ułatwień życia cd

Były zamki w kurtkach – tzn są nadal i sprawdzają się rewelacyjnie – nawet Tata bez strachu zabiera się za ubieranie „przecież-jej-się-nie-da-nałożyć” kurtki 😉 Zresztą lęk był uzasadniony – wystarczyło że wiele razy wcześniej obserwował moje techniki zakładania graniczące ze sztuczkami cyrkowymi 😉

Kurtek się już nie boimy, kto wie… może to początek nowego trendu w modzie dla osób spastycznych?… w końcu nasze dziewczyny i chłopaki też chcą wyglądać modnie i mieć wygodne w zakładaniu ciuszki – za duże i dobrze rozciągające się ubrania zdecydowanie temu nie służą.

Teraz przyszedł czas na kolejne ułatwienie, tym razem w kategorii „zdrowie” z podkategorią „katar”.

Do tej pory w domu królowała u nas NoseFrida, znana myślę dobrze rodzicom dzieci które same nie umieją wydmuchać noska. Frida jest dobrą alternatywą dla np „gruszki” ale jej skuteczność jest wprost proporcjonalna do pojemności naszych płuc, z czym niestety w 6 dniu intensywnego kataru dziecka bywa różnie…
Jakiś czas temu, zachęcona przez spotkaną w poczekalni przychodni mamę maluszka i zdeterminowana chęcią znalezienia czegoś co zastąpi choć czasowo siłę moich płuc, kupiłam elektryczne urządzenie zwane CleaNoz. Trochę drogie i niestety zupełnie się u Julci nie sprawdziło, okazało się zbyt słabe żeby oczyszczać jej nos, wróciłam więc do Fridy i swoich płuc 🙂

Namawiana od jakiegoś czasu przez przyjaciółkę (dziękuję Aniu 🙂 ) której synek ma często katarek, w końcu kupiłam „Katarek” właśnie, czyli urządzenie które czyści nosek podłączone pod odkurzacz.
Jakkolwiek morderczo to brzmi, zdecydowanie takie nie jest. Ciąg odkurzacza jest pod kontrolą i oczywiście ograniczony, samo urządzenie proste w użyciu i łatwe w czyszczeniu.
I – co najważniejsze – bardzo skuteczne i w żaden sposób nie testujące na bieżąco mojej wydolności oddechowej 🙂

Konieczność uruchamiania odkurzacza przy każdym czyszczeniu noska jest może pewnym utrudnieniem ale wystarczy na czas kataru postawić go sobie pod ręką. Korzyści w postaci dobrze wyczyszczonego nosa rekompensują tę chwilową niedogodność 🙂

Szczerze polecam rodzicom zmęczonym wyciąganiem kataru siłą własnych płuc 🙂 To naprawdę dobra alternatywa dla naszych rosnących dzieciaczków nadal nie umiejących samodzielnie wydmuchać noska.
Zresztą z opisu wynika że urządzenie jest z przeznaczeniem dla osób niepełnosprawnych.

ułatwiajmy sobie więc życie tam gdzie możemy 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂

home sweet home…

Niby szpital jest niedaleko od naszego mieszkania, bo jakieś góra 2,3 km ale to jak inny świat, świat ludzi w białych fartuchach jak powiedział Damian i nie chodzi tu o to że może nie wszyscy akurat białe noszą, ale o to że to zupełnie inna rzeczywistość w którą się wsiąka bezsilnie poddając panującym w niej zasadom. To świat czekania na kolejne wyniki, na to co dziś powie lekarz, oczekiwania na choć najmniejszy objaw poprawy i w końcu czas odliczania dni do wyjścia do domu. Oczywiście odliczanie byłoby łatwiejsze gdyby z góry było wiadomo ile to potrwa, ale tak dobrze to nie jest. Wyszłyśmy ze szpitala wczoraj ale jeszcze tego samego dnia rano wszystko zależało od wyników morfologii Julci a te były najlepsze jakie chyba miała w ogóle do tej pory. Najbardziej nas niepokojące przez cały pobyt płytki krwi urosły do 452.000 co dało górną granicę normy i w porównaniu z 32.000 do jakich wcześniej spadło jest naprawdę dobrym osiągnięciem.
Okazuje się że specyfika wirusa jaki teraz często łapią dzieci to właśnie spadające płytki krwi o czym rodzice dowiadują się dopiero jak trafią do szpitala, bo przecież rzadko robimy morfologię przy przeziębieniu niezależnie od tego jaki ono ma przebieg.

Płytki wróciły do normy, ale lek przeciwpadaczkowy został odstawiony i z niepokojem i czujnością obserwujemy jakiekolwiek zmiany w zachowaniu Julci, szczególnie w nocy. Póki co nic się nie dzieje, może poza bardziej niespokojnym niż zwykle zasypianiem, ale nie raz tak wcześniej bywało. Ale wiadomo, na to nie ma reguły, czujnym trzeba być cały czas.
Zaraz po Wielkanocy jedziemy do naszej Pani neurolog i zadecydujemy co dalej z lekami. Czy zostaniemy na tych co zostały czy będziemy wprowadzać z powrotem orfiril i tylko częściej robić wyniki krwi na wszelki wypadek.

I tak oto jesteśmy w domku, bogatsze o nowe doświadczenia (o płytkach krwi wiem obecnie sporo…) i ja, jak się okazało mniejsza o 4 kg (stres) ale szczęśliwe 🙂

Jula ponieważ w szpitalu zajmowała się głównie leżeniem i oglądaniem bajek, w domu reaguje lekką histerią przy próbie robienia z nią czegokolwiek innego, ale z tym damy sobie szybko radę. Po pierwszych ćwiczeniach wiemy już też że fakt iż nie zawsze pilnowałam żeby dobrze siedziała (jak już lepiej się czuła, bo wcześniej głównie leżała i spała) trochę rozleniwił mięśnie i Jula nabyła złych nawyków, w tym z ułożeniem miednicy, co mamy nadzieję szybko skorygować. Już pod koniec dzisiejszych zajęć, (a były wyjątkowo krótkie, tak na rozruch), było lepiej. Trzeba jej dać teraz trochę czasu a powoli dojdą z Sebastianem do formy sprzed choroby. Jula jest w dobrych rękach 🙂

pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂

tak na szybciutko

Tak tylko żeby nie wpaść znowu w tygodniowe zaległości chciałam napisać że poległyśmy z Julą obydwie i rozłożyło nas masakrycznie…
Jula bierze antybiotyk bo lekarz wysłuchał zmiany zapalne na pograniczu oskrzeli i płuca a to nie brzmi dobrze. Już nie pamiętam kiedy ostatnio miała antybiotyk ale tym razem naprawdę się rozchorowała. Dziś pojawił się u niej uśmiech i wróciło troszkę apetytu i mam nadzieję że idzie ku dobremu chociaż cały czas jesteśmy czujni.
Ja antybiotyku nie biorę, choć nie czuję się najlepiej ale najważniejsze żeby Julcia wyzdrowiała, my damy radę.

Niech już po prostu będzie ciepło bo dziś za oknem zamiecie i zawieje.

pozdrawiam i mam nadzieję że kolejny wpis będzie zdrowszy 🙂

zasada konsekwencji

Witam serdecznie 🙂
kolejny tydzień za nami, ale skłamałabym gdybym powiedziała że nie wiem kiedy minął, bo wiem 🙂 Tym razem czas nie gnał jakoś jak zwykle, było spokojnie i powoli. Jula była ze mną cały tydzień w domu, nie miałyśmy żadnych popołudniowych zajęć, Julcia miała urlopik na całego i myślę że wyszedł jej na dobre, choć to pewnie oceni Sebastian po dzisiejszych zajęciach.
Na pewno będzie dobrze, widzę przecież że Jula jest w dobrej formie. Zresztą, jak już nie raz słyszałam, odpoczynek jest tak samo ważny jak rehabilitacja – słyszałam więc wiem, ale dziwna sprawa – o ile Julcia z pewnością nie miała nic przeciwko tygodniowi laby, mnie strasznie kusiło żeby jednak choć pod koniec tygodnia poprosić rehabilitanta na ten dzień, albo dwa… To już jest choroba z cyklu „dzień bez rehabilitacji to stracony dzień” – a ponieważ zdaję sobie na szczęście sprawę z ułomności ludzkiej natury (żeby nie tak od razu w samokrytykę wpadać…) na wszelki wypadek odwołałam wcześniej wszystkie zajęcia bo potem głupio byłoby się tłumaczyć że może jednak, chociaż na jeden dzień, tak dla rozruszania mięśni…
To zasada konsekwencji, pamiętam coś jeszcze ze studiów – jak podejmiemy już jakąś decyzję to potem choćby nie wiem co, wbrew swoim wątpliwościom i czasem zmieniającym się okolicznościom, żeby nie wypaść źle w oczach innych – trzymamy się jej 🙂
I podziałało 🙂
Chciaż łatwo nie było bo nawet w obliczu tego że okoliczność katarku nie bardzo się zmieniała i jednak trochę Julci dokuczał, szukałam luki w prawie – bo może nie będzie tak źle, w końcu to tylko katar, a vojta poprawi krążenie i organizm sobie szybciej poradzi z infekcją, no i oddech będzie lepszy…
Nie ma dla mnie ratunku… na szczęście i mój mąż i moja Sylwunia dzielnie pilnowali czy egzekwuję hasło ” wolny tydzień dla Julci!” (prawie można na wybory z tym iść…:) )
Efekt – Jula wypoczęta, zdrowa, z pewnością ma więcej siły i energii.

Trochę się pocieszam, że pewnie nie ja jedna Mama taka nadgorliwa bywam… przy dziecku wymagającym rehabilitacji cały czas, staje się ona koniecznością codzienną i priorytetem najwyższym, a jeszcze jak tak jak u nas każdy praktycznie dzień ćwiczeń przynosi jakąś poprawę i widać że jest lepiej, czasu po prostu na przerwę szkoda… A tu się nie obejrzałam jak niedawno rehabilitant uświadomił mi że od wakacji Jula jedzie na najwyższych obrotach i to w pełnym tego słowa znaczeniu bo z vojtą nie ma żartów, to ciężka praca dziecka i terapeuty.

Tymczasem Jula od rana uśmiechnięta pojechała do szkoły, mam nadzieję że równie uśmiechnięta wróci. Słoneczko świeci, wiosna idzie (wolno coś…ale jednak idzie 🙂 ) Kamil zdobył złoty medal mistrzostw świata, drużyna brąz po małym zamieszaniu – same dobre wiadomości 🙂

Wolne wolnym, ale czy może być lepsze zakończenie tygodnia jak niespodziewany przylot Babci z Anglii?! 🙂 to nie teleturniej więc od razu odpowiem – nie może! 🙂
W sumie dla kogo niespodziewany dla tego niespodziewany… moi braciszkowie kochani uknuli intrygę godną telenoweli zapraszając nas na niezobowiązujący obiadek w sobotę a tu proszę – taka niespodzianka 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂