jeszcze halloweenowo

W sumie to powinnam chyba napisać po Polsku – zaduszkowo (o ile to jest po polsku…) ale jakoś udzieliła mi się ta amerykanizacja naszego Święta Zmarłych co roku coraz śmielej wkraczająca w obrzędy listopadowe. Coraz śmielej bo to grunt bardzo jak się okazuje podatny na wszelkie próby choć niewielkiego odejścia od niekwestionowanej powagi naszych Zaduszek, szczególnie że nie znajduje to zrozumienia w beztroskim świecie dziecięcym.
I tak oto nieśmiało gdzieniegdzie pojawiają się dynie wycięte na kształt mających budzić przerażenie strachów (czy w istocie budzą to inna sprawa 🙂 liczy się inwencja twórcza 🙂 ) w sklepach coraz więcej okolicznościowych gadżetów i nawet niektórzy się w nie zaopatrzają nieśmiało wystawiając tu i owdzie w oknach 🙂 Chociaż to i tak nic w porównaniu z szaleństwem np w Anglii, niesamowite co tam można przy tej okazji kupić w sklepach! 🙂 (wiem bo Mama przesyłała mi zdjęcia takich niesamowitych halloweenowych wynalazków 🙂 )

Żeby iść z postępem i osiągnięciami Jula i Wiki wbiły się w takie same sukieneczki czarownicy-pajęczarki (mi została czapka) i ochoczo pozowałyśmy do zdjęć 🙂

Super dyniowego potwora nie miałyśmy bo zanim wpadłam na zrobienie takiego, przerobiłam dynię na zupkę dyniową (ulubioną Julci)… a potwór z zupki to już nie to samo… 🙂

Atmosfery dopełniły dzieci bardzo fajnie poprzebierane, pukające do drzwi i oznajmiające słodkimi głosikami „cukierek albo psikus!”…
a ja wiem co trzeba wtedy zrobić! acha! bo widziałam na filmach amerykańskich! (konkretnie to w serialach a jeszcze konkretniej to w jednym moim ukochanym – „Przyjaciołach”) trzeba mieć przygotowany kosz słodyczy (czy miałam to inna sprawa) i częstować dzieci.

Obok importowanego szaleństwa halloween oczywiście tradycyjnie odwiedziliśmy groby naszych bliskich.

Święto Zmarłych zwykle wiąże się z dłuższym wolnym, tak też było w tym roku, Jula miała wolne od szkoły od czwartku, odpoczywała sobie w domku na przemian z wizytami u jednych i drugich Babć i Dziadków 🙂 Przy tej okazji popełniłam nawet tartę cytrynową z bezą, która niestety lepiej wyglądała niż smakowała i to nie dlatego że nie wyszła, bo wyszła i to wzorcowo, (Jula pomagała mi ugniatać ciasto więc nie mogło być inaczej) ale jednak cytryna okazała się dla nas niekoniecznie najlepszym dodatkiem do ciasta… Jak ciasto to jednak musi być słodkie 🙂 Ale jeżeli ktoś lubi takie orzeźwiające kwaskowe smaki w ciastach to polecam 🙂
a oto i tarta 🙂

tarta cytrynowa z bezą

pozdrawiam 🙂

  1. Tata fotograf i wszystko w tym temacie 🙂 a do Michałkowa serdecznie zapraszamy w imieniu rewelacyjnych terapeutów 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.