i nieco mniej złota jesień :)

Witam
ostatnich kilka dni jest dowodem na słuszność stwierdzenia, że dobrze było opisać piękną jesień póki była piękna… bo z jej urody wiele już nie zostało 🙂 przynajmniej u nas. Nie wykluczone że moją opinię zdeterminował też fakt, że Jula przez ostatni tydzień i jeszcze kawałek obecnego chorowała troszkę a wredny katar nie pozwalał jej spokojnie spać… W każdym razie już jest zdrowa i chodzi do przedszkola (tyle że jesień nadal deszczowa i ponura…). No ale czegóż się spodziewać, w końcu powoli zbliża się grudzień i tu pojawia się zdecydowanie bardziej optymistyczna perspektywa, bo cóż może nam się kojarzyć z grudniem jak nie Święta 🙂 Same Święta oczywiście reklamy nie potrzebują, ale moim zdaniem nieco niedoceniany jest (mój osobiście ulubiony) okres tzw. okołoświąteczny:). Mam jednak swoje warunki – na ulicach musi być jak z okładki – biało od śniegu, jasno od lampek i czerwono od ozdób świątecznych 🙂 a w TV obowiązkowo muszą się zacząć filmy i bajki rodzinno-mikołajowe. Na taki klimat czekam co roku z niecierpliwością. Ponieważ ostatnio zima nas nie oszczędza to białą cześć mamy załatwioną, lampek i ozdób tez na pewno nie zabraknie a niedługo zacznie się też gorączka przedświątecznych zakupów. Już można oczopląsu dostać od stert zabawek przeróżnej maści, a że mam je komu kupować (czterech chłopaków i Julcia) to już zaczynam poważnie rozważać niektóre opcje 🙂
Jest coś magicznego w tej krzątaninie, w robieniu listy prezentów i wymyślaniu potraw świątecznych (w moim przypadku zwykle na wymyślaniu się kończy bo sama niewiele robię do jedzenia, gdyż przez całe Święta zwykle jesteśmy w gościnie).
Magia pozostanie magią jak nie wkradnie się w nią nieodłączny niestety w dzisiejszych czasach pośpiech… dlatego, jak już wspomniałam już zaczęłam poważnie rozważać opcje zakupowe i jest nadzieja, że w tym roku będzie na spokojnie i bez stresu… To też całkiem wygodne pod kątem ekonomicznym, rozłożenie sobie na dwa miesiące zakupu prezentów jest zdecydowanie mniej odczuwalne dla domowego budżetu.
Gazetki reklamowe sklepów sieciowych już są pełne ozdób, choinek i pomysłów na prezenty 🙂

Rozmyślanie nad Świętami sprawiło, że zanim się zorientowałam sięgnęłam po wspomnienia z tym związane, co w moim przypadku oznacza, że zaczęłam, po wielu latach po raz pierwszy chyba, przeglądać skrzętnie i szczegółowo niegdyś pisane przeze mnie pamiętniki. Miałam taki okres w życiu w którym popełniłam kilka pamiętników i przez „kilka” mam na myśli ok. 7 zeszytów skrzętnie zapisanych od deski do deski a obejmujących okres mniej więcej 7 lat (1992-1999). Pisząc o rodzinnych świętach sięgnęłam do nich żeby zobaczyć co mam tam na ten temat napisane. I muszę powiedzieć że dawno się tak nie uśmiałam… 🙂 czytałam kartka po kartce i nie mogłam się nadziwić jakie to ja miałam niesamowicie poważne problemy… no bo G. nie spojrzał się na mnie tylko obok i dwie kartki cóż to teraz z tego wynika i jakie są opcje do rozważenia! (swoją drogą ów G., moja wielka szkolna miłość, zupełnie nie zwracał na mnie uwagi i jego spojrzenia w jakąkolwiek by nie padały stronę, z pewnością nie miały ze mną nic wspólnego… 🙂 ) Albo dylemat dnia – kupić „Dziewczynę” Brawo” czy „Popcorn”… a należy nadmienić, że w owych czasach tylko te trzy opcje wchodziły w grę (i całe szczęście 🙂 )
Częstotliwość pisania zmniejszała się z wiekiem i jak początkowo opisywałam dzień po dniu, tak przy końcu jechałam już okresami nawet kilkumiesięcznymi. Jak poznałam Damiana i zaczęliśmy się spotykać pamiętnik okazał się niepotrzebny 🙂 no a teraz proszę – wracamy do korzeni bo blog, choć siłą rzeczy zupełnie nie tak osobisty jak pamiętnik, jest swego rodzaju jego odpowiednikiem
No i teraz czarno na białym jest dowód na mój oczywiście niezmiennie młody aczkolwiek już bądź co bądź dojrzały wiek, bo zaczynam wspominać „czasy dzieciństwa” :):
Bardzo rzadko wiedzieliśmy co dostaniemy od Mikołaja, rodzice pilnie strzegli sekretu ( i prezentów…) bo (czego dzieci nie rozumieją) niespodzianka jest przecież w tym wszystkim najważniejsza :). Zawsze było też tak, że każdego dnia Świąt (czyli razem 3 dni) znajdowaliśmy z braćmi coś pod choinką. Rodzice kupowali tyle prezentów, żeby starczyło na te trzy dni i dopiero jak już byłam nieco starsza dowiedziałam się, że nie wszyscy tak robią. Myśleliśmy po prostu, że tak się w Święta robi 🙂 Teraz kiedy po pierwsze już wiem, że nie, po drugie mam blog i mogę sobie popisać, chciałam napisać, jak bardzo jestem wdzięczna, że rodzice tak dbali o przedłużenie tej świątecznej magii pewnie mając nie mniejszą niż my, przyjemność z oglądania co rano w Święta naszych szczęśliwych min 🙂
Zawsze (wiedząc podświadomie, że przecież ten Mikołaj to nie do końca może pewna sprawa…) wpadaliśmy do rodziców do pokoju z wielkim „zobaczcie co dostałem/am!” i to są wspomnienia od których kręci się łezka z oku.
Bardzo chcemy żeby Jula też to czuła. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że może nie do końca jest w stanie zrozumieć samą ideę Świąt, ale przecież umie cieszyć się ze spotkań z rodziną, z prezentów jakie pilnujemy żeby dostawała z zachowaniem wszelkich świątecznych tradycji. A najważniejsze jest to, w jaki sposób my jej to przekażemy i jak my będziemy to przeżywać, bo od kogo jak nie od nas ma się uczyć emocji i wzruszeń. Julcia nie będzie z niecierpliwością czekać na Mikołaja i nie będzie skradać się w nocy żeby sprawdzić co jest pod choinką czy w bucie, ale cieszyć z czasu świątecznego może się jak każde dziecko o ile my jej pokażemy że są powody.
I taki jest plan, tym bardziej że sprawdził się już nie raz 🙂

Póki co do Świąt jeszcze trochę, po drodze Andrzejki, które Julcia spędzi w przedszkolu na zabawie pod ciekawym i barwnym hasłem „Andrzejki w tropikach” 🙂 będziemy więc przebierać – będzie kolorowo i wesoło 🙂 może tylko temperatura nieco mniej tropikalna ale cóż tam! 🙂

Ostatnio Jula często widuje się ze swoimi kuzynami a to z powodu rozpoczętej niedawno bardzo sympatycznej tradycji niedzielnych spotkań rodzinnych zapoczątkowanych przez rodzeństwo Damiana. Spotykamy się co tydzień u kogoś innego (za tydzień nasza kolej 🙂 ) jest wesoło, sympatycznie, rodzinnie, głośno i smacznie :). Takie spotkania są dla mnie za każdym razem o tyle cenne, że im ich więcej tym mniej nerwowo Julcia reaguje hałas, ich krzyki i bieganie i nawet lubi jak ją zaczepiają 🙂 A przecież o zabawę chodzi 🙂

Dziś mieliśmy wesoły dzionek bo byli moi bracia z Dominiką na obiadku, przyszli wcześniej i zrobiliśmy go razem. Julcia ma zawsze mnóstwo frajdy z wizyt wujków także było wesoło i bardzo smacznie, jak to zwykle przy bywa jak pojawia się zupka meksykańska 🙂
Damian dziś cały dzień i pół nocy pracuje więc nie mam zdjęć… co prawda mam aparat ale nie mam za to zaufania do siebie jako fotografa… także pozostaje opis bez zdjęć 🙂

ale żeby nie było tak całkiem bez zdjęć to mam jedno Julci z Tatusiem, pogrążonych w lekturze… Świerszczyka 🙂

odpoczynek Julci

No tak, przecież są wakacje, czas, w którym dzieci z definicji odpoczywają. Definicja ta nie dotyczy niestety dzieci wymagających intensywnej i regularnej rehabilitacji czyli takich jak nasza Julcia. Owszem, jest lato a to okres sprzyjający raczej wszelkim, wyjazdom i spędzaniu czasu poza domem, ale nie nigdy kosztem rehabilitacji. I w ten oto krótki ale myślę, dobitnie uderzający w sedno sprawy sposób, pokazałam jak też mniej więcej kształtuje się nasz, rodziców, pogląd na sprawy odpoczynku Julci… I tu pojawił się problem, bo nagle (a pisząc „nagle” mam na myśli ostatnie dwa tygodnie) okazało się, że Julcia jest zmęczona, że nie chce ćwiczyć, że płacze i rehabilitacja z nią niewiele ma wspólnego ze współpracą a na tym powinna przecież głównie polegać…
I naprawdę nie wiem jak to jest, ale ostatnią rzeczą jaka przyszła nam do głowy kiedy zastanawialiśmy się nad przyczyną to był fakt, że jest przećwiczona i ma wszystkiego po prostu serdecznie dosyć… Na szczęście Julci rehabilitant jest czujny i od razu powiedział, że ma za dużo zajęć, że nie zdążyła odpocząć po turnusie i że dopóki nie odpocznie nic nie będzie w stanie z nią zrobić…
I wtedy zaczęłam sobie analizować przebieg Julci rehabilitacji w tym roku, tak więc:
grudzień 2009/styczeń 2010 turnus, dwa tygodnie
powrót do przedszkola gdzie codziennie do południa zajęcia, po południu rehabilitant w domu
połowa marca kolejny turnus, dwa tygodnie
po powrocie to samo,
początek maja, turnus dwa tygodnie
nadal zajęcia w przedszkolu i w domu, doszły jeszcze raz w tygodniu ćwiczenia w innym ośrodku…
koniec czerwca znowu turnus i od powrotu zajęcia w trybie wakacyjnym – do południa w ośrodku dwie godzinki, po południu trzy, a początkowo nawet cztery razy w tygodniu Sebastian…
to nie jest oczywiście tak, że nic innego się w życiu Julci nie dzieje, są zabawy w domu, na dworzu, są wyjazdy nad morze, są odwiedziny u koleżanek, kolegów, rodzinki itd, ale to wszystko jest dodatkowo, a nie zamiast, bo przecież szkoda czasu… Nawet ostatnio nad morze pojechaliśmy prosto po zajęciach bo szkoda mi było żeby przepadły…
No więc gdzie w tym grafiku jest czas na odpoczynek, chociażby po wyczerpujących bardzo psychicznie i fizycznie turnusach, gdzie czas na zregenerowanie sił?… brak… i to z naszej winy, w właściwie konkretnie z mojej bo Damian całkowicie ufa mi w kwestiach rehabilitacji Julci i uważa że skoro ja tak robię, to tak jest dla Julci najlepiej… a tu się jednak okazuje, że nie do końca… Gdyby oczywiście Julcia umiała mówić, to już dawno dowiedziałabym się co o mnie myśli, kiedy zawożę ją na kolejne zajęcia dumna z siebie, że moje dziecko ma taką doskonałą i bogatą rehabilitację… Ale nie umie i to my jesteśmy jej ustami i naszym zadaniem jest odgadywać co czuje i myśli…
Julcia nie miała żadnych ćwiczeń przez tydzień, oglądała bajki, chodziliśmy na spacerki, na jej ulubione lody do McDonalda, a w czasie jak Tata pracował nadrabiałyśmy zaległości plotkarsko – towarzyskie (w odróżnieniu od dotychczasowego – „nie mamy jak się spotkać bo rano lecę na ćwiczenia i po południu przychodzi Sebastian”…).
Muszę powiedzieć, że dopiero pod koniec tego tygodnia, czyli w ostatni weekend, zauważyłam, że Julci wraca energia i już nie wygląda jakby potrzebowała drzemki w ciągu dnia. Dziś rano pojechaliśmy z Julcią na ćwiczenia i dotychczasowy płacz na widok sali zamienił się w szczery uśmiech i świetny humor przez całe zajęcia a po południu Sebastian był z Julci bardzo zadowolony, pięknie podpierała się na rączkach z czworakach i w siadzie, no i pierwszy raz od dobrych kilku zajęć nie płakała.
To dla nas nagroda i pewność, że decyzja o odsapnięciu była jak najbardziej słuszna, a przede wszystkim nauczka na przyszłość.
Ktoś pomyśli, też mi wielkie odsapnięcie – kilka dni, fakt, w sumie niewiele, ale teraz moje myślenie się zmieniło nie będę już miała wyrzutów sumienia dzwoniąc że Julci nie będzie na zajęciach bo jedziemy na kilka dni nad jeziorko 🙂 a muszę niestety przyznać, że do tej pory miałam… i często zaważały na decyzji o dłuższym wyjeździe.
Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że nie ukończyłam kursu „jak nie przećwiczyć dziecka z MPD czyli ABC wyważonej rehabilitacji”, choć to w sumie żadne usprawiedliwienie bo nikt z nas rodziców go nie ukończył (a przydałby się 🙂 )… Na szczęście nie tylko my czuwamy na co dzień nad Julcią i tym co dla niej najlepsze 🙂

czas wakacji

Pogoda troszkę odpuściła, w końcu roślinki dostały odpowiednią ilość wody, moja Babcia nie musi się już martwić o podlewanie sporego dosyć pola z pysznymi warzywkami, trawa z brązowej powoli się zazielenia a ja już nawet kilka razy zmokłam 🙂

Upały Julci nie służyły, ale jak się okazuje takie nagłe zmiany pogody też źle na nią wpływają. W efekcie miała atak padaczki, wcześniejszy i mocniejszy niż mogliśmy się spodziewać. Wcześniejszy bo po dwóch tygodniach od ostatniego, a za normę do zaakceptowania przyjmujemy ok. miesiąca przerwy między atakami, a mocniejszy bo dłuższy (trwał ok 20 min) i musiałam podać wlewkę czego dawno już nie robiłam. Trochę się nawet przestraszyłam bo wyglądało tak, jakby napad już minął po kilku minutach, ale Julcia po chwili jakby znowu się wyłączyła, źrenice nadal nie reagowały na światło, jakby wszystko było ok tylko ona zapatrzona gdzieś daleko. Dopiero wtedy dałam jej wlewkę i dopiero wtedy po chwili oczy „puściły” ale już nieźle mnie Julcia wystraszyła. Od razu zasnęła i spała do późnego ranka. Jak obudziła się z uśmiechem to już było dobrze 🙂 Była ospała jeszcze cały dzień, pierwszy raz od nie pamiętam kiedy spała w ciągu dnia i to dwie godzinki, mimo obaw, nie wpłynęło to na jej sen w nocy.
Teraz już doszła do siebie choć jeszcze nie wróciła jej codzienna werwa a współczynnik marudzenia i oportunizmu jeszcze nie osiągnął maksymalnej wartości, ale jest na dobrej drodze… 🙂

Jula codziennie dzielnie chodzi na rehabilitację, przed południem ma hydroterapię, godzinkę ćwiczeń i logopedę, po południu rehabilitację w domu, także grafik wypełniony.

Jeszcze przed historią z napadem, zachęceni mniejszymi upałami wybraliśmy się nad morze do moich braci. Po przedpołudniowej rehabilitacji Julci, pojechaliśmy do Krynicy Morskiej.
Pogoda faktycznie nie plażowa, czyli dla nas najlepsza 🙂 Wiało całkiem mocno, dzięki czemu na morzu były spore fale ku uciesze plażowiczów 🙂
Ja z Mamą się też skusiłyśmy (właściwie to Mama skusiła mnie 🙂 ) i poszłyśmy poskakać po falach 🙂 Ja, nie przewidując przed wyjazdem opcji ani kąpieli słonecznej ani morskiej, nie wyposażyłam się w strój kąpielowy, co w efekcie dało kompletnie przemoczone ubranie bo przecież fale są ważniejsze 🙂
Julcia przeszczęśliwa ze spotkania z wujkami (jak zwykle zresztą) pogrzebała troszkę w piasku, pograła z nami w cymbergaja (program nie zaznaczył mi błędu więc chyba faktycznie tak się to nazywa 🙂 ) pojeździła na koniku na minikaruzeli i pojadła pysznej rybki i goferka (bez tego wyjazd nad morze nie ma w ogóle sensu 🙂 )
Wróciliśmy późnym wieczorkiem bo czas tak sympatycznie i beztrosko mijał że nawet nie wiem kiedy zrobiło się tak późno…
Teraz też jest już dziś późno, więc nie dołączam zdjęć, których oczywiście, (tym razem też dzięki wsparciu medialnemu mojej Mamy 🙂 ) mam jak zwykle sporo, ale nadrobię to jutro na pewno 🙂
pozdrawiam i dobranoc

po przerwie

i to po sporej jak na mnie… Jak Julcia jest w domu to determinuje właściwie wszystko co się w nim dzieje, szczególnie jeżeli chodzi o mnie 🙂

A Julcia w domu jest już dwa tygodnie i będzie na pewno do końca wakacji, co potem jeszcze nie wiem, w każdym razie mam nadzieję, że bardziej się zorganizuję w międzyczasie 🙂 ponieważ troszkę mam zaległych spraw, trochę usystematyzuję ten wpis – a najlepsze do tego będą punkciki 🙂

tak więc:

1. dziś byliśmy u ortodonty, pani doktor powiedziała że ząbki się nie będą przesuwać, żadne utrzymywacze przesterzeni (ani czasoprzestrzeni…) nie są potrzebne, tym bardziej protezki, ale martwić powinniśmy się tym, że język, skoro ma teraz więcej miejsca, będzie wypychał dolną szczękę i potem może być krzywa a do tego górne jedynki mogą wyrosnąć mniejsze niż pozostałe zęby… żeby próbować temu zapobiec dała nam taką plastikową nakładeczkę na szczękę i powiedziała, żeby Julcia trzymała ją na ząbkach chociaż godzinkę dziennie. Zobaczymy co się da zrobić.
Jedynka która została ruszająca się mocno sciemniała co oznacza że jest martwa, ale nie będziemy jej wyrywać, jak myślałam, tylko trzeba ją „rozwiercić” (samo słowo jest już wystarczająco nieciekawe..) bo przy większych upałach może puchnąć a tego byśmy bardzo nie chcieli.
Trzeba więc iść do dentysty i właśnie nad tym pracuję 🙂
W każdym razie szwy odpadły (byliśmy na zdjęciu i pan doktor powiedział że odpadną, mimo, że rozpuszczalne nie były) i tak też się stało, dokładnie w niedzielę ostatnią, nie zauważyłam nawet kiedy, wszystko się ładnie zrosło i zagoiło.

2. mój Tata rzucił palenie! nie pali już jakieś dwa tygodnie i nie wspomaga się niczym więc jest mu ciężko. Ja nigdy nie paliłam więc ciężko mi sobie wyobrazić jak straszny jest to nałóg, ale mam wśród znajomych wielu którzy próbowali z różnym skutkiem, ale zawsze był to dla nich ciężki czas. Mój Tata rzucanie popełniał już ze trzy chyba razy w życiu – mam nadzieję, że tym razem wytrwa – Tato – trzymamy kciuki!!!

3. W niedzielę- 13.06. odbyła się w Elblągu premiera spektaklu „Mikołaj Kopernik – dwa światy”, do którego to spektaktu mój mąż, razem z kolegą, Marcinem Kopczyńskim, o którym już pisałam na blogu, robił animacje. To dla Damiana nowość i też odskocznia od codziennej formy pracy fotografa. Mimo, że praca była ciężka i tym cięższa, że czas naglił a premiera to premiera i zdąrzyć trzeba, widziałam, że sprawiało im to sporo frajdy a wtedy efekty są najlepsze 🙂
Mimo zaproszeń nie mogliśmy niestety być w teatrze gdyż mieliśmy w tym samym czasie chrzciny Damiana bratanka, Igorka, ale moja Mama była (zupełnie nie wiedząc początkowo że Damian na z tym spektaklem cokolwiek wspólnego) i mówiła, że wrażenia bardzo pozywtywne. Więcej o spektaklu można też przeczytać m.in. w artykule http://elblag.wm.pl/7992,Premiera-spektaklu-Mikolaj-Kopernik-dwa-swiaty.html

4. rozpoczął się sezon siatkarski, nasze dzielne chłopaki już grają (to może dla mnie jest ważniejsze wydarzenie bo uwielbiam siatkę i muszę tu bez bicia przyznać że w męskim wydaniu głównie…) i zaczął się mój ulubiony cykl meczów cotygodniowych 🙂 Problemem jest fakt, że mecze wyjazdowe obarczone są opcją zmiany stref czasowych i chciał nie chciał – nastawiam budzik na 2.15 i oglądam dzielnie bardzo się na pierwszej przerwie skupiając żeby nie zasnąć 🙂 swoją drogą przy okazji zauważyłam, że już o 3.30 jest całkowicie jasno 🙂 Ostatnie mecze z Argentyną w rezultacie tak mnie rozbudziły że potem zasnąć nie mogłam… 🙂
Nie wnikam w szczegóły samych spotkań, bo raz idzie im lepiej raz gorzej, ale kadra jest jeszcze w sferze eksperymentalnej, chłopaki się docierają a Liga Światowa to nie główny cel sezonu. Kibicować trzeba na dobre i złe 🙂
Julcia też lubi oglądać, zresztą nie ma wyjścia, bo mecze to jedyna nieodwołalna i niepodlegająca żadnej dyskusji sytuacja w której nie funkcjonuje u nas kanał bajkowy 🙂 i dlatego też szczerze polubiła chłopaków obdarowując ich uśmiechem na każdym meczu 🙂
mam ambitny plan odwiedzić w tym roku jeden z meczy w Katowickim Spodku, będziemy w tym czasie na turnusie w Bielsku a stamtąd to już rzut beretem, ale narazie jeszcze się zastanawiamy jak Julcia to zniesie, w każdym razie trzeba myśleć szybko bo zaraz nie będzie biletów. Pod koniec sierpnia w Memoriale Huberta Wagnera jest jeszcze mecz marzenie – Polska – Brazylia, to jest mecz który zobaczyć na żywo po prostu muszę! 🙂 mecz jest w Bydgoszczy więc już bliżej nawet gdyby trzeba było specjalnie na niego jechać. Ale to jeszcze trochę 🙂

i tyle w kwestii wypunktowania ważniejszych spraw.

jak już pisałam, Julcia jest w domu, niewiele mam wtedy czasu na cokolwiek, a pisanie blogu jest luksusem na który mogę sobie pozwolić jak położę Julcię spać, czyli ok 21. Niewiele więc tego czasu zostaje jak chce się o rozsądnej porze (czyli jeszcze tego samego dnia…) iść spać.
Ostatnio sporo też odwiedzaliśmy rodzinkę – brak przedszkola otwiera nam nowe możliwości dysponowania czasem 🙂
Pogoda była różna, od upałów straszliwych i nie do zniesienia, przez nawałnicę która zaskoczyła nas niedawno, po w miarę ustabilizowany już ale chłodny raczej czas.
Apropos nawałnicy, Damian był w tym czasie u kolegi który ma widok z balkonu na całe miasto i zrobił zdjęcie nadciągającej chmury – takie zjawiska atmosferyczne robią wrażenie:

chmury, tornado, nawałnica, Elbląg

i szersza perspektywa

Staraliśmy się przebywać z Julcią na świeżym powietrzu z dala od miasta jak często się dało 🙂
nie mogło zabraknąć oczywiście wizyty w Kępie u Dziadka i Babci 🙂

Babcia zrobiła same pyszności – bo gdzież indziej można zjeść pierożki z płuckami (podobno specjalnie dla Damiana robione… ten to ma dobrze 🙂 i pyszne ciasto czekoladowe z gruszkami 🙂

reszta czasu – w pięknych okolicznościach przyrody 🙂

nie zabrakło znajomego już pieska 🙂

Julcia po raz kolejny udowodniła że potrafi troszkę sama posiedzieć 🙂

byliśmy też za miastem u moich teściów:

i troszkę w domku:

Julcia z Konradkiem osiągnęła pełne porozumienie 🙂

i jeszcze ja z Igorkiem 🙂

a w ostatnią niedzielę, jak już wspomniałam były chrzciny owego Igorka, więc jeszcze na koniec kilka zdjęć stamtąd:

na specjalną prośbę widocznego na zdjęciu szalonego fotografa zamieszczam na blogu zdjęcia z dosyć spontanicznej i niespodziewanej indywidualnej sesji „szwagierki trzy” 🙂

pozdrawiam serdecznie wujku! 🙂

i tańcowanie 🙂

to tyle, nadrobiłam nieco 🙂 teraz będę spać spokojnie