pada pada śnieg…

a konkretniej – sypie i to porządnie… jak już wcześniej wspomniałam wolę takie atrakcje z okna ciepłego domku oglądać, ale dziś niestety nie było mi pisane… w największą śnieżycę (no co, muszę się troszkę wyżalić… 🙂 ) szłam z Julcią na ćwiczenia do Sebastiana. Julcia w wózeczku elegancko, cieplutko i suchutko pod folią przeciwdeszczową, a ja brnęłam dzielnie przez zaspy (może nie takie największe ale zawsze zaspy) i nie bacząc na przeciwności miałam tylko jeden cel – zdążyć na tramwaj o 15.38… (co, jakkolwiek przyziemnie brzmi, jest bardzo ważne, bo następnym już bym nie zdążyła na zajęcia. W takich chwilach (po raz setny) obiecuję sobie, że zrobię w końcu prawo jazdy, kolejny obrany termin – na wiosnę!
Na tramwaj zdążyłam, efektem czego Julcia też na zajęcia, choć biorąc pod uwagę fakt, że przez godzinę krzyczała, myślę, że wolałaby nie zdążyć… W sumie ostatnio oporna jest na ćwiczeniach, co prawda to nie zabawa, i nigdy nie była, a Sebastian jest dosyć wymagający i zawsze był, ale Julcia ostatnio ewidentnie nie ma nastroju na rehabilitację i nie kryje się z tym zupełnie już od wejścia do poradni. Mam nadzieję, że jej minie, bo, choć przyzwyczaiłam się do takich sytuacji, to słuchanie jak dziecko płacze nigdy nie jest łatwe, niezależnie od tego czy ma focha czy faktycznie jakiś kłopotek. Póki co wszystko wskazuje na foch a nie takie już przeżyliśmy…

Teraz nieco weselej – mamy choineczkę 🙂 dosłownie choineczkę, bo zawsze kupujemy w doniczce z ambitnym postanowieniem posadzenia jej po Świętach (od pięciu lat jeszcze nam się to nie zdarzyło…). Tak więc stoi 🙂 jeszcze nie ubrana, ale stoi i czeka:) Mamy nawet zdjęcia jak to ją kupowaliśmy, w sumie niezbyt zajmująca czynność i pan sprzedający nieco zdziwioną miał minę jak mąż robił nam zdjęcia, ale są i zamieścić trzeba 🙂 co niniejszym czynię:

na szczęście przez rękawiczkę nie kłuje :) taki wybór...

Prezenty już też prawie w komplecie (trzy jeszcze idą od wczoraj kurierem i mam szczerą nadzieję, że dojdą…) dzięki mojemu bratu który przyszedł dziś do Julci i mogłam pobiegać po mieście a konkretnie po jednym centrum handlowym, ale za to efektywnie. Nawet fryzjera zaliczyłam, choć musiałam iść z Julcią, ale na szczęście siedziała w wózeczku i spokojnie oglądała bajeczki i Mariolkę w telefonie (to opcja uruchamiana na szczególne okazje – piszę na wypadek gdyby czytały to panie pedagog lub logopeda z przedszkola Julci…).

Pisałam wcześniej, że testujemy nowy lek przeciwpadaczkowy – Topamax. Julcia jest już na maksymalnej dawce od miesiąca i nie miała jeszcze tzw. dużego ataku w nocy, także wygląda na to, że lek jest trafiony. Co prawda w ciągu dnia zdarzają jej się jeszcze te tzw. mniejsze, ale ostatnio kilka, a nawet kilkanaście dni nie zauważyłam żadnego, także może idzie ku lepszemu, choć niekoniecznie bo takie przerwy już miała a potem ataki się nasilały, coż, poczekamy zobaczymy. Narazie znowu wrócił katar i jest dosyć natrętny, ale mam nadzieję, że na katarze się skończy.

i jeszcze zdjątko zupełnie nie związane z jakimkolwiek powyżej poruszonym tematem, a co! nasz blog i mogę 🙂
to Julcia z poranną fryzurą 🙂
poranna fryzurka,  tzw. artystyczny nieład :)

to tyle by było 🙂 pozdrawiam serdecznie wszystkich którzy mają zdrowie i cierpliwość czytać i do następnego 🙂

1 komentarz do “pada pada śnieg…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.