czekając na śnieg i mróz…

może to dziwnie brzmi, ale jak tak lubię ten magiczny czas białej zimy, ale takiej zimy zimy, a nie zimy niewiadomoco! tym bardziej, że tydzień po tygodniu pogoda nas dobija… słońce chyba o nas zapomniało i szykuje się na lepsze czasy… tylko mgły, zachmurzenia i żeby nie było nudno, dołączył też deszcz znacznie ograniczający możliwości poruszania się w celu odbycia spacerku… czekamy więc na śnieg i mróz! bo po pierwsze jest pięknie jak pada, po drugie jest czysto jak spadnie a po trzecie jak już będzie trochę mrozu to możliwości swobodnego poruszania się wirusów znacznie się obniżą 🙂
a obniżeniem ich aktywności jesteśmy żywo teraz zainteresowani bo dopadł Julcię jakiś nieżyt żołądkowy przez który dzisiejszy dzień spędziła w domu bez żadnych zajęć, na tzw „mamusinej obserwacji”…
w sumie to jest wieczór a ja dalej nie jestem pewna czy to wirus czy inne jakieś ustrojstwo i czy Jula może jutro iść do szkoły… jadła normalnie, a nawet więcej, humor miała wyborny od rana do wieczora (co nieco utrudniło proces zasypiania…) gorączki żadnej nie odnotowałam… tylko te cztery zapełnione w ciągu dnia pieluchy nieco psują tę optymistyczną statystykę… cóż, noc jeszcze przed nami, jak wszystko będzie dobrze to chyba nie ma powodu żeby została w domu.
Poza tym niewyjaśnionym jeszcze epizodem wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jula dzielnie ćwiczy, Sebastian jest z niej bardzo zadowolony, stosują ostatnio różne kombinacje pozycji, co tydzień Seba je zmienia i łączy ze sobą w różny sposób (niektóre sposoby łączenia przy tym wyzwalania z różnych stref moim zdaniem nadają się na opatentowanie:) ), czyli – jakby powiedział Pan Roland z kursu Vojty we Wrocławiu – wariacje wariacji 🙂

No ale nie samą Vojtą człowiek żyje 🙂 W szkole Julcia w tym tygodniu poznaje zwierzęta leśne, ich zwyczaje i sposoby na radzenie sobie z nadchodzącą zimą (pewnie one nie cieszą się z niej tak jak ja…). A żeby nie było że to tylko takie gadanie, w poniedziałek byli z grupą w lesie i z panem leśniczym poznawali owe zwierzątka i ich życie a w pracach domowych Jula kolorowała już wiewiórki, niedźwiedzie, sarenki i jelonki.
W piątek bal andrzejkowy, Jula ma się przebrać w strój ludowy, mam nieco mgliste pojęcie jak to zrobić ale czerwone korale już mam a to podstawa 🙂

Tak się jeszcze złożyło że w ciągu ostatnich kilku dni dwa razy byłam w kinie i to dwa razy na… Zmierzchu 🙂 zostałam wciągnięta jakiś czas temu przez moje ukochane szwagierki w proces obejrzenia całej sagi od początku i muszę przyznać, że mimo iż podchodziłam do tematu nieco sceptycznie, mój sceptycyzm z każdą częścią malał (a całkowicie zniknął przy powtórzeniu procesu oglądania… 🙂 ) i tak oto stanęłam przed możliwością obejrzenia chociaż ostatniej części w kinie, (w czasie jak leciały w kinie wcześniejsze nie byłam zainteresowana), i niniejszym z niej skorzystałam 🙂 a czemu dwa razy? bo raz obowiązkowo ze szwagierkami żeby na bieżąco móc komentować scenariusz a drugi z Sylwunią i Damianem (też „przypadkowo” wciągniętych w proces oglądania sagi). Ktoś mnie ostatnio spytał „ale o co właściwie chodzi z tym Zmierzchem?!… i w sumie to nie wiem 🙂 ale jakoś chce się oglądać i polecam jeżeli ktoś jeszcze tego nie zrobił a lubi się czasem oderwać od rzeczywistości, polecam też wersję książkową.

Niedługo Święta, teraz jeszcze przyczajone bo nie wszędzie jeszcze dekoracje są widoczne, nie ma jeszcze nerwowej bieganiny za prezentami (w porozumieniu z Mikołajem oczywiście)… ale jeszcze kilka dni i w okolicach 6 grudnia czas nagle zacznie pędzić i zanim się obejrzę już będę planować jak spędzimy Święta 🙂 uwielbiamy ten czas i staramy się aby był odczuwalnie wyjątkowym, nawet gdyby oznaczało to wytapetowanie pokoju reniferami i gwiazdkami 🙂 bo kiedy jak nie właśnie na Święta 🙂

na koniec jeszcze, myślę że nawet nieco w temacie Świątecznych ozdób pozostając… 🙂 fryzura jaką uszczęśliwiła mnie ostatnio Wiki, kiedy nieświadoma konsekwencji zapytałam „Wiki – uczeszesz mnie jakoś fajnie?…) chciałam to mam! 🙂

walentynkowo i tłustoczwartkowo i zimowo :)

Nie jest to święto które specjalnie celebrujemy, bo więcej w tym komercji niż faktycznych potrzeb uczuciowych ale przecież zawsze jest dobry moment na to żeby dostać pięknego kwiatka od swojej ukochanej walentynki 🙂 Tak więc ja dostałam pięknego kwiatka a Jula balonik serduszko który dzielnie trzymała w rączce 🙂 Taka walentynka od Tatusia to ważna sprawa 🙂 Julcia dostała też serduszko pluszowe od Wiki, która wpadła do nas zaraz po szkole.
W kwestii walentynek to w sumie tyle, nie licząc oczywiście sympatycznego wieczorku przy winku ale wieczorki są zawsze sympatyczne, może tylko nie zawsze z winkiem 🙂

Nieco mniej sympatyczny był dla nas weekend… Jula złapała wirusa żołądkowego, pewnie w przedszkolu bo podobno nie ona jedna, w każdym razie troszkę się namęczyła, miała lekką temperaturę. Na szczęście takie rzeczy rzadko się Julci zdarzają, ostatnio jakieś dwa lata temu. Niespecjalnie coś chciała jeść jeszcze przez całą niedzielę, dopiero w poniedziałek po troszeczku zaczęła wracać do normalnego jedzenia. Od wczoraj jest w przedszkolu i jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że jak już się raz uodporni to w tym sezonie nie złapie nas już nic takiego. My, odpukać, póki co nie chorujemy.

Zanim Jula zaczęła mieć kłopoty z żołądkiem, tak jak wcześniej planowaliśmy, w sobotę rano zdążyliśmy jeszcze pojechać na naszą lokalną górkę do zjeżdżania na sankach (jest tam też bardzo fajny stok, ale to nie dla nas… 🙂 ). Damian zadbał o to, żeby Jula miała pełen komfort jazdy 🙂 połączył sanki z nieużywanym już na co dzień fotelikiem samochodowym, dzięki czemu Jula siedziała sobie sama, była przypięta i mogła zjeżdżać sama z górki – puszczaliśmy ją na górze a na dole ktoś ją łapał. Oczywiście nie z samej góry, bo górka spora ale w tym temacie to i tak Julci debiut 🙂 Ekipa była konkretna, był z nami Łukasz z Dominiką i Wiki, ze swoim sprzętem do zjeżdżania 🙂 (który zresztą nie omieszkałyśmy z Dominiką przetestować… 🙂 )

a oto i fotorelacja, myślę, że dodatkowy komentarz jest zbędny 🙂

saneczki, górka chrobrego, julkaimy, zima, zabawy na śniegu,

saneczki, górka chrobrego, julkaimy, zima, zabawy na śniegu,

julka i my 🙂

saneczki, górka chrobrego, julkaimy, zima, zabawy na śniegu,

i pozostałe portreciki


i wdrapujemy się pod górkę 🙂

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

co tak wolno! 🙂

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

i Julcia sama z góreczki!

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

i na dole złapał wujcio

na sanki, sporty zimowe, górka chrobrego, julkaimy,

i ja sama próbowałam… 🙂

było wesoło 🙂

potem co było wiadomo…

gorsza dyspozycja Julci nie zamieszała nam w grafiku zajęć, Jula świetnie radzi sobie na vojcie, u Agi bardzo ładnie pracuje, że o zajęciach z Anią i jej Neruchą nie wspomnę 🙂 Humorek jej wraca, nieco wolniej apetyt, ale już mam nadzieję że będzie coraz lepiej. Jutro zabawa karnawałowa, w tym roku będzie to bal zimowy, więc nie może być inaczej – Jula będzie królową śniegu, nad strojem jeszcze pracuję ale mam nadzieję, że efekt będzie fajny (będziemy robić zdjęcia także do zweryfikowania na blogu 🙂 )
karnawał jutro a dziś tłusty czwartek, więc wczoraj nie mogło zabraknąć corocznej domowej produkcji faworków 🙂 dziewczyny mi pomagały, Wiki nauczyła się oddzielać białko od żółtka a Jula jak zwykle miała ubaw z zagniatania ciasta, które zresztą w tym roku przysporzyło mi nieco więcej kłopotu niż zwykle, ale kto sobie z tym nie poradzi jak nie my 🙂 Nawet najbardziej oporne na zagniecenie ciasto w końcu musiało ulec, żeby nie miało wątpliwości kto tu rządzi potem zostało konkretnie obite wałkiem najpierw przez Wiki, a jak jej siły opadły, przez Damiana 🙂 potem to już wałkowanie, wycinanie i smażenie – dosyć praco i czasochłonna czynność. No i jedzenie na koniec 🙂 Pierwszą partię dostały dziewczyny z góry a reszta dziś się powoli rozchodzi 🙂

Jeszcze koniecznie muszę napisać o jednej ważnej sprawie. To dla nas nowa sytuacja ale bardzo miła i jesteśmy bardzo wdzięczni Pani Dorocie Wcisła, że o nas, a konkretnie o Julci pomyślała przy okazji takiego wydarzenia.
Otóż 3 marca w Elblągu odbędzie się uroczysta kolacja z bardzo fajnymi atrakcjami, organizowania przez Lions Club Elbląg Truso, na którą zaproszenia można zakupić w serwisie timedeal.pl. Motywem przewodnim kolacji, w cyklu „Klimaty Świata” będzie Wenecja – „Zakochajmy się w Wenecji” taka jest nazwa wieczoru. Atrakcji jest dużo, więc zacytuję serwis timedeal:

Pokaz Kostiumów i Masek Weneckich – Teratr Muzyki i Maski „Wenezia-Beaty Wielopolskiej” z gościnnym Występem Damian Aleksander – solista Teatru Roma wraz z Edytą Krzemień,
Wyśmienite smaki włoskiej kuchni,
Losowanie nagród:
Nagroda główna to wycieczka do Wenecji ufundowana przez biuro podróży Lobos,
Nagroda druga to wyjazd do SPA ufundowany przez firmę TIMEdeal.pl
Aukcja Charytatywna:
Licytowane będą obrazy elbląskich artystów,
Licytowana będzie również najnowsza płyta EDYTY GÓRNIAK „MY” z autografem artystki, płytę z autografem ufundował TIMEdeal.pl
Zabawa fantowa,
Wiele atrakcji i niespodzianek.
Wieczór poprowadzi Dyrektor Teatru im. A. Seweruka – Mirosław Siedler.

tak świetnie zapowiadający się wieczór jest dla nas wyjątkowy gdyż dochód z kolacji będzie przeznaczony na dofinansowanie rehabilitacji Julci oraz jeszcze jednego 17-letniego chłopca, również chorującego na mózgowe porażenie dziecięce.

Takie wydarzenia zawsze podbudowują dlatego już bardzo dziękujemy za uwzględnienie w nich Julci 🙂 i serdecznie zapraszamy osoby z Elbląga i okolic do miłego spędzenia wieczoru 🙂

trochę zaległości

witam serdecznie 🙂 troszkę ostatnio nie zaglądałam… piszę co najważniejsze.
Jula cały czas w domu, napadów nie ma już tak dużo, ale sytuacja nie jest jeszcze opanowana na tyle, żeby mogła pójść do przedszkola.
Jest jednak znacznie lepiej, forma i humor wróciły, więc wróciliśmy też do codziennego tryb zajęć, powolutku ale idziemy do przodu, choć niestety nasilone napady spowodowały, że w rehabilitacji nastąpił regres. Zdaniem rehabilitanta dotyczy on głównie rączek, w których, w porównaniu do stanu sprzed napadami, zwiększyło się napięcie. Teraz priorytetem jest poradzenie sobie z tym jak najszybciej.

Tymczasem, nim się obejrzeliśmy, Jula zyskała trzeci miesiąc wakacji od przedszkola i już zaczynamy zauważać, że nieco odzwyczaiła się od hałasu i tego, że czasem trzeba na coś poczekać (konkretnie na Mamę próbującą zrobić coś w domu i krzyczącą co chwilkę „Jula, już zaraz do Ciebie idę…” ). Będzie ciężko wrócić do przedszkola gdzie jednak cierpliwość jest istotnym elementem egzystencji… Nadmiar bodźców po spokoju domowego ogniska też może początkowo niezbyt dobrze działać, ale przecież kiedyś Jula musi się zacząć przyzwyczajać, dlatego mamy nadzieję że w zdaniu „Jula pójdzie do przedszkola od poniedziałku” 🙂 poniedziałek będzie tym najbliższym, bo już kilka razy to zdanie u nas padało…

Jak już jesteśmy przy planach, to nasz najbliższy dotyczy Targów Rehabilitacji, które odbędą się w Łodzi w dniach 6-8 października, czyli u schyłku nadchodzącego tygodnia. A plan jest całkiem prozaiczny w swoim założeniu – otóż na owe targi się wybieramy 🙂 Muszę przyznać że jestem całym przedsięwzięciem podekscytowana bo nigdy (choć może nie ma co się przyznawać…) nie byłam gdzieś, gdzie w jednym miejscu zebrane jest wszystko co dotyczy rehabilitacji i osób niepełnosprawnych, choć oczywiście nie tylko dla takich rehabilitacja jest konieczna. Ponieważ Targi są międzynarodowe, i z tego co przeczytałam, największe w Europie, mam nadzieję zobaczyć tam wiele i też wiele się dowiedzieć, bo oprócz wystawców zaplanowane są przeróżne konferencje tematyczne.
Na Targach planujemy być dwa dni, żeby ogarnąć jak najwięcej. Na pewno będę o nich pisała na blogu bo po pierwsze warto, po drugie jak się ma pod ręką najlepszego fotografa szkoda byłoby nie skorzystać z Jego umiejętności fotoreporterskich 🙂 a nic lepiej nie odda klimatu i nie zobrazuje sprzętu jak zdjęcia (chyba że nie będzie można ich robić, ale nie wydaje mi się…)
Jeżeli więc ktoś nie może się tam wybrać, postaram się, żeby jak najwięcej z mojego blogu się o tym co się tam działo dowiedział, pobawię się w dziennikarza troszkę 🙂 co mi tam! 🙂

to póki co tyle, jeszcze na koniec kilka zdjęć Julci, która dzielnie ćwiczy podnoszenie główki, bo nie ma łatwo – każda okazja jest dobra do tego, żeby sobie coś poćwiczyć 🙂

podnoszenie główki, rehabilitacja, ćwiczenia, mpdz, kontrola głowy

podnoszenie główki, rehabilitacja, ćwiczenia, mpdz, kontrola głowy podnoszenie główki, rehabilitacja, ćwiczenia, mpdz, kontrola głowy

1% i nie tylko

witam serdecznie.
też pewnie tylko na chwilkę ale zawsze warto nastukać parę literek jak jest o czym.
wbrew pozorom tytułowy 1% nie oznacza, że chciałabym już prosić na łamach blogu o przekazywanie takowego na Julcię w nadchodzących rozliczeniach rocznych, bo na to jeszcze za wcześnie. Piszę o 1% zeszłorocznym jeszcze bo moim zdaniem warto wyraźnie napisać, że cały czas jeszcze czekamy na pieniążki o których przekazaniu pewnie darczyńcy już dawno zapomnieli, szykując się do kolejnego rozliczenia…
Rzadko poruszam na blogu temat pieniędzy, bo nie lubię… że koszty związane z rehabilitacją dziecka są ogromne każdy wie, a jak ktoś jest zainteresowany szczegółami, chętnie podzielę się wiedzą jaką mam, ale w prywatnych mailach, nie we wpisach. Sytuacja z 1% jest jednak specyficzna, gdyż nie dla mnie jednej na pewno darowizny uzyskane w ten sposób, głównie dzięki Wam, stanowią lwią część funduszy, jakimi dysponujemy jako rodzice na rehabilitację w ciągu roku. Tak też jest z Julcią. A tu koniec września a urzędy skarbowe, pewnie nie ze swojej winy, nie wiem, w każdym razie uniemożliwiają nam dysponowanie środkami już przecież dawno przekazanymi przez darczyńców… Tzn środki jak najbardziej fundacje posiadają, ale do tego aby trafiły one do nas potrzebne są listy dzieci, zgodne z danymi na PITach, Bez tego, z naszego punktu widzenia, to tak jakby ich nie było… Tak więc rok się kończy, zaraz będę znowu zwracać się do Państwa z prośbą o przekazywanie Julci 1% podatku a tu jeszcze nie mamy tego z poprzedniego roku… Po prostu szlak mnie trafia i muszę się wypisać, może będzie mi lepiej…
Co roku Fundacja zgłasza się do nas o pomoc w poprawianiu błędnie wpisanych na PIT danych dzieci po to, by zminimalizować sytuacje w której jakieś dziecko z tego powodu nie dostanie swoich pieniążków. Techniczna strona takiej pomocy, realizowanej przez internet jest bardzo dobrze dopracowana przez administratorów Fundacji i nie pozostawia marginesu błędu. Od kilku dni już chętni rodzice zgłaszają się do specjalnie utworzonej na te potrzeby grupy, grzeją klawiatury, wekują obiady, żeby tylko na dany znak jak najwięcej poświęcić czasu na pomoc, a tu nic… kolejne obietnice ze strony urzędników że może w przyszłym tygodniu, może za dwa… masakra po prostu…
Ja wiem, powinniśmy jako rodzice być przewdzięczni za to, że w ogóle taką możliwość pozyskiwania funduszy mamy, i jesteśmy – ogromnie- naprawdę, tylko w takich momentach po prostu z bezsilności ręce opadają… cóż pozostaje czekać…
to niniejszym się wypisałam… a żeby nie było tak do końca niewesoło to poniżej zamieszczam zdjęcia z naszego porannego wspólnego pudrowania 🙂 Bo przecież kto ma mi pomagać w makijażu jak nie córcia 🙂

make up

pozdrawiam 🙂