to dopiero był mecz! :)

Ja tak tylko na chwilkę bo przecież grzech nie wspomnieć o tym co dziś zrobili nasi siatkarze! 🙂 chłopaki kochamy Was!!!!!!!! dokładnie tak samo jak dwa lata temu, bo Piotrek Gruszka ma rację – ten brąz, biorąc pod uwagę przeciwnika i to jak mocno krytykowano naszych chłopaków po memoriale, jest na miarę złota!

Żeby być do końca szczerym to muszę przyznać że po wczorajszej wygranej Serbii nad Rosją napisałam do znajomych – „no to mamy przechlapane”… takiej małej wiary ze mnie kibic… ale wiadomo – nadzieja umiera ostatnia 🙂

Tak więc ogromny szacun (jakby powiedziała młodzież… 🙂 ) i dzięki wielkie za emocje jakie dane mi, skromnemu kibicowi, było dziś przeżyć 🙂 Jula dzielnie kibicowała ze mną i naszymi przyjaciółmi z którymi oglądaliśmy mecz, Damian musiał niestety pracować ale na ostatni set emocji też się załapał 🙂
Ucieszyłam się też ze złota Serbii, bo zawsze miałam słabość do tej drużyny 🙂

szkoda tylko że to koniec sezonu… cóż, apetyt przed następnym jest wielki 🙂
pozdrawiam 🙂

pierwszy siwy włos i harce na sankach

tak właśnie – spojrzałam dziś w lustro (nie żebym rzadko to robiła, ale jakoś może słońce inaczej świeciło…) i go zobaczyłam – mój pierwszy siwy włos… a ja jeszcze nawet nie miałam 32 urodzin!… 🙂
w sumie to może powinnam się bardziej przyjrzeć i dobrze poszukać, bo może wcale nie jest taki pierwszy… ale w związku z tym, że nie chcę się zagłębiać w temat przyjmę że jednak jest pierwszy 🙂 i taki tez status otrzyma 🙂 no cóż teraz to pewnie prosta droga do szukania na farbach do włosów informacji „pokrywa wszystkie siwe włosy” 🙂 …
no ale dosyć o mnie.
na dworzu słonecznie (choć jakby nie było to bym pewnie nie zobaczyła włosa… 🙂 ) ale jeszcze nie wiosennie a już by się chciało zrzucić te wszystkie zimowe opakunki, szczególnie z Julci 🙂
ale już bliżej niż dalej 🙂 wiosenne kurteczki wiszą w szafie i kuszą… 🙂 może wystawię je na balkon i pokuszą też wiosnę?…
Jak narazie nie chorujemy i „jak narazie” jest w tym wypadku kluczowym stwierdzeniem bo dookoła wszyscy wcześniej czy później ulegają różnego rodzaju wirusom (zdrówka wszystkim życzymy) więc trzeba być czujnym (choć czujność może w tym wypadku niewiele dać…).
Jula chodzi do przedszkola i na zajęcia popołudniowe i mam wrażenie że jest na ciągłym turnusie bo jej dzienny grafik jest tak samo zapełniony. Na szczęście Jula bardzo dobrze się dostosowuje i bardzo aktywnie a przy tym naprawdę z radością uczestniczy w zajęciach i jak narazie wychodzi jej to zdecydowanie na dobre.
U pani Agnieszki zaczęła sygnalizować że chce jeszcze poprzez głoskę „a” wypowiedzianą dokładnie wtedy kiedy zostaje o to zapytana a to ogromna sprawa 🙂 próbujemy tego też w domu i efekt jest coraz lepszy 🙂
Ostatnio też zaskoczyła wszystkich kiedy posadzona na sankach była na tyle stabilna że mogłam ją puścić i sobie sama siedziała!:

i dla takich chwil właśnie warto żyć 🙂
nie oznacza to oczywiście że Jula sama siedzi, ale oznacza że potrafi na tyle ustabilizować tułów i kontrolować głowę a także podeprzeć się rączkami (choć tu jeszcze daleka droga) że utrzyma się chwilkę w pozycji siedzącej nie podtrzymywana, choć oczywiście (mimo, że nie widać tego na zdjęciach) asekurowana.
To nas utwierdza w przekonaniu, że wszystko co robimy, przede wszystkim co robi Sebastian i ale też co udaje się wypracować w Michałkowie, ma sens i idzie w dobrym kierunku 🙂

Jula na zdjęciach powyżej siedzi nie tylko na saneczkach ale też na zamarzniętym stawiku obok domu Babci w Kępie. Byliśmy tam w zeszły weekend na małym spotkanku rodzinnym z moim kuzynem który przyjechał na kilka dni z Irlandii z rodzinką w odwiedziny.
Pogoda była piękna, słonko świeciło, staw mocno zamarznięty więc cóż trzeba więcej 🙂 sanki i do przodu 🙂 chociaż z tym „do przodu” nie było łatwo bo sanki okazały się niezwykle oporne i ciężkie (nic dziwnego, podobno pamiętają czasy przedwojenne…) co w połączeniu ze mną i z Julcią na nich siedzącymi było nie lada ciężarem do pociągnięcia:

Tata próbował

moi braciszkowie próbowali

Abuś przyszedł z pomocą

i Babcia próbowała innym sposobem 🙂

jak już sobie pojeździłyśmy na saneczkach przyszła pora na stacjonowanie na saneczkach i pozowanie do zdjęć 🙂

a potem już w ciepłym domku

takie spotkania są cudne, zawsze wesołe i ciepłe.
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie 🙂

sto lat sto lat…!!!!! :)))))

nasza mała księżniczka, która już powoli mała być przestaje, skończyła właśnie 6 lat! to już poważny wiek, czego potwierdzeniem może być fakt że dostała wezwanie do zerówki w szkole nieopodal 🙂 oczywiście w przedszkolu Jula jeszcze parę lat pewnie pobędzie, ale wezwanie to wezwanie 🙂
no ale urodzinki to oczywiście imprezka a konkretnie nawet trzy 🙂
pierwsza w przedszkolu – już od rana Jula świętowała w swojej grupie, która nie dopisała akurat frekwencją – choróbska wszędzie się czają i biedne dzieci chorują tak jak my w zeszłym tygodniu – ale z odsieczą przyszli starsi koledzy i koleżanki z piętra niżej, bo przecież tort urodzinowy jak sama nazwa wskazuje musi być zjedzony 🙂
było przesympatycznie, Jula dostała mnóstwo samodzielnie zrobionych kartek z życzeniami, wszyscy składali jej życzenia, sala była pięknie przystrojona a wszystkiego dopełniała skoczna muzyka z klimatów pana Tik-Taka czy Fasolek, czyli jak najbardziej w klimacie 🙂
Bardzo dziękujemy Paniom w ośrodku za zaangażowanie i tak sympatyczną imprezkę 🙂
Damian był z nami więc są i zdjęcia 🙂

zanim przyszli goście…

i już są 🙂

i życzenia od koleżanek, kolegów i wychowawców

po powrocie do domu Julę czekały jeszcze rodzinne urodzinki 🙂

i jeszcze zdjęcia smakowitości ze stołów 🙂 tak dla pamięci 🙂

jak to zwykle z rodzinką było wesoło, sympatycznie i głośno 🙂
ponieważ nie wszyscy mogli przyjść w dzień urodzinek, Jula miała powtórkę z gościny jeszcze na drugi dzień, kiedy to przyszli moja Mama, moi bracia, Dominika, koleżanka „z góry” Wiktoria i ciocia Marta.

dziękujemy wszystkim za życzenia!!!
wszystkie przekazane Julci 🙂

jeszcze na koniec zdjęcie Julci z pierwszych urodzinek które niedawno odkopałam z płytek 🙂
tak dla porównania 🙂

i jeszcze jedno – po dniu dwóch biszkoptów okazało się, że nie mam tak do końca dosyć pieczenia ciast (sama jestem zdziwiona… 🙂 ) i rzuciłam się, pierwszy raz w życiu na upieczenie sernika. A wszystko przez jeden z odcinków „Przyjaciół” (S7E11) w którym bohaterowie objadają się dosyć majestatycznie sernikiem i robią to tak przekonująco że chce się po prostu go zjeść… a jak zjeść to trzeba zrobić… 🙂 i proszę jaki wpływ ma na nas telewizja… 🙂


nie wiem jaki tytuł powinien mieć ten post żeby nie zabrzmiał zbyt zwyczajnie, dlatego lepiej żeby w ogóle go nie miał…

w zeszłym tygodniu, dokładnie 17 czerwca, wieczorem zmarł mój najukochańszy Dziadek… Dziadek o którym pisałam na blogu niejednokrotnie, niedawno jeszcze podziwiając jego zdrowie, siłę i energię… Dziadek który poszedł do szpitala na wyznaczony dwa miesiące wcześniej zabieg tak prosty i standardowy że nawet nie uznałam za koniecznie wspomnienie o tym na blogu, bo w dwa dni miało być po wszystkim… i wreszcie Dziadek który był najukochańszym i najwspanialszym Dziadkiem i Pradziadkiem na świecie!

Zabieg się udał, wszystko wydawało się być w porządku, do czasu jak Dziadek przestał odbierać telefon a nikt z lekarzy nie chciał udzielić wiążącej informacji. Po przyjeździe rano do szpitala okazało się że Jego stan późnym wieczorem poprzedniego dnia nagle się bardzo pogorszył i już nic nie można było zrobić… ponieważ nikt nie uznał za stosowne nikogo wcześniej zawiadomić, spaliśmy sobie spokojnie niczego nie świadomi bo przecież wczoraj jeszcze po południu było wszystko dobrze…

Ja wiem że wiek ma swoje prawa, że może można było wiedzieć że jest jakieś ryzyko, ale nie w przypadku Dziadka, mężczyzny który był w pełni sił z energią jakiej mu wszyscy zazdrościliśmy… nawet teraz mam wrażenie że piszę o kimś zupełnie innym i chyba jeszcze to do mnie nie dotarło…

Pogrzeb będzie w środę, 23 czerwca, choć zbierałam się trochę żeby cokolwiek napisać to wiem, że jak teraz tego nie zrobię, po pogrzebie będzie mi dużo trudniej.

Podobno pisanie pomaga w ukojeniu smutku i bólu, ja piszę dużo i nie raz się o tym przekonałam, ale nie teraz… Teraz wypisanie się nie pomaga wcale nawet chyba potęguje smutek, dlatego lepiej jak już skończę…

ps wiem że zdjęcie powinno być czarno-białe ale ja chcę kolorowe, takie kolorowe jaki był Dziaduś…