takie tam różne…

w sumie nic specjalnego się nie dzieje, ale to oczywiście nie znaczy, że nie ma o czym pisać! (przynajmniej na pewno w moim przypadku 🙂 )

przede wszystkim to dowiedzieliśmy się właśnie niedawno – po zleconych przez ośrodek Julci badaniach –  że Julcia ma osteoporozę z wysokim ryzykiem złamania… czyli że jej kości są kruchutkie… to podobno przypadłość częsta u dzieci nie chodzących, gdyż kości „nie mają potrzeby” być mocnymi więc nie są (to takie tłumaczenie chłopu łopatą, ale mi pomaga  złapać obraz sytuacji…) pewnie będzie można jakoś je wzmocnić, narazie wiele więcej nie wiemy, trzeba się wybrać do lekarza, podobno zajmuje się tym reumatolog, (tam nas jeszcze nie było…

moja kochana koleżanka Kasia, która mieszka w Anglii, zrobiła nam niespodziankę i przyleciała nie mówiąc nic nikomu wcześniej, także miałam dosyć zaskoczoną minę jak pojawiła się w drzwiach 🙂

poza tym wrócił Julci rehabilitant, Sebastian i znowu chodzimy (a dokładniej staramy się przebrnąć przez zwały śniegu) na ćwiczenia, Julcia grzecznie ćwiczy, nie marudzi (za bardzo) pewnie się stęskniła 🙂

NFZ mnie zaskoczył wiadomością, że na dofinansowanie do wózka dla Julci, (o które wniosek złożyłam w zeszłym roku na początku grudnia) mogę dostać nawet dopiero w czerwcu bo nie mają pieniędzy… no tak a póki co Julcię na plecach będziemy nosić… albo może z tego wszystkiego sama zacznie chodzić… 🙂 (na szczęście obecny wózek jeszcze jako tako funkcjonuje…)

dziś w tramwaju Julcia (jak zwykle) krzyczała po swojemu (nie płakała) pewnie chciała żebym włączyła jej bajeczkę w telefonie – takie małe wymuszanko, normalka… więc nie specjalnie się tym przejmowałam… ale tramwaj jechał i jechał a ludzie wokół widocznie mają nieco większą wrażliwość na wysokie dźwięki w dłuższym wydaniu, i jedna pani nagle wyciągnęła … kiwi w woreczku elegancko i dała Julci 🙂 gorzej, że koniecznie chciała żeby Julcia sama po nią sięgnęła a aż tyle czasu (czyli z jakieś kilka lat…) nie miałyśmy, więc szybciutko jej pomogłam 🙂
w sumie to nawet pomogło bo Julcia była szczerze zdziwiona i na parę chwil ucichła, a myślę, że o to sympatycznej pani chodziło 🙂 otrzymałyśmy od razu krótką instrukcję jak też się z kiwi obchodzić (polecenie – „umyć wcześniej” zostało przy tym szczególnie zaznaczone kilkakrotnie 🙂 ) bardzo dziękujemy miłej pani (w końcu jest jakieś małe prawdopodobieństwo że może to przeczyta…) owoce zdrowe są!
Julcia już tak raz też dostała lizaczka w sklepie, bo krzyczała jak jej się nudziło w kolejce (stałam już całe 20 sekund, kto by tyle wytrzymał!) Jak tak dalej pójdzie to zacznie w tym widzieć interes… 🙂
w każdym razie zawsze jest miło spotkać życzliwych ludzi, choć muszę przyznać, że czułam się nieco nieswojo jak kiedyś pani stojąca obok nas w autobusie, po zapytaniu co jest Julci tak się wzruszyła, że zaczęła płakać… cieszyłam się, że wysiadałam zaraz, bo cóż mogłam zrobić, przecież nie zacznę jej teraz pocieszać…

apropos życzliwości, chciałam bardzo bardzo podziękować firmie rewizja.net oraz elit za fachową pomoc przy zbiórce 1%!!! 🙂 (dzięki firmie rewizja.net w ogóle mamy ten blog, o czym jakoś wcześniej zapomniałam wspomnieć – przepraszam Marcinku…)
w każdym razie naprawdę bardzo ułatwiacie nam życie 🙂

Jak się już zrobiło nieco nastrojowo, to muszę powiedzieć, że ostatnio naprawdę doceniłam fakt, że mam obok (niekoniecznie dosłownie obok, w końcu mamy tyle możliwości komunikacji) siebie ludzi na których mogę liczyć, którym mogę się wygadać i mnie wysłuchają, którzy też chcą dzielić się ze mną swoimi codziennymi problemami.

1 komentarz do “takie tam różne…

  1. Witam Was dziewczyny Ilonko Ty to potrafisz pisać ja jakoś nie mam weny wole rozmawiać dla pocieszenia właśnie dzwonił lekarz Barusia i wyniki z krwi są złe no nic byle do przodu nie musimy ciągnąć ten wózek {no ja to wózki } hi hi hi pozdrowionka wieczorne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.