wiosna?…

Cóż, my tu z wiosną niewiele mamy jeszcze wspólnego…owszem, jest cieplej i nawet dziś zaszalałam i pochodziłam troszkę po dworzu w sweterku (pewnie będę żałować…) ale śniegu dookoła mnóstwo i nie wygląda jakby miał sobie szybko stopnieć 🙂 ale (jakkolwiek może to dziwić bo wszyscy oczekują wiosny jak zbawienia) nam się do niej nie spieszy – góry są takie piękne pokryte śniegiem (wiem wiem ja znowu o tych górach jak nawiedzona jakaś… ale jeszcze nie wyszłam z zachwytu, a wręcz po dzisiejszej wycieczce weszłam w niego jeszcze bardziej 🙂 )
a żeby nie było że coś tu nie tak opowiadam to proszę – oto i śnieg 🙂

jak widać śniegu nie brakuje, ale pewnie dla tubylców i bardziej obytych turystów od nas to nic dziwnego…

Jak sobie wcześniej zaplanowaliśmy, byliśmy dziś w Wiśle. Po drodze mieliśmy tak piękne widoki, że co chwilkę zatrzymywaliśmy się żeby je podziwiać i oczywiście robić zdjęcia, czego efekt niniejszym zamieszczam:

i wreszcie dotarliśmy do Wisły i na skocznię „Malinka”. Wyciąg wyglądał zachęcająco ale też nieco przerażająco w kontekście zabrania się na górę z Julcią…patrzyłam i patrzyłam na te krążące krzesełka i nie specjalnie widziałam się na nich z Julcią. Nagle zobaczyłam że podjechała pod wyciąg dziewczyna na wózku z dwoma paniami, (pewnie mamą i babcią) które dźwignęły ją z wózka i zaczęły usadawiać na zatrzymanym specjalnie po to wyciągu i pomyślałam sobie, że skoro one dały radę to my też 🙂

pozdrawiamy dzielną Zosię 🙂 spotkaliśmy się na górze:

i tym oto sposobem wjechałyśmy (Damian musiał osobno, bo za wąskie były ławeczki dla trzech osób) na samiutką górę skoczni 🙂
Julcia była zafascynowana drogą, siedziała mi na kolanach luźniutka, a najbardziej bałam się, że będzie się napinać a wtedy ciężko ją utrzymać… na szczęście nic takiego się nie działo ani w drodze na górę ani na dół 🙂 Tata jechał przed nami i robił zdjątka 🙂

na górze mieliśmy jeszcze trzy pięterka do pokonania schodami, żeby dostać się do punktu widokowego nad skocznią i kawiarenki – byliśmy zdeterminowani – już tak wysoko dojechaliśmy to co to dla nas trzy pięterka 🙂 (winda była nieczynna)
ale było warto:

to tyle ze skoczni w Wiśle 🙂 (zabrzmiało jak koniec transmisji ze skoków narciarskich 🙂 ) skoków co prawda nie było (poza jednym chłopcem wytrwale ćwiczącym zjazd z zeskoku) ale wrażenie niesamowite – skocznia relatywnie nieduża – K120 – a i tak stojąc nieco tylko wyżej niż skoczkowie jak zjeżdżają, wysokość przeraża, także szacunek dla nich ogromny.

Poza skocznią w Wiśle nie zatrzymaliśmy się na dłużej, za namową właściciela naszego gościńca, jechaliśmy sobie trasą tzw „małej pętli beskidzkiej” po drodze podziwiając piękne widoki. Dotarliśmy do Żywca z zamiarem odwiedzenia muzeum browarnictwa ale było już późno i tylko sobie zwiedziliśmy miasteczko, muzeum musi poczekać, mamy jeszcze tydzień.
W niedzielę pogoda się popsuła, padało, było pochmurno i nie wynurzaliśmy się nigdzie, choć mieliśmy kilka pomysłów. Apropos pomysłów, chcieliśmy wybrać się do Wieliczki, troszkę dalej niż Wisła ale w końcu bliżej nie będziemy już przez jakiś czas. Zadzwoniłam wcześniej zapytać jak wygląda możliwość zwiedzania z osobą na wózku inwalidzkim i tu się bardzo zdziwiłam… Pan poinformował mnie, że zwiedzanie z osobą na wózku wymaga wynajęcia prywatnego przewodnika, co kosztuje uwaga… 175 zł, a i tak dostępna do zwiedzania dla niepełnosprawnych jest tylko 1/3 część Wieliczki. Do tego zamiar takiego zwiedzania trzeba zgłosić średnio 5, 6 dni wcześniej, czemu?… nie wiem do końca, bo lekko zszkowana już się nie dopytałam.. Bilety są co prawda nieco tańsze niż normalne (ok 30 zł bilet dla osoby na wózku z opiekunem i ok 40 dla dodatkowej osoby dorosłej, normalnie jest 50 zł z przewodnikiem) to dodatkowy koszt przewodnika (obowiązkowy jak się dowiedziałam) deklasuje wszystko, tym bardziej, że do dyspozycji jest tylko 1/3 tego co normalnie jest do zwiedzania…
dla nas wniosek był jeden – z Julcią to my sobie Wieliczki nie pozwiedzamy…

także niedzielna wyprawa legła w gruzach, co prawda mieliśmy jechać do niedalekiej Pszczyny, podobno bardzo sympatyczne miasteczko, ale pogoda zdecydowanie nie zachęcała i w rezultacie cały dzień leniliśmy się w gościńcu bawiąc się z Julcią i oglądając zaległe filmy 🙂 tak też czasem trzeba 🙂

byliśmy na jeszcze jednej małej wycieczce, wcześniej co prawda, ale tak szybko chciałam napisać o tym, że wjechaliśmy z Julcią na skocznię, że zapomniałam…

otóż w Bielsku, w czasie jak Julcia była na ćwiczeniach pojechaliśmy sobie na kolej linową, na Szyndzielnię, była gondolowa także siedzieliśmy sobie w zamkniętym wagoniku i całe 6 minut ( 🙂 ) podziwialiśmy krajobraz sunąc po linie. Podobno najładniej jest na górze, kiedy przejdzie się jeszcze kawałek na pieszo, ponieważ przy ładnej widoczności widać Tatry. My niestety nie mieliśmy tyle czasu, także zahaczyliśmy tylko kilka pięknych widoków blisko stacji i musieliśmy wracać po fąflinkę.

zdjęcia oczywiście są 🙂

teraz to już wszystko 🙂

od jutra Julcia zaczyna kolejny tydzień turnusu, także będzie ciężko pracować.

pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.