jesiennie…

Piękna jest jesień tego roku, jest ciepło, sucho, kolorowo i słonecznie… po prostu złota polska jesień 🙂 grzechem byłoby z jej łaskawości nie skorzystać i nie zrobić sobie kilku (no dobra – kilkuset…) zdjęć na jej łonie… z takim zamiarem wyruszyliśmy do jednego z naszych parków aby minionej niedzieli oddać się przyjemności obcowania z naturą i aparatem 🙂 przy czym z naturą bardziej obcowałam ja z Julcią a z aparatem wiadomo – Damian 🙂 Taka sesja mamy z córką jest zresztą całkiem na czasie biorąc pod uwagę fakt, że właśnie rozstrzygnięto w naszym mieście konkurs z cyklu „metamorfozy” dla mam i córek właśnie, w którym to nagrodą jest m.in sesja zdjęciowa zrobiona przez mojego męża.
My co prawda w konkursie nie wygrałyśmy (pewnie trzeba byłoby wcześniej się zgłosić…) ale za to tak się składa że mamy znajomości u fotografa więc sesję miałyśmy 🙂
Swoją drogą skoro już mamy te znajomości i tak świetnego fotografa pod ręką, to może można byłoby zorganizować taki konkurs dla mam i dzieci niepełnosprawnych – nam też się należą metamorfozy 🙂 jeżeli byłby ktoś chętny – proszę piszcie, pomyślimy i może coś z tego wyjdzie 🙂

póki co, zamieszczam zdjęcia z naszej sesyjki, choć chyba jednak my tam byłyśmy dodatkiem do pięknego krajobrazu, że się tak skromnie wyrażę… 🙂

złota polska jesień, park, liście,

złota polska jesień, park, liście,

złota polska jesień, park, liście, złota polska jesień, park, liście, złota polska jesień, park, liście,

jesień, park, liście jesień

jak w liściach to porządnie 🙂

portrety z liściem…

najlepsze bułeczki…

najlepsze kasztany, jak wszystkim od dawna wiadomo, są na Placu Pigalle, za to, jak się całkiem niedawno okazało – bułeczki drożdżowe najlepiej smakują o godz. 21 i to podane prosto do łóżka… Chodzi oczywiście o Julcię, która zamiast spać postanowiła jednak jeszcze wciągnąć bułeczkę i wiem na pewno że padłam tu ofiarą świadomej manipulacji z cyklu „co tu jeszcze wymyślić żeby Mama nie kazała mi już spać?…” no ale jakie ja mam szanse w walce z tak słodko i przekonywująco zachowującym się przeciwnikiem… 🙂
Potwierdzeniem tego jest też fakt, że owe bułeczki próbowałam dać Juli w ciągu dnia razy kilka i razy też kilka Jula dosyć sugestywnie manifestowała swoją wobec nich niechęć… no ale najwyraźniej o godz. 21 bułeczki nabierają nowego smaku 🙂
no ale dosyć o bułeczkach, Jula śpi sobie już smacznie więc najwyraźniej były potrzebne.

Skończył się właśnie tydzień który z grubsza spędziłam z Julcią w domku, bo po wyprawie na cmentarz w Święto Zmarłych, w nocy miała gorączkę i zapowiadało się jakieś przeziębienie większe lub mniejsze, więc na wszelki wypadek nie jeździła do przedszkola, nie miała też żadnych zajęć.
Na szczęście przeziębienie okazało się mniejsze i dziś ruszyła do przedszkola z całkiem dobrym humorkiem 🙂

W niedzielę przed Zaduszkami byliśmy u Damiana rodziców na niedzielnej popołudniowej kawce, gdzie jak zwykle było nas dużo i wesoło, bo w odwiedziny przyjechali też brat i siostra Damiana z rodzinkami 🙂
Kuzyni dopisali więc i Jula dzielnie próbowała dotrzymać im kroku:

w zabawie klockami

i w szaleństwach pt „kółko graniaste” 🙂 które Julci szczególnie przypadły do gustu 🙂 jak się ma tylu kuzynów to nie problem zorganizować takie kółeczko 🙂

no i bęc oczywiście 🙂

Ponieważ tytuł tego postu jest bułeczkowy muszą się tu koniecznie znaleźć zdjęcia z robienia bułeczek właśnie – drożdżóweczek. Jula jak zwykle mi pomagała 🙂