dużo nie nachodzi 🙂

byliśmy też na urodzinkach Julci kuzyna, Konradka, kończył cztery latka. Ciocia Marta jak zwykle zrobiła pyszne jedzonko i jak zwykle było sympatycznie i wesoło, jak to z dzieciakami 🙂
Jula zgłębiała tajniki gry w mini wersję piłkarzyków 🙂

tak sobie oglądam te zdjęcia, zresztą nie tylko te ale w ogóle nasze zdjęcia, i tak sobie myślę (zdarza mi się czasami… 🙂 ) że dzięki Damianowi każdy praktycznie moment spotkania, czy to rodzinnego czy zwykłego ot po prostu, każdy moment kiedy cokolwiek się dzieje (i nie mam tu na myśli wielkich wydarzeń ale np. zdarzenia pt. czytamy książeczkę, malujemy kredkami, śmiejemy się, płaczemy, siedzimy, stoimy, itd… czyli codzienność po prostu, i to dokładnie wszystko co może się w niej dziać) jest uwieczniany na zdjęciach i przez to daje nam wiele radości przy wspomnieniach bo przecież nie wszystko da się pamiętać a naprawdę warto 🙂 dziękuję Ci za to kochanie 🙂

pozdrawiam 🙂

pierwszy siwy włos i harce na sankach

tak właśnie – spojrzałam dziś w lustro (nie żebym rzadko to robiła, ale jakoś może słońce inaczej świeciło…) i go zobaczyłam – mój pierwszy siwy włos… a ja jeszcze nawet nie miałam 32 urodzin!… 🙂
w sumie to może powinnam się bardziej przyjrzeć i dobrze poszukać, bo może wcale nie jest taki pierwszy… ale w związku z tym, że nie chcę się zagłębiać w temat przyjmę że jednak jest pierwszy 🙂 i taki tez status otrzyma 🙂 no cóż teraz to pewnie prosta droga do szukania na farbach do włosów informacji „pokrywa wszystkie siwe włosy” 🙂 …
no ale dosyć o mnie.
na dworzu słonecznie (choć jakby nie było to bym pewnie nie zobaczyła włosa… 🙂 ) ale jeszcze nie wiosennie a już by się chciało zrzucić te wszystkie zimowe opakunki, szczególnie z Julci 🙂
ale już bliżej niż dalej 🙂 wiosenne kurteczki wiszą w szafie i kuszą… 🙂 może wystawię je na balkon i pokuszą też wiosnę?…
Jak narazie nie chorujemy i „jak narazie” jest w tym wypadku kluczowym stwierdzeniem bo dookoła wszyscy wcześniej czy później ulegają różnego rodzaju wirusom (zdrówka wszystkim życzymy) więc trzeba być czujnym (choć czujność może w tym wypadku niewiele dać…).
Jula chodzi do przedszkola i na zajęcia popołudniowe i mam wrażenie że jest na ciągłym turnusie bo jej dzienny grafik jest tak samo zapełniony. Na szczęście Jula bardzo dobrze się dostosowuje i bardzo aktywnie a przy tym naprawdę z radością uczestniczy w zajęciach i jak narazie wychodzi jej to zdecydowanie na dobre.
U pani Agnieszki zaczęła sygnalizować że chce jeszcze poprzez głoskę „a” wypowiedzianą dokładnie wtedy kiedy zostaje o to zapytana a to ogromna sprawa 🙂 próbujemy tego też w domu i efekt jest coraz lepszy 🙂
Ostatnio też zaskoczyła wszystkich kiedy posadzona na sankach była na tyle stabilna że mogłam ją puścić i sobie sama siedziała!:

i dla takich chwil właśnie warto żyć 🙂
nie oznacza to oczywiście że Jula sama siedzi, ale oznacza że potrafi na tyle ustabilizować tułów i kontrolować głowę a także podeprzeć się rączkami (choć tu jeszcze daleka droga) że utrzyma się chwilkę w pozycji siedzącej nie podtrzymywana, choć oczywiście (mimo, że nie widać tego na zdjęciach) asekurowana.
To nas utwierdza w przekonaniu, że wszystko co robimy, przede wszystkim co robi Sebastian i ale też co udaje się wypracować w Michałkowie, ma sens i idzie w dobrym kierunku 🙂

Jula na zdjęciach powyżej siedzi nie tylko na saneczkach ale też na zamarzniętym stawiku obok domu Babci w Kępie. Byliśmy tam w zeszły weekend na małym spotkanku rodzinnym z moim kuzynem który przyjechał na kilka dni z Irlandii z rodzinką w odwiedziny.
Pogoda była piękna, słonko świeciło, staw mocno zamarznięty więc cóż trzeba więcej 🙂 sanki i do przodu 🙂 chociaż z tym „do przodu” nie było łatwo bo sanki okazały się niezwykle oporne i ciężkie (nic dziwnego, podobno pamiętają czasy przedwojenne…) co w połączeniu ze mną i z Julcią na nich siedzącymi było nie lada ciężarem do pociągnięcia:

Tata próbował

moi braciszkowie próbowali

Abuś przyszedł z pomocą

i Babcia próbowała innym sposobem 🙂

jak już sobie pojeździłyśmy na saneczkach przyszła pora na stacjonowanie na saneczkach i pozowanie do zdjęć 🙂

a potem już w ciepłym domku

takie spotkania są cudne, zawsze wesołe i ciepłe.
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie 🙂

kanapka z pasztetową czyli nowe nawyki żywieniowe :)

Witam serdecznie 🙂
jesteśmy już troszkę w domku, nawet nieco więcej niż troszkę, Jula tydzień chodziła do do przedszkola i wygląda na bardzo zadowoloną z tego powodu 🙂
Chyba teraz czeka nas kilka dni w domku, bo Jula coś podziębiona jest troszkę, póki co to tylko katarek i mamy nadzieję, że nic większego się nie wykluje, ale do przedszkola nie pójdzie przez kilka dni. Najgorzej, że w poniedziałek ma zabawę karnawałową z walentynkami połączoną dodatkowo i wygląda na to, że ją ominie… a suknia balowa wisi w szafie i czeka…:) cóż, może zorganizujemy jakiś prywatny bal specjalnie dla Julci 🙂 szczególnie, że niedługo urodzinki a przez dłuższy karnawał w tym roku jeszcze nie w czasie postu.
Zobaczymy, najważniejsze żeby zdrowiutka była.
No ale tytuł postu zobowiązuje więc kanapka… i to z pasztetową… no nie jest to zdecydowanie moje ulubione zestawienie i pewnie nigdy nie dowiedziałabym się, że Julci wręcz przeciwnie ale Damian uwielbia pasztetową w każdej postaci i siłą rzeczy w końcu udowodnił, że Jula to córeczka Tatusia 🙂 (ja przekazałam jej w genach miłość do jajecznicy w pomidorami której Damian fizjologicznie nie znosi… 🙂 ).
Jula na tyle upodobała sobie to danie, że nie przyjmuje do wiadomości, że może się owa kanapeczka skończyć (po trzeciej zaczynam być bardziej stanowcza i sugestywnie odsuwamy się od stołu 🙂 ).
Piszę o tym dlatego, że Juli ostatnio w ogóle zmieniły się nawyki żywieniowe i to co do tej pory uważałam za pewny punkt menu okazuje się już tak pewnym nie być… Ja oczywiście nie narzekam, bo to znaczy że po pierwsze Jula wie czego chce a po drugie umie nam to zamanifestować 🙂 Pewnie trwa to nieco dłużej niż u dziecka które może powiedzieć co chce, ale metodą prób i błędów (oraz po częstych rozmowach pod tytułem „czemu Ona znowu nie chce jeść?.., mam już dosyć!”… które dzielnie znosi i łagodzi mój mąż 🙂 ) udaje nam się w końcu załapać że Jula straciła ochotę na naleśniki z dżemem i (choć przyjęłam to lekkim zawodem) jajecznicę z pomidorami 🙂
Mama mi ostatnio powiedziała, że niektórzy piszą np „dziś jest ładna pogoda” a ja o tym samym potrafię napisać dwie strony – ale na pewno nie spodziewałaś się Mamuś że potrafię tyle napisać o kanapce z pasztetową!… 🙂
Niedługo po ostatniej świątecznej wizycie przyleciał mój Tata. Jula jak zwykle szczęśliwa spędziła z Dziadkiem trochę czasu i jak zwykle doskonale się rozumieli 🙂 co widać na załączonych obrazkach 🙂

z Łukaszem sprawdzaliśmy najnowsze trendy 🙂 trzeba być na bieżąco 🙂

moi kochani rodzice 🙂

Poza tym bezcenna codzienność 🙂 Najważniejsze że rehabilitanci pracujący z Julcią na miejscu (Sebastian i Iza) są z niej zadowoleni i twierdzą że wróciła z turnusu rozluźniona i fajniejsza i nawet nie tak mocno zmęczona 🙂 zaprawiona w boju już jest nasza córunia 🙂
A przecież po to się jeździ na turnusy żeby było lepiej 🙂
Teraz praca na miejscu, a zajęć się namnożyło nam ostatnio. Poza zajęciami wg grafiku w przedszkolu, po południu jest Sebastian cztery razy w tygodniu, dwa razy pani Agnieszka logopedka i dwa razy pani Ania i dogoterapia z Negrą.
Na szczęście wszystkich tych terapeutów Jula uwielbia i wita każdego z uśmiechem a to dla nas najlepszy sygnał że dobrze robimy i że trafiliśmy na wspaniałych ludzi i świetnych fachowców:)
Chyba teraz czeka nas kilka dni w domku, bo Jula coś podziębiona jest troszkę, póki co to tylko katarek i mamy nadzieję, że nic większego się nie wykluje, ale do przedszkola nie pójdzie przez kilka dni. Najgorzej, że w poniedziałek ma zabawę karnawałową z walentynkami połączoną dodatkowo i wygląda na to, że ją ominie… a suknia balowa wisi w szafie i czeka…:) cóż, może zorganizujemy jakiś prywatny bal specjalnie dla Julci 🙂 szczególnie, że niedługo urodzinki a przez dłuższy karnawał w tym roku jeszcze nie w czasie postu.
Zobaczymy, najważniejsze żeby zdrowiutka była.
Niedawno byłam na zorganizowanym przy okazji comiesięcznych zebrań w ośrodku wykładzie nt. tego jak rozpoznawać i radzić sobie z bólami kręgosłupa czyli temat jak najbardziej nas, rodziców z gatunku „dźwigających” dotyczący. Otóż podobno ludzie dzielą się na tych którzy doświadczyli i tych którzy doświadczą bólu kręgosłupa i coś w tym jest, bo przecież nasz tryb życia jest dosyć samodestrukcyjny i wcale nie trzeba mieć dziecka niepełnosprawnego do dźwigania żeby notorycznie nadwyrężać kręgosłup.
A przecież nie młodniejemy… 🙂 pisałam jakiś czas temu felieton dot. wkraczania w magiczny wiek 30 lat i teraz wiem już dlaczego jest to zreguły taka traumatyczna granica. Jak się dowiedziałam na owym wykładzie właśnie, organizm ludzki rozwija się do 30 a potem już tylko korzysta z tego co ma jednocześnie stopniowo się, mówiąc kolokwialnie, „zużywając”… no i pozamiatane 🙂
Panie Krystianie, dziękujemy za te cenne informacje, będziemy na siebie uważać bo wystarczająco Pan nas nastraszył…
Pozostając w temacie radzenia sobie z bólami kręgosłupa dziękuję bardzo firmie Balsan Futura za propozycję i fachowe konsultacje z lekarzem rehabilitacji w sprawie jak najbardziej dla Julci optymalnego wykorzystania maty do hydromasażu.
A pozostając w temacie podziękowań chciałam podziękować za pieniążki które wpłynęły na Julci konto w fundacji z apeli jakie wysyłałam do firm, ponieważ nigdy nie wiem czy owe firmy życzą sobie aby je wymieniać zawsze wysyłam podziękowania indywidualnie i tak tez robię tym razem.
Chciałam za to bardzo serdecznie podziękować na łamach blogu Panu Piotrowi z Warszawy, którego adresu z racji ochrony danych osobowych nie posiadam, a który od kilku już lat regularnie co miesiąc wpłaca na konto Julci w Fundacji tą samą kwotę.
Nie wiem jakie są szanse, że Pan Piotr to przeczyta, ale warto spróbować 🙂
Pan Piotr wpłaca już bardzo długo ale brak adresu nieco ograniczał moje możliwości podziękowania, a teraz jak mam blog (co prawda mam go już nieco czasu ale jakoś dopiero wpadłam na to, żeby tak zrobić… ) mogę choć tak podziękować.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy w imieniu Julci i pozdrawiamy serdecznie:)

i w końcu w domku! :)

tak jest 🙂 uwielbiamy powroty do domu, bo jednak domowe z nas bestie a szczególnie Julcia wydaje się być szczęśliwa w otoczeniu sobie znajomym.
siedzę sobie właśnie i oglądam teatr TV a muszę przyznać ze wstydem lekkim jednak, że dawno się (chociaż w tak minimalny sposób) nie ukulturalniałam… a warto bo sztuka jest świetna i nieźle się uśmiałam do tej pory 🙂
Damian dostał pod koniec zeszłego roku zaproszenia na kilka premier teatralnych w naszym lokalnym teatrze i właśnie podjęłam poważne postanowienie żeby z nich skorzystać 🙂 trzeba się odchamiać od Multikina od czasu do czasu 🙂
to tyle w kwestii kultury i rozrywki 🙂
a teraz jeszcze o turnusie
Jula szczęśliwa, ma wyraźnie rozluźnione rączki, w ogóle ten turnus był bardzo udany, Jula ustabilizowała się w kręgosłupie i lepiej trzyma główkę.
zdjęcia… jutro… bo się zaoglądałam… 🙂