Dzień Dziecka…

Z założenia wesołe święto okazało się dla nas nie być łaskawe w tym roku… Zdecydowanie nie było nam do śmiechu ale od początku może…
W sobotę, na organizowanym przez ośrodek do którego Julcia chodzi do przedszkola pikniku rodzinnym zdarzył się wypadek, Julcia spadła w wózku ze schodów przed budynkiem… Wszystkie dzieci stały z wychowawcami i opiekunami na dużym tarasie, na który prowadzi kilka schodków, my rodzice siedzieliśmy na krzesełkach przygotowanych dla nas nieco dalej i tam czekaliśmy na przedstawienie z udziałem naszych dzieci, które miało się zaraz odbyć. Nie wiem dlaczego i nie wiem w ogóle jak to się stało ale nagle wózek z Julcią zaczął jechać w stronę schodów, nikt go nie trzymał i zanim zdążyłam krzyknąć i rzucić się do przodu przez krzesła, dojechał do schodów i przewrócił się do przodu tak że Julcia buźką uderzyła w schodek… To było kilka sekund i nawet teraz jak o tym piszę robi mi się słabo… wszystko co działo się potem działo się bardzo szybko, właściwie to nie widziałam nic co się wokół dzieje była tylko Julka i niesamowity strach że stało się coś strasznego… wyjęłam Julcię z wózka od razu, miała zakrwawiona buźkę, jak się zaraz okazało dwa wybite górne zęby, jedynkę i dwójkę i rozciętą górną wargę od wewnątrz. Bardzo płakała a ja próbowałam w kilka sekund ocenić co jeszcze mogło się jej stać, wokół nas zrobiło się pełno ludzi, pielęgniarka zabrała nas do gabinetu, dała Julci środek przeciwbólowy i przykładała lód do wargi. Pojechałyśmy z panią pielęgniarką i jedną z pań z ośrodka do szpitala i tam okazało się że trzeba wargę zszyć bo jest bardzo mocno rozcięta. Julcia zdążyła się już uspokoić, środek przeciwbólowy widocznie zaczął działać ale cały czas była przestraszona. Pani doktor w szpitalu, po obejrzeniu Julci i sprawdzeniu czy nic więcej się nie połamało, od razu zabrała się do szycia, o narkozie nie było mowy, nie chciałam dla niej dodatkowego ryzyka, w grę wchodziło tylko miejscowe znieczulenie, także Julcia musiała być dzielna. W międzyczasie przyjechali moi rodzice do szpitala, Damiana nie było, pracował poza Elblągiem od rana do późnej nocy a ja nie chciałam do niego dzwonić, żeby jeszcze nie denerwować się nim, że będzie w nerwach wracał szybko do domu, moi rodzice byli z nami a sytuacja zdawała się już być opanowana… Julcia dzielnie zniosła szycie, nie było łatwo, musiałam jej trzymać rączki, podczas gdy panie pielęgniarki trzymały jej buźkę i główkę a pani doktor zakładała szwy, okazało się że konieczne są trzy.
Po wszystkim poszliśmy jeszcze do pediatry do kontroli i dalszych zaleceń a Julcia już zaczynała się uśmiechać także mi więcej do szczęścia nie było trzeba.
Efekt jest taki, że Julcia nie ma górnej jedynki i dwójki, druga jedynka troszkę się rusza, szwy jutro idziemy zdjąć i na 15 czerwca jesteśmy umówieni do ortodonty który oceni co zrobić żeby ząbki się nie poprzesuwały i stałe wyrosły prosto i tam gdzie trzeba. Nie wiem czy będziemy wstawiać protezki, bo jest taka możliwość, czy będziemy zakładać coś co nazywa się „utrzymywaczem przestrzeni” i co mocuje się do pierwszych zębów które zostały i ma to zapobiec ich przesunięciu. Julcia ma 5 i prawie pół roczku, do wypadania ząbków jeszcze myślę mamy średnio jakiś rok conajmniej więc będzie trzeba dobrze się tym zająć.
Minął już tydzień od tego zdarzenia i dopiero teraz zebrałam się żeby coś napisać. Nic nie pisać nie mogłam bo to dosyć ważne wydarzenie a pisać tylko o tym jak jest fajnie i wesoło też nie można, w końcu to życie i nie takie rzeczy się zdarzają.
Teraz Julcia jest w domku, nie dam jej już do przedszkola, na pewno nie do końca roku szkolnego, tym bardziej że i tak jedziemy niedługo na turnus.
Nie wiem jak będzie od września. Boję się troszkę, Julcia chodzi do przedszkola już dwa lata, nigdy nic się nie wydarzyło i zawsze miałam pełne zaufanie do wszystkich pracowników ośrodka.
To był wypadek, byłam tam i widziałam jak szybko się to stało. Julcia była pod opieką wychowawców, ale wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. To nie Leniuchowo ze Sportakusem któremu zapaliłaby się lampka i w ostatniej chwili złapałby wózek, ani Smallville ze swoim prywatnym Supermanem, ratującym każdego z opresji… największe pretensje mam do siebie że nie byłam żadnym z nich… Im te kilka sekund by w zupełności wystarczyło…
Wszyscy pracownicy ośrodka byli przestraszeni, wszyscy się teraz zastanawiają jak to się mogło stać, doceniam, że oferują teraz swoją pomoc, przyznają się do błędu, obiecują wyciągnąć konsekwence i wnioski…
i przepraszają, a na pewno nie było Pani wychowawczyni łatwo przyjechać do nas do domu i przeprosić ze łzami w oczach, pani dyrekor też przepraszała i mówiła że jak tylko czegoś będziemy potrzebować wystarczy tylko zadzwonić.
Fakt, Julcia była pod ich opieką, ale ja też tam byłam, a obowiązkiem rodziców jest mieć oczy dookoła głowy i nigdy nie tracić czujności…
Inna rzecz że może powinny być tam barierki, może nie powinno być schodów, pozostaje mi mieć nadzieję, że może coś się zmieni, żeby nic takiego się już nie wydarzyło.

Z perspektywy czasu teraz cieszymy się że nie stało się nic więcej, a wyglądało to o wiele groźniej niż się skończyło. Julcia naprawdę bardzo dzielnie to zniosła, nie płakała już potem w ogóle, śmiała się tak jak zawsze a to dla nas najważniejsze 🙂 nasz kochany robaczek się wycierpiał sporo na samą myśl ciarki mnie przechodzą i cały czas widzę ten lecący ze schodów wózek… Mam nawet jakiś lęk przed wkładaniem jej do tego wózka, ale najważniejsze że Julcia nie ma i najwyraźniej o wszystkim zapomniała, choć tego do końca wiedzieć nie możemy…

Musimy teraz uważać z karmieniem, póki rana się nie zagoi, a mamy dzięki mojej koleżance świetną maść, której nie można dostać w aptece – dzięki Ci Izuś kochana jesteś! 🙂
a w szczególności trzeba uważać na tę drugą jedynkę, póki nie pójdziemy do ortodonty i zobaczymy co dalej. Ale Julcia jest mały głodomorek i już wcina wszystko co wcinała, to nasze zadanie uważać przy karmieniu, nie jej.

Mamy więc szczerbatka w domciu, słodko wygląda jak się szczerze uśmiechnie, nie wiem czy Ci którzy nie będą widzieć Julci na żywo będą mieli okazję to zobaczyć, bo prawdopodobnie nie będę mogła się powstrzymać przed dorobieniem ząbków w photoshopie 🙂

Bez ząbków czy z ząbkami dla nas najważniejsze jest że Julci nic więcej się nie stało – (skierowanie na oddział chirurgiczny „w przypadku gdyby zauważyła Pani coś niepokojącego” złowrogo leży na stole…) ząbki wyrosną nowe, warga mam nadzieję zrośnie się dobrze, zdarta i stłuczona troszkę bródka się goi, wygląda na to, że Julci nic nie boli, a rehabilitacja przebiega bez żadnych problemów.

Teraz już spokojnie o tym mówię i piszę, ale musiało minąć troszkę czasu. Na początku wszystko działo się tak szybko i tak automatycznie że nie miałam czasu na swoje emocje, musiałam być cała dla Julci. Dopiero jak sytuacja była w miarę opanowana a na Julci buźce pojawił się uśmiech, mogłam sobie pozwolić na swoje emocje i poukładanie sobie wszystkiego. Damian, jak wrócił i się dowiedział był w szoku i bardziej się złościł, mówił to co ja wolałabym przemilczeć, jestem raczej spokojna, ale ktoś musi być twardy i stanowczy, bo mną łatwo manipulować.

W każdym razie w tak nagłej sytuacji zagrożenia zdrowia Julci uświadomiłam sobie jak mało istotne jest wszystko inne, problemy codzienności, do tej pory ważne i zajmujące mnóstwo myśli i energii w jednym momencie wydały się śmiesznie błache… W końcu wrócą i znowu będą spędzały sen z powiek ale wtedy będę się chyba z tego cieszyć bo to będzie znak że wszystko wróciło do normy 🙂

1 komentarz do “Dzień Dziecka…

  1. Czytając całą tę historię w pewnym momencie bałem się czytać dalej. Faktycznie pozostaje się cieszyć, że skończyło się tylko tak. Jestem w stanie ,zapewne jak każdy rodzic, wyobrazić sobie co Pani czuła widząc spadający ze schodów wózek. Reakcja Damiana? Myślę, że moja nie wiele by się od niej różniła. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.