Wielkanocny nastał czas :)

a jak już nastał to chciałam wszystkim życzyć radości z codzienności, satysfakcji ze spełniania marzeń, a w czasie Świąt chwili wytchnienia od codziennej pogoni oraz ciepłych chwil spędzonych w gronie rodzinnym.
O Świętach będzie jeszcze na pewno okazja napisać dlatego skupię się na tym co do tej pory się działo, a że nieco znowu zaniedbałam bloga to troszkę czasu już minęło.
Przez ostatnie dwa tygodnie Jula w przedszkolu była dni… dwa troszkę dlatego że była lekko przeziębiona a wtedy wolimy ją mieć w domku, a troszkę dlatego że miała więcej niż zwykle zajęć rehabilitacyjnych i do do południa o czym więcej napiszę później.
Najistotniejsze że efekt jest taki, że od kilku dni wygląda na bardzo zmęczoną i myślę, że należy jej się trochę odsapnięcia od zajęć ruchowych, tak jak już raz się zdarzyło i jak wtedy się okazało, przerwa bardzo dobrze wpłynęła na Julcię. Myślę, że ok tygodnia, oprócz przerwy świątecznej, wystarczy żeby zregenerowała siły.

Jak narazie rządziłyśmy więc w domu, choć w tym wypadku “w domu” zupełnie nie oznaczało przebywania w nim przez dłuższy czas, bo ciągle trzeba gdzieś być szczególnie że okres przedświąteczny to czas zakupów, tych planowanych i (niestety) tych co niespecjalnie jesteśmy w stanie przewidzieć…no i czas nurkowania w garnkach, ale to już przyjemniejsza część całego zamieszania. No i przy okazji wyszło, że wymyśliłam podobno nową instytucję, a mianowicie – obiad wielkanocny. Nie żebym miała coś przeciwko śniadaniom – wręcz przeciwnie, śniadanie zawsze było i będzie moim ulubionych posiłkiem, ale z racji specyfiki tegorocznych Świąt będę takowy obiad właśnie przygotowywać I w zdaniu tym “będę przygotowywać” jest zdecydowanie kluczowym stwierdzeniem Tak więc na śniadaniu będziemy się gościć a na obiadku będą się gościć u nas To mój debiut w tej dziedzinie więc przejęłam się bądź co bądź, choć w moim wieku raczej nie ma się co chwalić faktem tak nikłego zaangażowania w proces przygotowywania potraw świątecznych… Na swoją obronę powiem tylko że wynika to z faktu iż nasza rodzinka, zarówno od strony mojej, jak i Damiana, jest tak gościnna i tak wypełnia nam czas wszelkich Świąt (kochamy Was za to!), że nawet gdybym chciała, nie mam jak wcisnąć w grafik jedzenia czegokolwiek co miałabym zrobić
No ale nie tym razem Moi rodzice spędzają Święta razem w Anglii, (co nas bardzo cieszy bo należy im się ten czas ) więc udało mi się wygospodarować jedno popołudnie świąteczne kiedy to odwiedzą mnie moi bracia z Dominiką, a kto wie, może w promocji będzie też wspólne śniadanko w lany poniedziałek
Także poczułam smak świątecznego biegania bo wszelkiej maści sklepach i problemów z cyklu “jak to nie będzie już ładnego boczku?!… a z czego ja zrobię roladę?!…” otóż nie zrobię bo w porze przebywania w sklepie ładnego boczku my jeszcze nie nadajemy się na zakupy, bo wtedy kończymy śniadanko i pijemy kawkę… za osobiste osiągnięcie uważam jednak (mimo zupełnie nie zakupowej już pory) dostanie popularnych ostatnio chlebków do żurku, w dość sporej liczbie 12 sztuk, które owym właśnie tytułowym żurkiem wypełnię, (5 z tych 12 ) a mam przy tym takie szczęście, że zrobią go dla nasi przyjaciele więc niewątpliwie będzie najlepszy na świecie
ja za to mam kilka całkiem konkretnych innych planów, którymi nie będę się dzielić na blogu bo to nie kącik kulinarny… a zresztą jak mi coś nie wyjdzie to potem nie będę musiała się tłumaczyć z tego że miało być inaczej
W całym tym czasie zakupowo-bieganinowym Jula była bardzo dzielna, była z nami wszędzie i wszędzie okazywała ogromne pokłady cierpliwości! choć doskonale wiemy, że bieganie po sklepach do jej ulubionych zajęć zdecydowanie nie należy… bieganie po sklepach i słuchanie jednocześnie ulubionych muzyczek – już bardziej
kochany nasz fąfelek!
No ale chciałam wrócić do zajęć jakie Jula miała ostatnio w nieco większym natłoku niż zwykle.
Mamy w końcu zdjęcia z zajęć z pieskiem, choć Gonia, widoczna na zdjęciach to piesek zastępczy na czas kiedy Negra nie może brać udziału w zajęciach bo ma cieczkę.
Tak więc na zdjęcia załapała się przesłodka Gonia 🙂

dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg

jak już robic zdjęcia to robić 🙂 dlatego i w czasie ćwiczeń z Sebastianem Damian szalał z aparatem 🙂
a Julcia dzielnie ćwiczyła:

nie zabrakło nam też czasu na tradycyjne malowanki 🙂 z Kredzią i „Malowankami” zresztą 🙂

odwiedzili nas też wujki z Dominiką, co dla Julci zawsze jest pretekstem do ubawu po pachy 🙂 niespodziewanie w moim braciszku ujawnił się talent budowniczy 🙂

klocki, budowla,

i jeszcze trzy uśmiechnięte babki 🙂

Poza stałymi już codziennymi punktami dnia przez trzy dni w ostatnim tygodniu służyła, obok kilku innych chorych dzieciaczków, jako “modelka” w szkoleniu rehabilitantów z używania kombinezonów Dunag 02. Jula w takim szkoleniu uczestniczyła w trakcie ostatniego turnusu w Michałkowie, gdzie ćwiczy w tych właśnie kombinezonach. Tym razem szkolenie było u mojej koleżanki Oli, która otworzyła w Elblągu ośrodek rehabilitacji pod nazwą “Arka”. W nim też będzie można w takich kombinezonach poćwiczyć. Zdjęcia wrzucę po Świętach.

Jeszcze raz wszystkiego dobrego z okazji jakże radosnych Świąt 🙂

pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.