chorujemy…

witam serdecznie, po nieco dłuższej niż zwykle przerwie…
a dłuższa dlatego, że Julcia jest w domku a przez to, że nie najlepiej się czuje, jest dosyć absorbująca 🙂
ale od początku:
Jula była w przedszkolu dosłownie cztery dni i z każdego z nich (nawet po weekendzie) wracała bardzo zmęczona, nieco wyłączona i generalnie jakby nie ona…
Pani wychowawczyni Julci mówiła, że za to w przedszkolu jest nienaturalnie pobudzona i miała niczym nie uzasadnione ataki nagłego, histerycznego śmiechu, mogące wskazywać na podłoże neurologiczne. Taki atak śmiechu zdarzył jej się zresztą jednej nocy jakoś wcześniej, nie byłam w stanie jej uspokoić a też nie robiłam nic co mogłoby ją aż tak rozbawić. To były pierwsze oznaki niepokojące, z czasem jasnym stało się, że padaczka się nasiliła i pojawiły się małe, ale za to liczne, ataki w ciągu dnia. Co roku o tej porze (sprawdziłam nawet wpisy z września zeszłego roku dla przypomnienia) niestabilna i gwałtownie zmieniająca się pogoda powoduje nasilenie ataków, wrzesień nie należy do naszych ulubionych miesięcy… już naprawdę nie możemy się doczekać ochłodzenia na stałe, bo Julka naprawdę kiepsko to znosi. Do tego jest przeziębiona, niby nic wielkiego ale też na pewno wpływa na obniżenie ogólnej odporności co czyni ją bardziej podatną na wszelkie niedogodności. Zrobiliśmy Julci badania, czekamy na wyniki, szczególnie próby wątrobowej i zasugerowanego przez Julci pediatrę TSH czyli hormonu tarczycy, gdyż podobno dzieci przewlekle leczone na padaczkę mają z tarczycą problemy… oby nie, ale zbadać trzeba.
Póki co Jula już drugi tydzień odpoczywa bez przedszkola i żadnych zajęć, za to z upodobaniem oddając się swojemu ulubionemu zajęciu – czytaniu książeczek 🙂 a że w tym wypadku „czytanie książeczek” wymaga bezsprzecznie mojego w tym uczestnictwa – chciał nie chciał, również oddaję się z upodobaniem owej czynności średnio 2, 3 godziny dziennie 🙂
ale jest to najprzyjemniejsza rzecz na świecie bo Julcia słucha z taką uwagą i tak się cieszy, że nic więcej do szczęścia nam nie potrzeba:) Rozsiadamy się na naszym ogromnym łóżku, które stanowi teraz materac na podłodze 🙂 obkładamy się poduszkami i książeczkami (a okazuje się że zebrane z różnych półek w jednym miejscu stanowią całkiem konkretną kolekcję 🙂 ) i czytamy…czytamy…przy czym istotnym jest żeby Julcia nie widziała innych książeczek po wybraniu tej do czytania bo ciężko jej wtedy się skupić 🙂
Mam wrażenie że Jula mogłaby tak non stop a jedynym ograniczeniem jest mój zdrowy rozsądek nakazujący czasami wstanie do innych niezbędnych czynności, takich jak obiad, spacer czy kawka z mężem 🙂
Wesoło to wszystko brzmi, ale ostatnie dni pokazały jak bardzo Jula potrafi być wyczerpana – nie bez znaczenia jest też pewnie fakt, że aby przerwać ataki czasem dawałam jej wlewkę, która sama w sobie jest dosyć „ogłupiająca” dla układu nerwowego. Mimo to Jula nie jest ostatnio zbyt żywiołowa, szczególnie że normalnie charakterek ma dosyć konkretny 🙂 Dziś było już jakby lepiej nieco, choć ataki nie ustąpiły, ale Jula zdecydowanie więcej się śmiała, a to, mamy nadzieję, że pierwszy krok do poprawy… W środę będziemy u naszej pani neurolog, zobaczymy jak można Julci pomóc. Do tej pory raczej nie powrócimy do codziennego harmonogramu, chyba że naprawdę nastąpi nagła poprawa, ale jak narazie nie zapowiada się na to…
Musieliśmy odwołać zaplanowaną wcześniej imprezkę urodzinową Damiana – jeszcze raz buziaki urodzinowe kochanie! 🙂 żeby Julci dodatkowych wrażeń nie fundować, ale co się odwlecze to nie uciecze, więc wszystko przed nami 🙂

Na szczęście nie przez cały czas Julcia jest osłabiona, ma lepsze momenty, ale jak narazie niewiele ich było. W każdym razie gorsze samopoczucie nie przeszkodziło Julci dzielnie kibicować z nami naszym chłopakom, którzy całkiem dobrze radzą sobie na Mistrzostwach Europy w Piłce Siatkowej 🙂 Juli bardzo podobają się nasze przyśpiewki meczowe i ma ubaw po pachy przy „asa Michał asa!” albo „Polska – biało-czerwoni!” 🙂

okazuje się że dla naszych chłopaków Jula zawsze znajdzie energię 🙂 i patrząc na to co działo się na boisku, wygląda na to że im się przydała 🙂 przy takich emocjach nawet już trochę przestałam się denerwować, że meczu nie transmitował polsat i musieliśmy oglądać w internecie…

ponieważ długo nie pisałam, wrzucę od razu zaległe zdjęcia z zaległej relacji z elbląskiego święta chleba, jakie co roku jest u nas na początku września. W sumie to nie ma co relacjonować, była ładna pogoda więc się wybraliśmy na zwiedzanie straganów z wszelakiej maści chlebem ale też przy okazji wielu innych nic wspólnego z chlebem nie mających 🙂 w każdym razie było cieplutko, słonecznie i wesoło, jak na niedzielę przystało. Jula zjadła ze smakiem pierożki z kapustą i grzybkami 🙂 Okazało się nawet, że jeden z poruszających się z gracją pośród tłumów szczudlarzy to Damiana kuzyn, więc nie omieszkaliśmy sobie strzelić z nim foteczek 🙂
oto ta, oraz inne przy tej okazji

z piekarczykiem, Julcia była troszkę przestraszona…

i jeszcze piękne różyczki

i na wspomnianych pierożkach 🙂

to narazie tyle, mam nadzieję, że do następnego razu Jula będzie już w formie

pozdrawiam

  1. Ilona,
    czytam od kilku dni Twój/Wasz blog. Życzę Julce dużo zdrowia, zarówno na teraz ja i ogólnie. Jest słodka. I świetnie się czyta jak potraficie się Nią i z Nią cieszyć i radować. Nie wiem jak jest w rzeczywistości, ale wydaje mi się, że tym blogiem, fotografiami pomagacie innym.

    A jeśli chodzi o fotografie – są świetne. Jestem fanem zdjęć Damiana.

    Trzymam za Julkę kciuki i czekam na kolejne wpisy.

    Pozdrawiam
    Marcin

  2. cześć Marcinku 🙂

    bardzo mi miło, że zaglądasz na nasz blog 🙂
    dziękujemy za ciepłe słowa, Jula już dziś jakby lepiej… mamy nadzieję że to dobrze wróży 🙂

    i dziękuję w imieniu Damiana za słowa uznania 🙂

    p.s. nie masz jakiegoś swojego blogu?… 🙂 bo zupełnie nie wiem co u Ciebie słychać…

    pozdrawiamy serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.