jeszcze o Otwocku

Witam serdecznie 🙂
okazuje się że nie wszystko udało mi się ująć w poprzednim wpisie dotyczącym pobytu w szpitalu w Otwocku, dziękuję rodzicom za czujność i bardzo się cieszę że moje informacje okazują się pomocne 🙂

Chodzi o powrót do domu w gipsach, swoją drogą faktycznie ważna kwestia, szczególnie jeżeli droga jest długa a gipsy od stóp po pachy i jeszcze z rozpórką…

My co prawda nie korzystaliśmy ale dowiedziałam się dla Was że jest możliwość zorganizowania transportu karetką ze szpitala, każdorazowo decyduje o tym ordynator, jakie czynniki brane są pod uwagę nie dowiedziałam się, ale myślę że jest to odległość, uzasadniony brak możliwości innego przewozu i rodzaj operacji i schorzenia.

W każdym razie taka możliwość jest i transport taki, jeżeli jest uzasadniony i zaopiniowany pozytywnie przez ordynatora, nie jest odpłatny.

Nam udało się dotrzeć bez większych problemów do domu naszym samochodem i choć to blisko 4 godziny jazdy, Juli było wygodnie i komfortowo.
Mamy jednak duży samochód – ford galaxy, vw sharan, już tego gabarytu samochody, (po niewielkich zabiegach dostosowawczych) bez problemu zastąpią profesjonalny szpitalny transport.

Mój mąż ma na szczęście zmysł techniczno-organizacyjny zdecydowanie lepszy niż ja więc, mimo że byłam pełna obaw (choć ja zwykle tak mam… 😉 ) zafundował Julci naprawdę wygodną podróż 🙂

Nadmienię że oczywiście zapięcie w jakimkolwiek foteliku nie wchodzi w grę, pozycja półleżąca to wszystko na co możemy liczyć.
I w takiej właśnie pozycji, na tylnym siedzeniu, rozłożonym ile się dało do tyłu i na całkowicie do leżenia rozłożonym przednim, na mięciutkiej kołdrze i poduszce pod nóżki które muszą w gipsach być lekko w górze, bez problemów przewieźliśmy naszą dzielną córcię po operacji do domku.

A wyglądało to tak:

pozdrawiam 🙂

zdjęcia

Witam serdecznie po dłuższej nieco przerwie 🙂
Przerwa była na tyle długa że przy logowaniu do panelu administracyjnego bloga przez chwilę zastanowiłam się nad hasłem… to znak że zdecydowanie za dużo czasu minęło (albo pamięć z wiekiem coraz gorsza…;) – będę się jednak trzymać pierwszej wersji 🙂

Do blogu przygnały mnie zdjęcia i tu Was zaskoczę – rentgenowskie – na których widać różnicę w obrazie bioder Julci przed i po operacji.
Zastanawiałam się jakiś czas czy to dobry pomysł je zamieszczać ale wiem że są ich ciekawi rodzicie z którymi mam kontakt z wieloma a którzy są przed, w trakcie lub krótko po takiej samej operacji swoich dzieci.
Ja przed operacją też przemierzałam bezkresne przestrzenie internetu szukając podobnego porównania i niestety nie udało mi się trafić na choćby podobny przypadek.
Wypełniam więc lukę i mam nadzieję że zdjęcia pomogą nieco szukającym informacji o operacji bioder spastycznych rodzicom.

Julka miała dodatkowo nacinaną miednicę i uzupełnioną kością pobraną ze skróconej kości udowej.
Jak widać na drugim zdjęciu biodro jest wzmocnione blachami przymocowanymi na śruby, ten „zestaw” będzie do wyjęcia za rok od operacji czyli w maju przyszłego roku.

tyle w temacie zdjęć 🙂

W tzw. międzyczasie Jula chodzi do szkoły, jak narazie wirusy (poza dosyć i tak łagodną w przebiegu) grypą żołądkową, ją oszczędzają. mam nadzieję że tak zostanie 🙂

pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia 🙂

(szybciej bo znowu zapomnę hasła… 😉 )

po kontroli

Od operacji minęło już całkiem sporo czasu – cztery miesiące. To dosyć żeby zapomnieć o strachu i wątpliwościach jakie nam towarzyszyły przed nią i też dość aby móc w pełni cieszyć się z jej efektów.
Z pewnością pomogła nam w tym niedawna wizyta kontrolna w Otwocku. Jula miała kolejny rtg po którym okazało się że kości bardzo ładnie się zrosły i wszystko jest w porządku. Można wrócić do pełnej rehabilitacji i normalnego funkcjonowania na co dzień.
A na co dzień jest nam o wiele łatwiej. Julka lepiej siedzi, nic jej nie boli, teraz trzeba już tylko, jak fachowo wyraził się lekarz, „stopniowo zwiększać zakres ruchu”.
Zwiększamy więc powoli i już możemy zdecydowanie więcej niż przed operacją.
Dziś więc mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością że decyzja o operacji była słuszna i przyniosła Julci wiele dobrego.
Trzymam kciuki za te wszystkie dzielne dzieciaczki które są jeszcze przed operacją i z których rodzicami jestem w kontakcie.
Trzymajcie się kochani!
i na koniec jeszcze bilecik na RTG jaki dostałam w przychodni przyszpitalnej w Otwocku – rozbroił mnie 😉
Ale nie czekałam, weszliśmy z Julcią od razu nie oglądając się na mordercze spojrzenia przerażającego tłumu w poczekalni…
Jakieś przywileje z dzieckiem na wózku trzeba mieć…

pozdrawiam 🙂

” a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój…”

Drugi tydzień od zdjęcia gipsów dobiega końca.
Obecnie trwający etap rekonwalescencji kiedyś wydawał się tak odległym że prawie nierealnym do osiągnięcia.
Bo przecież tyle po drodze czekało na nas wyzwań, tyle niewiadomych, tyle nadziei i wiary w to że będzie dobrze, że wszystko się uda (wiem wiem, z tą wiarą bywało różnie, pisanie czarnych scenariuszy to niestety coś co mi nieźle wychodzi…).

Ale stało się. Wierzymy że najgorsze już Julcia ma za sobą.

Przy wypisie ze szpitala w zeszłym tygodniu, po kilkudniowej rehabilitacji, zaskoczył nas fakt, że przez następne półtora miesiąca (do kolejnego kontrolnego rtg) Julcia będzie musiała spać w łuskach, czyli tym co pozostało po odcięciu górnej części gipsów.
Zabandażowane „rynienki”, jak je pieszczotliwie nazwał profesor Czubak, mają zapobiec bolesnemu zginaniu nóżek w nocy. Innymi słowy mają zapewnić Julci spokojny sen bez ryzyka uszkodzenia słabych jeszcze kości.
Różnie jednak z tym bywa… Jula praktycznie każdej nocy budzi się z płaczem, nie jest łatwo spać w takim unieruchomieniu.
Po kilku takich nocach zaczęłam już tracić nadzieję że kiedykolwiek będzie lepiej i zaczęliśmy się bać że może coś robimy źle i bardziej Julci szkodzimy niż pomagamy.
Na szczęście wg Budki Suflera „…po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój… „i teraz też tak na szczęście jest.
Każdy dzień przynosi nową nadzieję, Julcia jest uśmiechnięta, nóżki dają się rozluźniać a bioderka są CUDOWNE!
O takich jeszcze całkiem niedawno mogliśmy sobie tylko pomarzyć.
W tygodniu odwiedził Julcię Sebastian i pokazał nam jak najskuteczniej rozluźniać mięśnie w sytuacji kiedy trzeba z każdym ruchem być bardzo ostrożnym.
I z dnia na dzień jest coraz lepiej.
A ponieważ Julci w wózku jest coraz wygodniej, z tej, po długim czasie odzyskanej, funkcji, korzystamy najczęściej, wychodząc na coraz dłuższe spacery.

Reszta codzienności, (nadal powolutku…), ale dochodzi do siebie 😉

pozdrawiamy