jeszcze tylko jedna bluzka!

walizkaUwielbiam się pakować – żart ;). Pakowanie, obok wieszania prania i wyjmowania naczyń ze zmywarki, jest w pierwszej dziesiątce czynności, które odkładam ile się da (doświadczenie uczy, że nie za długo 😉 ).
Jest jednak coś jeszcze straszniejszego – pakowanie z limitem kilogramów – to już ścisła czołówka, myślę że nawet podium.
Kiedy wciskam koleją bluzkę Julci, do, niebezpiecznie już wypchanej, walizki, prawa fizyki przestają obowiązywać. Przecież się przyda, nie wiadomo jaka będzie pogoda, a wzięłam ich tylko 28 i tak się bardzo ograniczając… i 6 par spodni – to przecież prawie 2 tygodnie!
Limit nieubłaganie się kurczy 🙂
Ok, spakowane! Obarczone ciężarem miliona kompromisów, ale spakowane…

I ten niepokój w drodze.. czy wszystko wzięłam?… i nawet nie czy, ale czego zapomniałam (bo czegoś na pewno…) Leki, dokumenty – to najważniejsze, resztę jakoś się uda zastąpić w razie czego.

I najlepsze na końcu – męskie pakowanie:
– Słoneczko, co Ci spakować?…
– Spodnie wezmę te co mam na sobie, może kilka bluzek, 4 chyba wystarczą…
– Ok, to się zmieścisz w podręcznym! bo tutaj już nie ma miejsca ;)…

ucieczka…

Czasem trzeba gdzieś uciec, dalej, bliżej… zostawić codzienne troski i choć na chwilę być gdzie indziej – ważne – to „gdzie indziej” może być za rogiem, ale musi być od naszych codziennych spraw całkowicie wolne.
Z racji wieku już chyba ( 😉 ) zaczęłam bardziej doceniać wyjazdy za miasto, tam gdzie można być bliżej natury i tam gdzie to natura rządzi, a my pokornie musimy się do niej dostosować. Taka ucieczka od zgiełku miasta… Już słyszę jak niektórzy pytają – jakiego zgiełku?! przecież to Elbląg! to do niego się ucieka od zgiełku miast 😉 .
Mamy takie miejsce i nie musimy jechać daleko, w zasadzie z podwórka na horyzoncie widać miasto, ale jest w bezpiecznej odległości 🙂
Tam wydarzeniem jest przelot czapli szarej (Natalka – nauczyłam się 😉 ), łabędź, który uwił sobie z panią łabędziową gniazdko na stawie, podpływa do brzegu, prawie dołączając do naszego stołu, czekając wymownie na kawałki chleba, żaby kumkają głośno i zaciekle a co jakiś czas słychać ptaki – za każdym razem inne.
Dookoła kolorowo, z przewagą zieleni 😉 i jakoś tak się lepiej oddycha… Nabiera sił i energii, niezbędnej do tego by powrócić do codziennych spraw.
Życzę Wam tego lata mnóstwo takich ucieczek 🙂

Pozostaje jeszcze oko fotografa – co prawda na zdjęciach Damiana zawsze wszystko wygląda lepiej niż w rzeczywistości, ale w tym wypadku rzeczywistość zupełnie nie pozostaje w tyle 🙂

podglądając…

okiem Julci

jest i Kuba

tulipany…tulipany…

Kępa Rybacka julkaimy

Laki – zasady

Laki… padł właśnie pod fotelem i śpi, zmęczył się spacerem i bieganiem za piłką.
Jest z nami już jakiś czas i trochę się znamy 🙂

Chcąc odpowiedzialnie podejść do opieki nad szczeniaczkiem przeczytałam kilka książek nt temat zanim jeszcze z nami zamieszkał, teraz też mam co czytać. Tych zasad które chcę opisać nigdzie jednak nie znalazłam – a są myślę nie mniej istotne i pozwolą przyszłym właścicielom cavisiów na bliższe poznanie tej niesamowitej rasy.
Z pewnością większość z tych zachowań jest ściśle powiązane z młodym jeszcze wiekiem Lakiego, lecz niewątpliwie rysuje się wyraźna prawidłowość rasowa.
Tak więc: 🙂

Zasada nr 1
Jedzenie, niezależnie od rodzaju, najlepiej smakuje na poduszce i najlepiej gdyby owa poduszka leżała na kanapie.
Laki jest w tej dziedzinie bardzo konsekwentny – niezależnie od tego skąd kawałek jedzenia musi przytaszczyć – zawsze zdąża do wcześniej wyznaczonego celu żeby w spokoju i wygodzie oddać się konsumpcji.
Odstępstwem od tej zasady jest okoliczność w której można wdrapać się na kogoś kto siedzi na kanapie (opcjonalnie na fotelu – już trudno niech straci…), zwykle jest to Julcia, i tam też sobie spokojnie zjeść…

Zasada nr 2
z pierwszą ściśle powiązana – zabawki najlepiej gryzie się nas, nawet jeżeli iście akrobatycznych zdolności i niespożytej wręcz cierpliwości wymaga umieszczenie ich na kolanie siedzącego lub leżącego. Zabawka która spadnie na podłogę już nie cieszy tak bardzo…

Zasada nr 3
Nigdy nie zakładaj że pies czegoś nie zje lub nie pogryzie.
Laki zarówno podczas spacerów, jak i w domu, łapie i z zjada z prędkością światła rzeczy z jedzeniem bynajmniej nie mające nic wspólnego…
I nie chodzi tu tylko o tradycyjne gryzienie butów czy mebli – wszystko, powtarzam – wszystko, może się znaleźć w jego małej mordce…
Towarem mocno deficytowym (bo Pańcia gania i wyciąga na siłę spomiędzy zębów…) są chusteczki nawilżane – ten obłęd w oczach jak uda mu się jakąś chapnąć, jest nieporównywalny z niczym…
Zaraz później plasują się pampersy (bynajmniej nie nowe z paczki…) i skarpetki. Skarpetki jednak muszą (!) być wykradzione z szuflady – magicznej krainy pełnej smacznej bielizny… I nie ma takiego głębokiego snu z którego odgłos jej otwierania nie wyrwie Lakiego.
(bo po co ją otwierają jak nie pozwalają mi nic z niej wyciągnąć…)
Gdzieś tam na szarym końcu są zabawki – bo są przecież do gryzienia przeznaczone a cóż to wtedy za frajda?!…

Zasada nr 4
Caviś nie ma jednego miejsca do spania.

I choćby nie wiem jak się starać – piękny mięciutki kącik, posłanie i ulubiony kocyk – nic z tego.
W ciągu półgodzinnej drzemki w ciągu dnia Laki przegrupowuje się ze spaniem średnio cztery, pięć razy a obserwacja tego zjawiska jest naprawdę zabawna 🙂
Zwykle zaczyna (jeżeli jest taka możliwość) na kimś kto właśnie (i mówiąc „właśnie” mam na myśli sekundę później) usiadł na kanapie. Bo przecież skoro już SIADAM (wygodnie z kawą) to OCZYWIŚCIE że chcę żeby Laki umościł się do spania na moich kolanach…
Chyba jednak do końca wygodnie nie jest, bo po kilku minutach (jak ta Pańcia się wierci!…) Laki zmienia lokal na fotel obok.
Sprawę zwykle przyspiesza fakt że Pan właśnie zajada sobie coś dobrego kusząco przy tym szeleszcząc torebką.

Tam też szybko robi się niewygodnie.
Później kolejność jest dosyć przewidywalna – poduszka na kanapie, kanapa bez poduszki, podłoga pod kanapą, swoje posłanie, kafle w przedpokoju (to jak jest za ciepło) i ( w zależności czy starcza jeszcze czasu) dywan pod nogami krzesła przy biurku Damiana.

Jeżeli w domu jest Julcia to i o Nią zahacza w swojej wędrówce – zwykle zaraz po tym jak usadzę ją (po trudnej sztuce rozbierania jej z kurtki spod leżącego na Niej Lakiego) po powrocie ze szkoły na fotelu.

Zasada nr 5
Nigdy nie mów że caviś nie będzie z Tobą spał.

Ja osobiście nie mam nic przeciwko, to słodkie jak się umości w nogach i przytuli do kołdry.
Nie może być jednak za łatwo. Lakiemu najwygodniej śpi się na poduszce (mojej) i nawet ok, jest duża, mieścimy się razem (mam niewielką główkę…) ale NAJLEPIEJ jest przytulić się jak najmocniej do Pani… i czemu ona mnie tak ciągle spycha…
Im Laki starszy, tym częściej rezygnuje ze spania na mojej głowie (albo moje spychanie stało się bardziej sugestywne…) i ląduje na podłodze. Myślę że może jest mu też za ciepło, robi się już coraz cieplej a cavisie to gorące pieski.

Zadada nr 6
Cavisie chrapią.

I tu nie mam nic do dodania 🙂

Zasada nr 7
Nie ma na spacerze psa którego caviś by się przestraszył.

Niezależnie od wielkości, rasy czy nastawienia, caviś zawsze w tym swoim podkulonym ogonem będzie sunął do spotkanego psa i koniecznie chciał się z nim bawić.
Taka zabawa zwykle kończy się szybko bo nie każdy pies ma ochotę akurat teraz sobie poskakać, szczególnie że ma już kilka lat na karku.
Ale spróbować i chociaż się tylko przywitać ZAWSZE trzeba.

Zasada nr 8
Ilość energii do zabawy jest u cavisiów nieograniczona.

Tak długo będą biegać za zabawką i skakać dookoła, aż my przerwiemy zabawę. I nie ważne że po pół godzinie aport wyraźnie zwalnia tempo – dopóki my chcemy że bawić nie ma szans żeby Laki zrezygnował 🙂
Nawet nie ma czasu na to żeby się napić w międzyczasie, nie ważne że wywieszonym jęzorem zamiata już prawie podłogę…

Julci ulubiona zabawa z Lakim, wymyślona przez Ciocię Gosię z Michałkowa, to zabawa w „zmyłkę” (pamiętasz Gosiu?:) )

Zasada nr 9
Laki jest najcudniejszym pieskiem na świecie! 🙂 Jest wspaniałym przyjacielem.

Kolega powiedział mi kiedyś że psy od kotów różnią się tym, że psy mają wszystkie emocje na wierzchu, koty zupełnie odwrotnie – po nich nigdy nie wiemy czego można się spodziewać, nawet po wielu latach wspólnego życia.
I trafniej nie da się tego ująć.
Laki jest cały dla nas i to widzimy codziennie.
A my dla niego.

A jak w tym wszystkim znajduje się Julcia?
To najszczęśliwsza dziewczynka na świecie – tak bezwarunkowe szczęście i codzienna beztroska nie jest już nawet charakterystyczną cechą jej wieku, jest JEJ charakterystyczną cechą.
I jeżeli cokolwiek mogło jeszcze to szczęście wzbogacić to zrobiła to właśnie więź z Lakim…

pozdrawiam 🙂

symetryczno-liryczna…

Bo tak to już jest, szczególnie w wakacje, że stajemy się podatni na skoczno-radosne melodie, szczególnie jak słuchając radio w domku nad jeziorem słyszymy daną piosenkę średnio milion razy dziennie 🙂
I tak najpierw nie zwracamy większej uwagi, po jakichś dwóch, trzech dniach zaczynamy nucić niepostrzeżenie, a po średnio pięciu – przepadliśmy – zgłaśniamy radio za każdym razem jak się pojawia (czyli często…) 🙂
Wszystkiego dopełniają tańce wygibańce z dzieciakami, przez co Jula ma ogromny uśmiech na twarzy jak teraz gdziekolwiek ejnej w owej odsłonie usłyszy 🙂
Tyle w kwestii przeboju.

Jakiś czas nie pisałam bo ponad tydzień miałam szczęście być w miejscu gdzie internetu nie ma a i nawet z zasięgiem w telefonie jest problem 🙂 nad jeziorkiem czyli 🙂
Byliśmy ekipą taką jak w zeszłym roku – sprawdzoną i przesympatyczną – my trzy dzielne Mamy, czyli ja i moje ukochane szwagierki

oraz wszystkie dzieci nasze w ilości sztuk cztery w sumie 🙂

Pogoda nam dopisała i może super słonecznie nie było cały czas, ale deszcz dopadł nas tylko raz czy dwa.

Jula wypoczęła w dosłownym tego słowa znaczeniu – oprócz zabaw tzw „zorganizowanych” (takich jak np robienie rakiet, lalek i kotków z tubek po ręcznikach papierowych, przy czym i my miałyśmy sporo zabawy 🙂 ), dzieciaki opalały się, oglądały bajki, kąpały w jeziorku i chodziły na spacerki gdzie niebywałą atrakcją było np karmienie lokalnych kózek (które nie wiadomo dlaczego trawkę podawaną im zza płotu znajdowały jako o wiele smaczniejszą niż tą którą miały pod nogami… :).

pozostaje tylko dołączyć zdjęcia 🙂

a to powstałe laleczki, rakiety i koteczki wraz z dumnymi twórcami 🙂

i studio lizakowego tatuażu – obowiązkowa pozycja każdego lata 🙂

 

i jeziorko z opalaniem 🙂

na spacerku jak się okazało można robić dużo ciekawych rzeczy, takich jak zbieranie patyków na ognicho, karmienie kózek o którym już wspominałam czy uciekanie Cioci (tylko czasami… 🙂 )

w niedzielę, przyjechali do nas Tatusie 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂