i po urlopie…

Było miło ale się skończyło… 🙂 wróciliśmy z Julą do dawnego grafiku zajęć. Dwa tygodnie przerwy bardzo się przydały, Jula ma więcej energii, siły i uśmiechu na buźce 🙂 Mam nadzieję, że na długo jej tego wszystkiego wystarczy, będziemy pilnie uważać żeby znowu nie przesadzić.

To właściwie tyle z bieżących spraw.

Jeszcze tylko buziaki dla kolegi Julci z przedszkola – Kubusia, który wczoraj miał zabieg fibrotomii i teraz dzielnie znosi ból w naciętych mięśniach. Kubulku jesteśmy z Tobą, trzymacie się mocno i wracajcie szybko do domku. Pozdrawiamy gorąco 🙂
Buziaczki też dla Wiki, która też, dopiero co po takiej operacji, dzielnie się trzyma 🙂

zdjęcia i dalszy ciąg urlopu :)

oto zdjęcia z naszych zabaw ćwiczeniowych 🙂

zabawa zabawą ale nie będziemy już się tak bawić z Julcią bo na urlopie nic co przypominałoby Julci o ćwiczeniach nie może się dziać! – Takie zalecenia odgórne, więc Jula się leni na całego 🙂 A urlop ma przedłużony do środy, także jeszcze mnóstwo lenistwa ją czeka 🙂

I zdecydowanie służy jej ten czas – kwitnie nam córunia i rozradowana jest codziennie coraz bardziej 🙂 Już zapomnieliśmy że była taka przygaszona ale czujni jesteśmy cały czas 🙂

Okres przerwy w zajęciach niespodziewanie i dla mnie okazał się czasem większej swobody. Na co dzień zajęcia Julci są priorytetowe i nasz codzienny rytm życia jest w dużej mierze dostosowany do zajęć Julci. Jestem na urlopie wychowawczym po to, żeby nic nie ograniczało tej swobody w dobieraniu zajęć i bardzo cenię tę możliwość. Tak więc urlop dla Julci okazał się też urlopem dla mnie 🙂

Korzystając z tej swobody jaką nam dano wybraliśmy się dziś do mojej Babci do Kępy, dawno nas tam nie było a teraz mieliśmy na to cały dzień bez wyrzutów sumienia że jakieś zajęcia przepadły (generalnie fakt, że takie wyrzuty sumienia się normalnie pojawiają nie jest pewnie zdrowym objawem…)
Babcia zrobiła przepyszny obiadek i deserek, posiedziałyśmy sobie na kocyku w ogrodzie gdzie nieco przypiekłam się na słońcu, ale biorąc pod uwagę jego zdecydowany niedosyt tego lata – mogę już nie mieć takiej okazji 🙂

Do domu wróciliśmy ze sporym zapasem darów natury w postaci kapust, cukinii, cebuli, czosnku, buraków, fasoli, ogórków i jabłek (pewnie i tak wszystkiego nie wymieniłam… 🙂 ) Wielkie gotowanie czas zacząć! 🙂 ale to jutro… 🙂 choć to „jutro się niebezpiecznie zbliża na zegarku… 🙂

jeszcze zdjątka, mojego tym razem autorstwa bo Damiana z nami nie było, On nie może sobie niestety pozwolić na takie beztroskie lenistwo jak my…praca praca i jeszcze raz praca…

A tu Julcia w pięknych kwiatach 🙂

Z Babcią

powąchać trzeba też koniecznie 🙂

i czytanki na kocyku 🙂

dobranoc 🙂

urlop

Urlop to piękne słowo… szczególnie dla ciężko pracujących a takową niewątpliwie jest nasza córcia malutka 🙂 (bo przecież nie ja… ) Tak więc efektem naszych ostatnich ustaleń z Sebastianem Jula zdecydowanie potrzebuje odpoczynku co najmniej do końca tygodnia i to takiego maksymalnego od wszystkiego co mogłoby ją choć w minimalnym stopniu zmęczyć lub zestresować. Jula najlepiej odpoczywa w domu, gdzie zna wszystkie kąty i ma swoje ulubione zabawy, książeczki i bajki, na tym więc aspekcie odpoczynku się skupimy 🙂 Pogoda do tej pory zresztą zbyt wielkiego wyboru i tak nam nie zostawia, bo albo pada albo padało albo wygląda że zaraz padać zacznie…
A ja uparcie śpiewam Julci codziennie jedną z jej ulubionych piosenek, która zaczyna się słowami „Słoneczko przez okno zagląda do Ciebie, promyczkiem Cię głaszcze po buzi…”. Jak się pogoda nie zmieni to już zupełnie stracę wiarygodność w oczach dziecka…

Julcia dziś jakby już lepiej się czuje, więcej uśmiechu na jej buźce to dla nas najlepszy miernik jej samopoczucia. Nie jest to jednak jeszcze jej optymalna forma a dopiero taka nas usatysfakcjonuje 🙂 Mamy nadzieję, że te dni total relax to jest właśnie to czego potrzebuje.
Wczoraj byliśmy u Damiana rodziców gdzie zawsze sympatycznie i wesoło spędzamy czas, Julcia doprowadziła swoim zaraźliwym śmiechem do łez radości Dziadka, a śmiała się tak z… „Bolka i Lolka”, „Reksia” i „Wyprawy Profesora Gąbki”, które i dla nas, oglądane po latach, okazały się odkrywczo zabawne 🙂
Także Julcia wydaje się powolutku wracać do formy ale na wszelki wypadek jednak zrobimy jej podstawowe badania (morfologię, próbę wątrobową, OB i kwas walproinowy) bo to i tak już na nie czas.

Odbiegając od tematu – zrobiłam ostatnio, popularną ostatnio jak się okazuje (Sylwuś dzięki za przepis 🙂 ) sałatkę z brokułami, fetą, pomidorami, prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym. I pewnie bym o tym nie pisała bo i po co (:)) ale Damian zrobił jej zdjęcie bo okazała się całkiem fotogeniczna 🙂 Tak więc niniejszym je zamieszczam (bo gdybym tego nie zrobiła to trochę bez sensu byłby cały ten akapit… 🙂 )

sałatka z brokułami fetą prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym

jeszcze trochę i będę musiała założyć dołożyć jakąś kulinarną kategorię… 🙂

na koniec jeszcze życzymy zdrówka małemu Filipkowi. Filipku wracaj szybciutko w Mamusią do domku.

nie-felieton

jakiś czas temu założyłam sobie ambitny plan pisania co najmniej jednego felietonu w miesiącu, ale ponieważ do tej pory popełniłam ich może ze trzy, łatwo można stwierdzić, że plan niespecjalnie się zrealizował… a już z całą pewnością mogę stwierdzić, że system „dobra to dziś napiszę jakiś felieton” się zupełnie nie sprawdza, przetestowałam kilka razy 🙂
ktoś mógłby spytać skąd w ogóle takie parcie na tą formę literacką?… w sumie nie wiem, ale chyba po prostu lubię swobodny przepływ myśli bezpośrednio przemieniony w słowo pisane.

Dziś zdecydowanie weny do felietonu jakiegokolwiek nie mam, bo martwię się Julcią, jest ostatnio apatyczna, dziś w nocy miała znowu atak i to dosyć mocny, nieźle nas zestresowała bo od podania wlewki do jego przejścia trochę minęło (kilka dobrych minut). Nie bez znaczenia jest tu też pewnie fakt, iż chwilę przed napadem, z niewyjaśnionych do tej pory przez nas przyczyn, nagle równo o północy włączyło się radio stojące u Julci w pokoju i dało się słyszeć na cały regulator Pana który nieświadomy paniki jaką wywołał wśród przysypiąjących już powoli ludzi, omawiał spokojnie bieżącą sytuację polityczną…

Przyczyn spadku formy Julci może być wiele, ja stawiam na najprostsze dla nas do zdiagnozowania i najłatwiejsze do opanowania – przemęczenie. A jeżeli przemęczenie to na pewno zajęciami, (szczególnie że zaczęliśmy ćwiczenia w kombinezonie) trzeba dać Juli odpocząć, od początku wakacji nie miała dnia (poza dzisiejszym kiedy odwołałam wszystkie zajęcia) kiedy nie miała żadnych zajęć Oczywiście nie wszystkie są wyczerpujące, ale w połączeniu mogą być jednak zbyt dużym obciążeniem po pewnym czasie. Nie bez znaczenia jest też pewnie wprowadzona jakiś już czas temu Vojta, która wymaga od Julci dużego wysiłku. Sama metoda jest bardzo rokująca i trafiona w przypadku Julci, zauważalne są już zmiany w pracy mięśni brzucha, pleców, Jula lepiej zaczęła pracować językiem, dlatego szkoda mi przerywać, ale boję się że odreagowuje to napadami, myślę, że dobrze byłoby zrobić przerwę i zobaczyć czy będzie lepiej, a ponieważ nie rozmawiałam jeszcze na ten temat z Sebastianem, mam nadzieję, że nie będzie tego czytał zanim coś wspólnie ustalimy… W sumie w takim razie mogłabym teraz po prostu o tym nie pisać ale mam dziś lekkiego doła i oprócz wypłakania się w ramię Damiana muszę się wypisać, tak już mam…

Planowaliśmy pojechać na jezioro w przyszłym tygodniu, co miało tak czy tak oznaczać odpoczynek, ale w sytuacji kiedy Jula ma tak często napady nie mogę ryzykować wybierania się w miejsce gdzie nie ma w razie czego dostępu do pogotowia. Przeczekamy, Jula odpocznie w domu, a najlepiej jej wychodzi odpoczywanie w swoim środowisku, mam nadzieję, że będzie lepiej i odżyje troszkę nasz robaczek 🙂

Wybierzemy się też do neurologa zweryfikować leki, może trzeba coś zmienić. W sumie Jula co roku latem ma nasilenie napadów ale to co w tym roku dzieje się z pogodą to jakaś masakra… trzeba to jakoś opanować i niewykluczone że może zwiększeniem dawek leków przeciwpadaczkowych właśnie…
Póki co dziś Jula miała totalne luzy i byczenie się i myślę, że taka terapia na ten moment przyniesie najlepsze efekty 🙂

No to tyle w kwestii wypisywania się.

To nijakie lato zaczyna mi działać na nerwy, poza oczywistym powodem, jakim jest gorsza forma Julci, zdałam sobie sprawę, że „spokojnie, jeszcze będzie cieplej” zaczyna powoli być bardzo wątpliwym pocieszeniem bo czas leci a chmury się zadomowiły na dobre… Z domu bez parasola nie da się wyjść a ponieważ pchanie wózka przy jednoczesnym trzymaniu parasola jest raczej mało wykonalne, z reguły zdobi on po prostu bok wózka podczas gdy Julcia siedzi sobie spokojnie pod folią przeciwdeszczową a jej jedyne zmartwienie to kiepska widoczność 🙂

z tego miejsca więc wnioskuję o więcej słońca – w sumie „więcej” w przypadku jego braku oznacza – „choć troszkę”!.
letnie sukienki wiszą w szafie i płaczą…

i jeszcze na koniec żeby nie było, że Jula taka całkiem nietomna i bez sił i humoru na zajęciach, mam zdjęcia z ostatnich zajęć a dokładniej z ich końcowego etapu jakim jest zawsze przeuwielbiany przez Julcię masaż rączek 🙂

pozdrawiam i życzę dobrej nocy 🙂