więź

„Nie wiedziałam że z Ciebie taka psiara!”…powiedziała moja kochana Aga, która zna mnie od liceum, jak przyleciała z rodzinką z Włoch do nas w odwiedzinki…
Fakt – ja też do tej pory nie zdawałam sobie sprawy ile głebokich i pozytywnych emocji i uczuć może wzbudzić takie małe (tzn. w naszym przypadku małe, choć nie zawsze) stworzonko 🙂

A tymczasem Laki jest z nami już prawie 2 miesiące i jest przecudny 🙂

Wiem na pewno że sami nie zdecydowalibyśmy się na pieska, że gdyby nie dziewczyny z fundacji i ich niesamowity prezent, dzisiaj nie biegałby po naszym mieszkanku ten mały kochany urwisek…
I wiem też już, jak dużo byśmy stracili… Zakochaliśmy się w nim wszyscy, ale najbardziej oczywiście cieszy nas to jak sobie zbudował relacje z Julcią.
Z dnia na dzień więź wytworzona między Lakim i Julcią staje się coraz bardziej wyraźna, Laki do Niej lgnie a Julcia cieszy się na Jego widok. (też jak się przbudzi w nocy i zobaczy jego wystający zza poduszki łepek, co nie do końca dobrze wpływa na szybkie zaśnięcie… 🙂 )
I nawet sama radość Julci jest inna niż jakakolwiek inna przez Nią okazywana. Ciężko nawet powiedzieć dlaczego inna… może chodzi o intonację… może o zupełnie inne niż te do których jesteśmy przyzwyczajeni brzmienie śmiechu… a może o ten błysk w oku jak Julcia patrzy na moszczącego się na Jej nóżkach Lakiego…

A Julcia uwielbia pieski, wszystkie z jakimi ma zajęcia są dla niej wyjątkowe, wszystkie dostarczają mnóstwo emocji i radości i te pieski to zawsze wyczuwały… Jola mówiła że jak Gonia (mama Lakiego) słyszy że jedzie do Julci na zajęcia to pierwsza wybiega z domu machając ogonem, to samo z Negrusią i Miodkiem – myślę że dlatego właśnie dziewczyny nie miały wątpliwości że Laki będzie dla Julci a Julcia dla Lakiego najlepszym co można sobie wymarzyć… 🙂

Teraz, kiedy szczenięcą inwazję gryząco-skaczącą z cyklu „lecę, nie patrzę gdzie i gryzę co mi pod ząbki podejdzie…” mamy już prawie za sobą, obrazek Lakiego leżącego przy (i na) Julci jest codziennością. I nie tylko o samo leżenie chodzi, choć jak się okazuje kości najlepiej smakują jak się je zataszczy na Julci nogi, a zabawki najlepiej się gryzie wtachane na Jej brzuch (po przeciągnięciu przez całe mieszkanie co nie zawsze, przy większych gabarytach zabawki jest łatwą sprawą…) Laki przy Julci czuje się najbezpieczniej – kiedy coś zbroi i Damian krzyknie na niego przy czym ma groźną minę, Laki ucieka na Julcię przytula się i patrzy z miną niewiniątka…

I spanie – Laki ma swoje posłanie ale jak Jula jest w domu i tylko położę ją na poduchę na podłodze, zaraz przydrepta i kładzi się na Niej.
A spanie na Julci łatwe nie jest…Jula wierzga nogami i rękoma co powoduje że pozycja jaką Laki przyjął do spania zostaje drastycznie zmieniana średnio co kilka sekund… ale i to małego nie zraża – najwyżej trochę się podciągnie od czasu do czasu, opcjonalnie skapituluje po 50 próbach poprawienia się i położy się obok, najbliżej jak się da 🙂

I powrót Julci do domu po szkole – Laki wybiega za mną na korytarz jak idę po Nią do samochodu i już piszczy i skacze, bo przecież wniesienie jej po kilku schodach zajmuje mi całe kilka sekund, a to jest jak się okazuje sporo czasu dla niecierpliwego szczeniaczka 🙂
Jak Jula jest w szkole Laki głównie śpi, nawet czasem zaglądam do Niego czy na pewno wszystko w porządku bo ile można spać…

Rodzina i znajomi śmieją się że Laki jest jak kotek – w wózku u Julci na kolankach siedzi tak długo aż go nie zdejmiemy – ułoży się wygodnie bo jest u siebie – w miejscu w którym czuje się najbezpieczniej i najlepiej – u swojej Julci…

I jest jeszcze spanie – takie nocne spanie… Laki śpi całą noc na szczęście, dzwoniący o 6 rano budzik niespecjalnie robi na Nim wrażenie.
Ale w trakcie tego snu, który zaczyna u siebie w kojczyku a kończy przytulony do Julci, (migracja „z przyczajki” jest najsłodszą rzeczą którą chyba w życiu widziałam) 🙂 Zanim jeszcze pójdziemy spać, zaglądamy co chwilkę do Julci i Laki jak już wyjdzie ze swojego posłanka i wlezie na łóżko (po jakiś 2 do 3 minutach), zaczyna od położenia się w nogach, potem przesuwa się coraz wyżej, aż kładzie się wzdłuż pleców leżącej na boku Julci (to ta wersja przy której Jej nie budzi) albo wciska się pod jej brodę i kładzie na rączki… co, jak w porę tego nie zauważymy, czasem kończy się wielkimi oczami Julci i szerokim uśmiechem, wykluczającym spanie na jakieś średnio pół godziny 🙂

Rodzi się przed naszymi oczami niesamowita relacja, bo przecież Julcia ani razu nie zawołała Lakiego, sama nie rzuciła zabawki i nie podała smakołyka (sama, bo z nami chęytnie karmi go psimi smakołyczkami), nie umie mu fizycznie pokazać że jest Jego Panią, że Laki jej Jej, leży sobie tylko albo siedzi i po prostu jest…

A On i tak wszystko wie… (a ja płaczę jak to piszę… zakup tuszu wodoodpornego to była dobra decyzja…)

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel julkaimy, cavalier, pies, szczeniak, kings charles spaniel

Decyzja o zaadoptowaniu pieska nie jest łatwa i musi być przemyślana, ale jeżeli ktoś z Was już ją podjął albo planuje i ma wątpliwości, to my możemy z pełną odpowiedzialnością powiedzieć że decyzja o zaproszeniu Lakiego do naszego życia jest najlepszą jaką mogliśmy podjąć.

para totalna

Jakiś czas temu trafiliśmy na program przyrodniczy i tam to określenie usłyszałam.
To związek jaki tworzą ryby o nazwie której nie byłam w stanie zapamiętać… Na swoją obronę powiem że program był o potworach głębinowych więc z lekcji biologii ani z talerza znać się ich nie da…

Wracając do tematu – Okazuje się, że rzeczona ryba żyjąc na głębokości ok 1,5 km ma ogromnie małe szanse na znalezienie partnera – jest ciemno, zimno i ogólnie mało romantycznie…
Główne zadanie to zdobywać jedzenie i nie dać się zjeść.

Żeby cokolwiek widzieć i jednocześnie zwabiać pożywienie, ryba ta ma specjalną „lampkę” zasilaną świecącymi drobnoustrojami (naprawdę wygląda jak lampka, że też nie uczą takich rzeczy w szkołach…) Dzięki niej może też wypatrzeć samca.
I tak się zdarza że, w tym bezsprzecznie bardzo nieprzyjaznym środowisku, udaje jej się (w przybliżeniu raz w życiu pewnie) spotkać tego jedynego partnera – można więc sobie wyobrazić jak jest on cenny…
Samiec ma gorzej, bo nie widziałam u niego lampki…
Ale znalezienie partnera to jedno, umówmy się że mimo miliardów ludzi i zdecydowanie bardziej sprzyjających warunków i nam nie jest łatwo… jeszcze trzeba go przy sobie utrzymać (w tym wypadku trzeba też brać pod uwagę przypadkowe zagubienie się w ciemnościach…)

I jak sobie z tym nasze bohaterki rybki radzą?… (choć określenie „rybki” zdecydowanie nie oddaje ich przerażającego wyglądu – kolców i wielkich zębów…)
Otóż samiec (o dużo mniejszych gabarytach od swojej partnerki) wgryza się w jej brzuch, w czym jest wspomagany przez nią enzymem rozpuszczającym w tym miejscu skórę, i tam już do końca swoich, opcjonalnie jej, dni pozostaje… żywiąc się za jej pomocą a ze swojej strony umożliwiając zapłodnienie.
Transakcja jest więc wiązana i raz zawarta staje się nieodwracalna przy aprobacie obydwu stron.

Niesamowite jest jak natura radzi sobie w takich sytuacjach, a to przecież jeden z milionów gatunków i pewnie nie takie historie są jeszcze do poznania.

I tu przydałaby się jakaś puenta…
Nie wiem czemu tak zapamiętałam tę historię… myślę że trochę zazdrościłam tym „rybkom” że mają tak łatwo… bo przecież małżeństwo, w ogóle związek, to długa i ciężka praca obydwu stron i nikt nie daje nam na niego tak namacalnej gwarancji, nie wystarczy raz się „wgryźć” żeby było wiadomo że to już na zawsze…
Na szczęście doskonale wiem, że efekty tej pracy są warte każdego trudu a wzajemna relacja jest mocniejsza i trwalsza nawet niż u „wgryzionych w siebie rybek” 🙂

I tego wszystkim (jeszcze noworocznie) życzę 🙂

2014

Witam wszystkich w Nowym Roku! 🙂 Życzymy w nim wszyskiego co najlepsze! 🙂
Tym którzy powzięli postanowienia noworoczne wytrwaniu w ich realizacji. Sczególnie trzymam kciuki za mojego Braciszka i Jego Ukochaną Dominisię – wierzę w Was kochani! 🙂

Tak więc aby ten rok był lepszy od poprzedniego, albo przynajmniej nie gorszy 🙂

pozdrawiamy noworocznie!

Święta

Nie zdążyłam złożyć na łamach bloga życzeń świątecznych, za co bardzo przepraszam… Oczywistym jest że życzyliśmy wszystkim wszystkiego co najlepsze i najcenniejsze dla każdego z osobna, ale przydałaby się jednak, mimo dobrych chęci forma mniej mentalna a bardziej zmaterializowana…

Zdążę za to z noworocznymi 🙂

Póki co, sprawozdanie świąteczne:

Nasze Święta są zawsze bardzo rodzinne i ciepłe, tak sobie zawsze głośno narzekam na to jeżdżenie od jednych do drugich i cały ten pośpiech, ale ostatecznie nie wyobrażam sobie innych Świąt – cały ich w tym urok żeby być wszędzie i z wszystkimi zdążyć się spotkać (choć z tym zdążeniem na czas nie było może do końca tak gładko…).
I to się udało 🙂

Julcia była całe Święta uśmiechnięta (tak się zrymowało, że chyba inaczej być nie mogło 🙂 ) bardzo grzeczna i cierpliwa mimo kilku godzin dziennie spędzonych w wózku. Nadrobiła zaległości towarzyskie, najadła się smakołyków, dostała mnóstwo prezentów – same plusy 🙂

Laki, który w tym roku dołączył do naszej rodzinki i był z nami wszędzie, całkiem nieźle znalazł się w klimacie świątecznym i jest ulubieńcem rodziny (mimo, że moim zdaniem ryzykownym posunięciem było osikanie świeżo wyczyszczonych dywanów Damiana rodzicom… na szczęście i tak go kochają 🙂 )

co tu dużo mówić, Święta były bardzo świąteczne – a teraz obowiązkowy fotoreportaż

Mama co Ty opowiadasz?!… Mikołaj przyjdzie?… Teraz? 🙂

i przyszedł 🙂 jak co roku nas nie zawiódł, Julcia lekko przestraszona na początku, z wdzięcznością przyjęła prezenty 🙂

a Laki pomagał odpakowywać

i wspólne czytanie

w Pierwszy Dzień Świąt czas na zabawy z Wujciem, Ciocią i Lakim 🙂

lektura znużyła Lakiego…

był czas na przymierzanie nowych sukienek – tu prezentacja międzynarodowa przez skypa Babci i Dziadkowi

i drugi Dzień Świąt

Ciocia Dominika z uwagą daje Julci jabłecznik – świetnie szło dziewczynom 🙂 dogadywały się 🙂

pozdrawiamy poświątecznie 🙂