biało i zimowo i troszkę wspomnień:)

Mamy piękną zimę i trzeba się napatrzeć bo powoli niknie… Jula chodzi do przedszkola więc na spacerki popołudniowe niewiele zostaje czasu, mimo to udało nam się wymknąć na mróz i to w ostatnim momencie jak się okazało 🙂
Tymczasem Jula ciężko pracuje na zajęciach z Vojty i pisząc ciężko mam dokładnie to na myśli… przechodzę chyba kryzys związany ze słuchaniem jak płacze… nie wiem czy to dlatego że moja odporność spada czy dlatego że Jula płacze bardziej niż zwykle… I jak po raz kolejny odbieram Julę z rąk Sebastiana zapłakaną i niesamowicie zmęczoną i zadaję sobie pytanie „po co to wszystko?!” to jak emocje opadną a Julcia się uspokoi i odpocznie widzę jak pięknie pracują jej mięśnie brzucha i jak pięknie prosto siedzi a uciekające jej w dolnej partii kręgosłupa plecy i przez to krzywe siedzenie było tym z czym ostatnio walczyliśmy. Sebastian kładzie ją na brzuchu i widzimy pięknie opuszczone równe łopatki i proste plecki przy głowie zadartej w górę i coraz lepszym podporze. Ale to co ostatnio zrobiła na zajęciach to dla nas milowy krok na przód – w stymulacji z łokcia leżąc na brzuszku podciągała kolanka na boki i przerzucała bioderkami przenosząc ciężar tak jak przy pełzaniu (nie przemieszczała się przy tym bo była zblokowana, ponieważ tego wymaga ta stymulacja) a takiej pracy wykonanej samodzielnie bez pomocy rehabilitanta Julcia nie zrobiła nigdy wcześniej… Mam więc jasność co do tego że Vojta jest dla nas właściwą drogą i to mnie jeszcze trzyma ale nie jest łatwo. Choć użalanie się nad swoim kryzysem to istny egoizm w porównaniu z tym jak ciężką pracę wykonuje Julcia. Pilnujemy żeby cały czas jej powtarzać jak pięknie pracuje i chwalić za postępy, musi wiedzieć o tym, że to wszystko dla jej dobra. Jej uśmiech po odpoczynku jest dla nas największą nagrodą 🙂
Nie będę jednak czarować że jest łatwo bo nie jest, mam nadzieję, że z czasem Julci będzie łatwiej pracować przy stymulacjach które już zdążyła wypracować a my do tej pory nie zwariujemy…

A teraz z zupełnie innej beczki. Ostatni finał Wielkiej Orkiestry spowodował że powróciliśmy myślami do dnia urodzenia Julci. Kontekst był jasny bo, ponieważ Orkiestra zbierała na sprzęt dla wcześniaków co jakiś czas pokazywały się w telewizji oddziały OIOM noworodkowe z maluszkami w tle leżącymi w inkubatorach (swoją drogą przy okazji dowiedziałam się że jedna z moich koleżanek z czasów liceum z którą nie mam kontaktu też urodziła wcześniaczka bo wypowiadała się z jednego ze szpitali – mam nadzieję Martuś że wszystko jest w porządku) i tej dźwięk… te pikające monitory oddechu i tętna… nie sądziłam że po takim czasie tak na nie zareagujemy… aż mi serce podskoczyło do gardła i przypomniałam sobie jak codziennie szliśmy na OIOM tym korytarzem… panicznie zastanawiając się podczas tej trasy czy wszystko jest w porządku… no jak wiadomo nie wszystko było i dzień w którym pani dr powiedziała że Jula ma zmiany w USG główki zapamiętam już chyba na zawsze…
– „nie mam dla Pani dobrych wiadomości…” usłyszałam …a potem, na moje pierwsze jakie mi się nasuwały pytania o następstwa tych zmian: „wie Pani – jest różnie, niektóre dzieci z tego wychodzą po rehabilitacji, niektóre nie, córka prawdopodobnie nie będzie chodzić…”
i tak sobie zostaliśmy z taką informacją która była wtedy mniej więcej końcem świata… dziś problem nie chodzenia u Julci jest naszym najmniejszym ale wtedy to była masakra…
i tak sobie właśnie to wszystko poprzypominałam i przy tej okazji zdałam sobie sprawę w z tego, że nie mam na blogu zdjęć Julci z tamtego okresu, a przecież to bardzo ważne zdjęcia i dzięki temu że Damian je wtedy zrobił do dziś mam pamiętam jak malutka była Julcia ( 31tc 1170 gram)

i tak wyglądała nasza Julinka w pierwszych dniach życia

julkaimy.pl julia nowacka wcześniak

julkaimy.pl julia nowacka elbląg wcześniak

szybciutko nabierała ciałka i z czasem zrobił się z niej pulchniaczek,

julkaimy.pl julia nowacka elbląg

julkaimy. pl julia nowacka elbląg

także pewnie gdyby nie te zdjęcia to nawet nie pamiętalibyśmy jaka była drobniutka… 🙂

pozdrawiam jeszcze biało i zimowo 🙂

powrót, prezenty i przemyślenia

Wróciliśmy sobie do domku zdążyliśmy się ogarnąć, teraz wpadamy w wir przedświąteczno-zakupowo-prezentowy, a ponieważ mieliśmy na to podczas wyjazdu troszkę więcej czasu pierwszy chyba raz od nie wiem kiedy, na początku grudnia jesteśmy już po poważnych rozmowach z Mikołajem i wszystkie zamówione i niezamówione prezenty stoją i czekają na swoją kolej 🙂 Wcześniej zdarzało się nam jeszcze w Wigilię biegać gorączkowo z listą osób, dla których jeszcze nic nie mieliśmy (przy okazji mogliśmy się przekonać, że nie tylko my mamy taki refleks…) a teraz luzik – kartki świąteczne wypisane, gotowe do wysłania (bo moim zdaniem nic tak nie zabija atmosfery Świąt jak wierszyk skopiowany do smsa albo maila z opcją „wyślij do wszystkich”…), w głowie powoli tworzy się świąteczne menu, zostaje tylko czekać i chłonąć ten klimat 🙂 Śniegu może tylko brak, ale to już mamy zaliczone w tym roku – w Szczyrku spadł śnieg kilka dni przed naszym wyjazdem i było cudnie 🙂
Klimat czysto świąteczny mieliśmy już okazję poczuć wczoraj na Wigilii Julci ośrodka, zorganizowanej jak co roku z wielkim rozmachem, przy udziale władz miasta i innych ważnych lokalnych naszych osobistości oraz niezastąpionym przedstawieniem przygotowanym przez wychowanków ośrodka. Były kolędy, pięknie śpiewane i grane… wzruszyłam się nawet, bo było pięknie i nastrojowo… Jak zwykle pyszne jedzonko i dzielenie się opłatkiem z ludźmi, których nie mam okazji widzieć na co dzień 🙂
Do Wigilii jeszcze wrócę, bo oczywiście mamy zdjęcia.

Nie było nas sporo czasu, odkąd jest z nami Julcia nie wyjeżdżaliśmy jeszcze na tak długo. Wyjazd był bardzo owocny, Jula miała trzy tygodnie ciężkiej pracy, raz bardziej raz mniej wyczerpującej, ale była dzielna przez cały czas i wytrwała do końca.
Pobyt na kursie Vojty we Wrocławiu trochę zamieszał w naszym dotychczasowym postrzeganiu pewnych rzeczy związanych z rehabilitacją i zmienił nasze spojrzenie na możliwości rozwojowe Julci i nasze wobec Niej oczekiwania. Ewidentnie jest coś w tym, że podobno terapeuci którzy poznają Vojtę od podszewki, czyli wybierają się na kurs taki właśnie jak ten, na którym byliśmy w Julcią, muszą zmienić swoje dotychczasowe myślenie, okazuje się, że fundamentalne zasady NDT nie mają tu zupełnie zastosowania i to przewartościowanie staje się początkiem nowej drogi a kurs nie tylko kolejnym doświadczeniem i wiedzą, ale nową drogą rehabilitacji której całkowicie się poświęcają.
Sebastian wrócił nawrócony i pełen nowej energii już po pierwszym etapie kursu (chyba w maju), wtedy ja do Vojty podchodziłam jak do jeża i nie kryłam się z tym, choć od początku wiedziałam, że jeżeli komukolwiek pozwolę na stosowanie tej metody to będzie to właśnie Sebastian. Wrócił i zaczął powoli ćwiczyć z Julą, a ja patrzyłam i dziwiłam się ile można osiągnąć po kilku minutach ćwiczeń, jednocześnie zaciskając zęby jak Jula płakała, bo do tej pory nic takiego się na zajęciach nie działo i odzwyczaiłam się od tego. Ale efekty mówiły same za siebie – lepszy oddech, lepsze połykanie, praca mięśni zupełnie wcześniej nie pracujących i niesamowite rozluźnienie po zajęciach. I tak do czasu kiedy Juli nasiliła się padaczka, wyraźnie straciła energię, spała sporo w ciągu dnia, była ewidentnie zmęczona i to bardzo wyraźnie. Musieliśmy przerwać wszelkie zajęcia, ja zaczęłam zastanawiać się co się dzieje bo przecież były wakacje… Jasne było, że obwiniałam o wszystko Vojtę, bo cóż innego… Sebastian jasno twierdził, że owszem, Julci przerwa jest bezwzględnie potrzebna, ale jej stan nie ma nic wspólnego z Vojtą tylko ze zbyt dużym natłokiem zajęć jaki jej zafundowałam w wakacje. „Troszkę” się nawet spięliśmy na tym polu, ale ostatecznie okazało się, że miał rację. Zmieniliśmy dawki leków, pogoda się ustabilizowała (Jula bardzo źle znosi zmiany ciśnień i pogody w lecie), Jula odpoczęła (3 tygodnie) i w pełni sił wróciła do intensywnych ćwiczeń i mimo, że ataki zniwelowały nieco wypracowany wcześniej efekt, szybciutko udało się nadrobić zaległości. Wróciliśmy do Vojty i było już dobrze, nic złego się nie działo.

Pobyt we Wrocławiu otworzył nowy rozdział w naszym podejściu i utwierdził nas w przekonaniu, że to na ten moment najlepsza droga dla Julci. Bardzo chciałabym, żeby Julcia też to zrozumiała. Pan Roland powiedział, że będzie protestować dopóki tego nie zrozumie… Julci jest dobrze tak jak jest, Ona nie widzi potrzeby zmieniania siebie, nie jest świadoma możliwości pojawienia się przykurczów, nasilenia spastyki i mnóstwa rzeczy które mogą pogorszyć jej stan. Jula jest szczęśliwa taka jaka jest i to nas oczywiście bardzo cieszy, ale wiemy, że to do nas należy myślenie o wszystkim tym, co trzeba zrobić żeby jej pomóc, nawet jeżeli jej się to nie podoba. Jest to element wychowawczy – jedni rodzice gonią dziecko do lekcji, a przecież też wolałoby no pograć na komputerze, ale rodzic wie, że to dla jego dobra, dziecko zrozumie to mniej więcej jak będzie miało swoje dzieci 🙂
My wymagamy od Julci wysiłku na rehabilitacji, wierząc, że droga jaką w tej materii obraliśmy jest najlepsza jaka może być. Przez te kilkanaście minut dziennie Julcia musi pracować i to właściwie tyle, co od niej na co dzień się wymaga wbrew jej woli. Jula się buntuje, ale nie ma wyjścia. Pan Roland powiedział jasno – gdybyście robili to co chce Jula to siedziałaby sobie w wózeczku, szczęśliwa i zadowolona ale stopniowo jej stan by się pogarszał, usztywniały by się mięśnie… trzeba walczyć i jeżeli nie będziemy tego robić to będzie to tylko i wyłącznie nasza wina.

Jula owszem buntuje się na zajęciach, ale też często się uśmiecha w chwilach przerwy, jej zaufanie do Sebastiana i sympatia jaką ma do niego nie zniknęły, a to dobry znak. Był czas kiedy próbowałam ją zabawiać w trakcie zajęć, książeczki, bajeczki itd (jestem w tym dobra podobno i zdecydowanie nie jest to komplement). We Wrocławiu usłyszałam – Jula musi wiedzieć, że to są ćwiczenia, teraz ma pracować i na tym się skupić. I faktycznie, oglądając książeczkę uspokajała się, ale przestawała ćwiczyć. Praca to praca a Sebastian wystarczająco z nią rozmawia, bo w Vojcie bardzo ważne jest żeby mówić do dziecka i cały czas podkreślać jak dobrze pracuje i jak świetnie sobie radzi.
Roland w trakcie kursu zwracał uwagę rehabilitantom żeby mówili do Julci – nie podchodzili i z marszu np. obracali ją na brzuch ale mówili „Jula teraz obrócę Cię na brzuch”, „teraz daj mi tu rączkę” „teraz obracamy główkę” no i cały czas motywowali ją do pracy. To bardzo ważne, zresztą Jula tak fajnie pracuje, że słowa pochwał aż same cisną się na usta 🙂

Można więc śmiało powiedzieć, że w rehabilitacji Julci rozpoczął się nowy rozdział, jako rodzice mamy nadzieję, że słusznie zrobiliśmy stawiając na Vojtę, a pobyt we Wrocławiu nas w tym utwierdził. Czy postępujemy dobrze?… nie mam zielonego pojęcia… bo niby skąd?… studiów pt. „jaka droga rehabilitacji jest najlepsza dla Julci” nie skończyłam… nie wiem czy czegoś nie przegapię, czy coś można byłoby zrobić lepiej… nie mam wykresu rozwojowego jak u zdrowych dzieci, wg którego mogłabym ocenić czy jest dobrze i idziemy wg grafiku, czy może coś po drodze przeoczyliśmy…kierujemy się głównie instynktem z przeświadczeniem, że jako rodzice wiemy co dla Julci najlepsze. Opieramy się przy tym na doświadczeniu i wiedzy Sebastiana, który już nie raz potwierdził, że w tej dziedzinie warto mu zaufać.

A Julcia ufa nam i zrobimy wszystko żeby tego zaufania nie zawieść 🙂

no to się zrobiło podniośle jakoś… 🙂
to pewnie ten nastrój melancholijno-świąteczny jakoś mi się udzielił. Właśnie szykuję menu świąteczne a „szykuję” w tym wypadku oznacza „wpatruję się w kartkę z dumnie napisanymi słowami: bigos i sernik” bo tyle wymyśliłam przez ostatnie dwa dni… Muszę się nieco jednak z tym me u posunąć do przodu bo mi zabraknie czasu na zakupy…

Mam jeszcze zaległe zdjęcia z Michałkowa i z gościńca w którym mieszkaliśmy, ale menu póki co ważniejsze więc zabieram się do niego.

zdjęcia z zajęć we Wrocławiu – vojta

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty, vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

vojta, Wrocław, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci vojty,

i dzień drugi,
szliśmy już z większą wiedzą i wiedzieliśmy co nas czeka

zajęcia były po południu więc wykorzystaliśmy wolny czas na odwiedziny mojej koleżanki z czasów liceum jeszcze, która mieszka we Wrocławiu i z tego też powodu nie widziałyśmy się już bardzo bardzo długo… pozdrawiam Madziu fajnie było się spotkać 🙂

i dzieciaczki oglądają grzecznie bajeczkę

pośmialiśmy się i poplotkowaliśmy i czas było się zbierać do Fundacji na kolejne zajęcia, na których był też nasz Sebastian, a zajęcia były prowadzone przez wspominanego już wcześniej przeze mnie Pana Rolanda Wittla.

na początek trzeba się przywitać

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

i nastał czas ćwiczeń – tym razem pozycji drugiej,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

jeden z punktów stymulacji w tej pozycji jest na pięcie

i chwila relaksu

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

a potem do pracy – jeszcze pozycja pierwsza

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

i kolejny dzień zajęć,

vojta, kurs vojty, wrocław, fundacja promyk słońca, terapeuci

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

ile ludzi! 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

widać po Julci że praca jest ciężka, ale Jula świetnie sobie radziła

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, wrocław, terapia, terapeuci,

a   widać po Julci że praca jest ciężka, ale Jula świetnie sobie radził

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i jeszcze pierwsza pozycja

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i na koniec ocena efektów terapii

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

głowa do góry 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

i wspólne zdjęcie na koniec obowiązkowo 🙂

vojta, kurs vojty, fundacja promyk słońca, terapeuci

uff – to tyle w kwestii zdjęć 🙂

myślę, że treść opisów jest zbędna – większość widać, choć warto zaznaczyć że Jula mimo, iż te trzy dni to dla niej była ciężka praca, na koniec, po zajęciach była rozluźniona i zadowolona.

pozdrawiamy wszyskich terapeutów i trenerów i mam nadzieję, do zobaczenia w przyszłym roku na kolejnym etapie kursu.

vojta vojta i… vojta :)

czyli ni mniej ni więcej tylko wrażenia po kursie vojty, w którym uczestniczyliśmy gościnnie w Fundacji Promyk Słońca we Wrocławiu.

W sumie to nie wiem od czego zacząć… tyle na raz chciałabym napisać… 🙂 takiego natłoku myśli na jeden temat już dawno nie miałam i nagle się okazało, że wcale, z całą moją lekkością pisania (że tak nieskromnie zauważę… 🙂 ) nie jest łatwo to w słowo pisane przekuć…

tak więc koniec tematu – pojechaliśmy, byliśmy, wróciliśmy 🙂 …

no oczywiście że żartuję! 🙂 nie ma takiej możliwości żebym w ten sposób to zostawiła 🙂
no więc zacznijmy od:

pojechaliśmy…
ten etap jest jednak wbrew pozorom istotny bo to jednak wyprawa całkiem konkretna i czasochłonna ale jakoś od początku, (trochę dlatego że Sebastian był przekonany że to dla nas świetna sprawa i namawiał nas na wyjazd a trochę dlatego, że sama czułam że absolutnie nie może nas tam zabraknąć) byłam przekonana że Julka na tym sporo skorzysta.

Byliśmy…
Trzy dni – zajęcia trwały codzinnie ok godzinki, w naszym przypadku nawet do półtorej, a mi się wydaje że spędziliśmy tam mnóstwo czasu bo wiedza jaką udało nam się w tym czasie zdobyć jest równie nowa co obszerna.
Mając 6, 7 już prawie letnie dziecko z mpdz, chorobą nie postępującą samą w sobie, dającą różne objawy owszem, ale i też na te objawy przygotowującą, nam rodzicom wydaje się że wszystko już o dziecku wiemy, że nawet jak nie, to raczej zaskoczyć nas nie można za wiele.
Wystarczyło jednak że na początku pierwszych zajęć padło pytanie – „co można powiedzieć o Julii?”… – pytanie skierowane do grupy rehabilitantów uczestniczących w kursie, które otworzyło lawinę wręcz spostrzeżeń związanych z tym jak Jula leży, jak się układa, jaki ma zakres ruchów, gdzie patrzy i czy patrzy, w końcu jak patrzy (pozdrawiamy terapeutę którego zdecydowanie sobie upodobała w owym patrzeniu 🙂 ), jak układa ręce, czy na brzuchu jest podpór, czy przekręca głowę, jak wygląda kręgosłup, brzuch, plecy, miednica, dłonie, stopy, kolana….. i nagle okazuje się, że o ile nawet większość z tych rzeczy wiem, to nazwane przez osoby postronne nabierają nowego znaczenia i sprowadzają na ziemię z planety na której nasze dziecko jest wyjątkowe. Oczywiście jest – dla rodziców zawsze będzie – ale diagnozowane w ten sposób staje się jednym z szeregu dzieci z czterokończynowym mpdz z typowymi dla tej choroby obrazami i zachowaniami.
Tak więc staliśmy i słuchaliśmy, nie było łatwo ale z perspektywy widzę, że to najlepszy sposób na poznanie stanu faktycznego bo rodzic zawsze jest niepoprawnym optymistą i nawet podświadomie ale zawsze nieco tam sobie doda. Terapeuci patrzą i opisują to co widzą.
A widzieli sporo… nie jestem chyba w stanie powtórzyć nawet połowy dlatego notowałam a Damian dokumentował, teraz trzeba na spokojnie to jeszcze przeanalizować.
Dwa z trzech zajęć były prowadzone przez trenera Vojty, Rolanda Wittla, przesympatycznego fizjoterapeutę, wieloletniego członka Międzynarodowego Stowarzyszenia Vojty, który jest odpowiedzialny za prowadzenie kursów tej metody w Polsce, i też prowadzący takie szkolenia na całym świecie.
Pan Roland zrobił na nas ogromne wrażenie swoją wiedzą, zaangażowaniem, racjonalnym podejściem i niesamowitym przy tym zrozumieniem dla nas rodziców, którym jednak ciężko słuchać jak Julcia płacze podczas ćwiczeń. Nie mówił nam że Julia nie powinna płakać, że wszystko jest dobrze i nie ma się czym przejmować, bo jest. To ciężka praca i protest Julci jest dowodem na to, że idzie w dobrym kierunku bo Jula pokazuje w tej sposób jak wiele wysiłku ją to kosztuje. A nagrodą dla nas i dla Julci jest efekt, na który nie trzeba długo czekać – już po kilku minutach pracy w tylko jednej pozycji, poprawiło się ukrwienie i oddech, zaczął pracować brzuch i rozluźniły się barki. Po pół godzinie ćwiczeń Jula lepiej leżała na brzuszku i łatwiej obracała głową. Mimo tak dużego wysiłku szybko się uspokajała.
Bardzo dużo Panem Rolandem rozmawialiśmy i wydawało się, że mimo iż zna Julcię tylko kilka godzin, wie o niej wszystko. Pytał nas o oczekiwania związane z terapią, o to czego się spodziewamy i nagle okazało się że nie do końca mamy te oczekiwania sprecyzowane. Dla Julci rehabilitacja jest codziennością, i jako taka stała się zbyt powszednia. Owszem na bieżąco widzimy postępy i cieszymy się z nich, jednak oczekiwania to co innego. To kolejna sprawa nad którą musimy się zastanowić i przedyskutować z rehabilitantem bo, jak wyraźnie podkreślił Pan Roland, nasze oczekiwania wobec efektów terapii muszą się pokrywać z tymi jakie ma Sebastian bo wtedy sytuacja będzie jasna dla obydwu stron. Powiedział że dla Julci w tej chwili najważniejsze jest aby spastyka się nie potęgowała i Jula pozostawała rozluźniona bo to jest bazą do wszystkiego. I takie jest właśnie zadanie Vojty.
Sebastian ćwiczy vojtą z Julą już od kilku miesięcy i sporo już się napatrzyłam, sama jednak nie bardzo garnęłam się do spróbowania, po pobycie we Wrocławiu jestem zdecydowanie bardziej zmotywowana.
Vojta w swoim założeniu opiera się na pracy rodzica i nie należy tego traktować jak wymóg, ale konieczność wpływającą znacznie na skuteczność efektów.

Mamy mnóstwo zdjęć każdej pozycji i każdego terapeuty w trakcie ćwiczeń z Julcią, dzięki temu możemy sobie na spokojnie przeanalizować to co się na zajęciach działo (bez czynnika znacznie obniżającego naszą koncentrację w trakcie zajęć, jakim niewątpliwie był płącz Julci…) i po powrocie do domu, pod kontrolą Sebastiana ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć.

zdjęcia później – jest ich tak dużo że przebrnięcie przez nie trochę mi zajmie 🙂

a wrócić jeszcze nie wróciliśmy bo teraz Julę czekają dwa tygodnie turnusu w Michałkowie, podczas którego czas na Vojtę też na pewno znajdziemy.