Radość niczym nie zmącona?…

Stare Miasto, pięknie, kolorowo i wesoło. Mnóstwo straganów z ozdobami, wszystko w ciepłej oprawie świątecznej, po prostu kocham tę aurę! 🙂 Tylko stać i chłonąć… Na scenie nasz lokalny elbląski chór Cantata, (Piotruś pozdrawiam! ) cudownie śpiewa kolędy i inne, nieco bardziej skoczne, piosenki świąteczne. Wzięłam Julcię na ręce, żeby lepiej widziała i bujałyśmy się razem w rytm muzyki, dobrze się bawiąc.
Radość:)
Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy podszedł do nas Mikołaj i, wyciągając z wielkiego wora misiaka dla uśmiechniętej Julci, przytulił mnie nagle (Mikołaj okazał się Mikołajową, ale wiadomo, Święta, dużo pracy, Mikołaj nie wyrabia się z czasem, żona pomaga) i ze łzami w oczach, łamiącym się głosem życzył dużo zdrowia i wytrwałości, kiwając głową w geście „tak mi przykro…”

Przez moment pomyślałam że może coś mu/jej się stało, ale szybko zorientowałam się że chodzi o Julcię.
Mikolaj(owa) poszedł..
I szczerze poczułam się nieswojo…
Bo jak tu teraz wrócić do zabawy? Jak się cieszyć i nadal tańczyć z Julcią?… A może nie wypada tak się z tą radością afiszować?… Bo jak się cieszyć, skoro Mikołaj się smuci na nasz widok…
To oczywiście pytania retoryczne, bo do zabawy i radości oczywiście wróciłam.
Od razu.

A piszę o tym bo, o ile spotykamy się oczywiście z podobnymi reakcjami ludzi, którzy przecież nie mają nic złego na myśli, to nigdy nie widziałam takiego smutku w oczach Mikołaja. I dziwnie jest być jego przyczyną…

Także kochane Mikołaje, jeżeli spotkacie na swojej drodze szczęśliwe dziecko na wózku z uśmiechniętą rodzinką, śmiejecie się z nimi bo powodów do radości nigdy za dużo! 🙂
Pozdrawiamy!

Najważniejsze mieć plan!

A jeszcze ważniejsze, żeby był dobry.
Mowa oczywiście o Świętach – nie da się zignorować faktu, że są tuż za rogiem.
Ale przecież jutro dopiero Mikołajki!
Wczoraj, lekko leniwie jeszcze, zrobiłam listę zakupów, z przekonaniem, że w tym roku wyjątkowo szybko zaczęłam się organizować i że czasu jest jeszcze bardzo dużo…
Tak zaczął powstawać plan działania czyli z grubsza „co ile czasu zajmie”. Póki jeszcze jest co dzielić…
I tu zaczęły się schody…

Na pierwszy ogień oczywiście ciasteczka – muszą być zrobione co najmniej tydzień, a najlepiej dwa, wcześniej, żeby był czas je przed Świętami zjeść 😉 Bo jak powszechnie wiadomo, świąteczne ciasteczka najlepiej smakują przed i czasem, (jak zostaną…) po Świętach 😉 Podjadane ukradkiem idealnie utrzymują świąteczną atmosferę przez większość grudnia 🙂
Muszą już zatem powstać w przyszły weekend, obowiązkowo, nie ma tu miejsca na obsuwę. świąteczne ciasteczka
Zakupy… zagęszczenie kupujących na metr kwadratowy w galeriach handlowych nieubłaganie przypomina o konieczności ich szybkiego zrobienia.
I słusznie. Po co potrzebne rzeczy mają leżeć na półkach w sklepie – mogą sobie czekać na Święta w domu 🙂 I tak na pewno w tzw międzyczasie okaże się że czegoś brakuje 😉
Bo co jak co, ale porządny bigos musi się gotować tydzień (i podobno co najmniej raz przypalić 😉 ), reszta spokojnie do zrobienia w międzyczasie, ale bigos to bigos!
Zostaje „tylko” sprzątanie, dekoracje (tyle mamy z Julą do zrobienia!), prezenty…

Ale najważniejsze żeby to wszystko sprawiało przyjemność – planowanie, przygotowania.
Żeby chłonąć ten świąteczny nastrój powoli tak, aby nic nie umknęło.